w pobożnych rozmyślaniach zawarty
BISKUP I DOKTOR KOŚCIOŁA
––––––
Od rozpoczęcia przez Zbawiciela życia apostolskiego
do spisku przez Żydów na Niego uknowanego
––––
Rozdział XVIII
O ucieczce Zbawiciela, gdy chcieli uczynić Go królem. A także przestrogi co do zaszczytów ziemskich
Gdy Zbawiciel nakarmił rzeszę, jak o tym było w Rozdziale poprzedzającym, zgromadzeni tam wtedy, chcieli uczynić Go królem. Z cudu bowiem zaszłego miarkowali, że łatwo Mu będzie wszelkie ich potrzeby zaopatrywać, i wnosili że pod takim królem żadnego niedostatku nie doznają. Lecz Pan Jezus poznawszy takowe ich chęci, uszedł na górę, tak iż oni tego nie zauważyli, i wyszukać Go nie mogli. Nie chciał tedy doczesnego zaszczytu. I uważaj jak naprawdę, a nie pozornie tylko uchylił się od tego. Albowiem uczniów odprawił morzem, a Sam wszedł na górę, ażeby Go nie znaleźli, gdy szukać będą pomiędzy uczniami. Uczniowie zaś nie chcieli się odłączyć od Niego, lecz kazał im wejść do łodzi i odpłynąć na brzeg drugi. Chwalebnym było ich pragnienie pozostania, to jest przebywania zawsze z Swym Panem najdroższym, lecz On inaczej postanowił.
Patrz więc teraz na nich, jak oto mimo chęci odchodzą od Niego, i w jaki sposób Pan Jezus zmusił ich, aby sami weszli do łodzi, objawiając w tym wyraźnie wolę swoją, żeby bez Niego odpłynęli. Oni też pokornie usłuchali, jakkolwiek przykrym i bolesnym było to dla nich. I podobnież codziennie postępuje Jezus z nami. Chcielibyśmy, żeby nigdy nie oddalał się od nas; lecz On inaczej zachowuje się względem duszy: przychodzi do niej i odchodzi według własnej woli, wszakże zawsze dla naszego dobra. Toteż chciałbym, żebyś posłuchała, co o tym mówi święty Bernard. Oto jego słowa: "Gdy czuwaniem, długim błaganiem i obfitymi łzami, sprowadzi się Oblubieniec niebieski do duszy, nagle, kiedy zdaje się być już w naszym posiadaniu, znika, i znowu płaczącemu i goniącemu za Nim, nastręcza się i ująć się dozwala, ale nie zatrzymać, bo oto powtórnie, a najniespodziewaniej z rąk się wymyka. Wszakże jeśli nie ustaje w płaczu i prośbach dusza pobożna, jeszcze powraca, i w woli ust jej nie omyli jej (1). Ale znowu wnet zniknie i widzieć się nie da, chyba że się Go z całej siły szukać będzie. Tak tedy w tym życiu doczesnym, możemy z obecności Oblubieńca niebieskiego, częstej doznać radości, lecz nie zupełnej: chociaż bowiem obecność Jego raduje, zasmuca tejże niestałość. – I dusza rozmiłowana, póty znosić to musi, aż wyrywając się niejako z więzów powłoki cielesnej, uleci, i wzniósłszy się w górę na skrzydłach pragnień świętych, swobodnie szybuje po wyżynach bogomyślności, a otrząsnąwszy się ze wszystkiego co ziemskie, myślą i sercem goni za umiłowanym gdziekolwiek idzie (2). Lecz i w takim razie nawet, Oblubieniec niebieski nie okaże się niezwłocznie każdej duszy; zstąpi On tylko do tej, która gorącą pobożnością, serdecznym wzdychaniem i tkliwym uczuciem, okaże się rzeczywiście Jego oblubienicą; do tej którą znajdzie godną, by Słowo odwieczne dla nawiedzenia jej przyoblekło się w ozdobę (3), przyjmując postać Oblubieńca" (4). I podobnież na innym miejscu mówi tenże Święty: "Może dlatego uchylił się Jezus i jakby odszedł od ciebie, żebyś Go tym chciwiej wzywał na powrót, tym usilniej zatrzymywał gdy przybędzie. Dlatego też razu pewnego, gdy przyłączył się do dwóch uczniów idących do Emaus, okazywał jakoby miał dalej iść (5); nie żeby w istocie miał to czynić, lecz że chciał, by Mu ci uczniowie powiedzieli: Zostań z nami, boć się ma ku wieczorowi (6)" (7). "Toteż to święte udawanie, albo raczej tak zbawienne dla duszy z nią postępowanie, które zachował wtedy Pan Jezus widocznie, nie przestaje zachowywać niewidzialnie z duszami szczerze Mu oddanymi. Gdy niby odchodzi, chce by Go zatrzymywać; gdy odejdzie, by Go wzywać. I odejście Jego zwykle jest czymciś z naszej strony spowodowanym, przyjście zawsze własnowolnym, a jedno i drugie jak najsprawiedliwszym, i ostateczne swoje powody w Jego dobroci mającym. Nie masz przeto wątpliwości, że dusza podlega tego rodzaju zmienności, w przychodzeniu i odchodzeniu od niej Oblubieńca niebieskiego, według tego jak powiedziano: Odchodzę i przychodzę do was (8); i także: Maluczko a już mnie nie ujrzycie: i znowu maluczko a ujrzycie Mnie (9). Lecz o! maluctwo nie malutkie! o maluczko ale długie, o! Jezu dobry! Maluczko powiadasz, a nie ujrzymy Cię, i święte są te słowa Pana mojego; lecz niechże mi wolno będzie powiedzieć, że to maluctwo długim jest i wielkim niezmiernie, albo raczej jest i jednym i drugim, bo jest maluctwem w porównaniu tego na cośmy zasłużyli, lecz nie maluctwem dla spragnionej Twego powrotu duszy. – A jedno i drugie masz wyrażone przez Proroka mówiącego: Jeśliby odwlekał, oczekuj Go, bo przyjdzie a nie opóźni się (10). Lecz jakże nie opóźni się, kiedy odwleka? Bo odnosząc to do naszej zasługi, tedy chociażby Jezus najpóźniej nawiedzić nas raczył, to zawsze będzie nie za późno; a znowu odnosząc to do duszy rozmiłowanej, tedy najmniejsze opóźnienie Jego, jest dla niej długą odwłoką. Jakoż, dusza rozmiłowana, spragniona Boga swego, uniesiona świętą żądzą zjednoczenia się z Nim, nie zważa czy ma jakie do tego zasługi; zamyka oczy na wielkość Boskiego majestatu, myśli tylko o szczęściu posiadania Go, stawia nadzieję swoją w zbawieniu, śmiele poczyna z Nim (11). Odważna więc, ledwie że nie zuchwała, przywołuje do siebie Jezusa, i śmiało dopomina się swojego szczęścia, a nawykła poufale nazywać Go nie Panem lecz Oblubieńcem, woła: Wróć się miły mój, wróć się (12)" (13). – "I tak to zmiennymi kolejami, nie przestaje Jezus przeprowadzać dusze pobożne, albo raczej, które przez to właśnie pobożnymi chce uczynić, nawiedzając je rano, i natychmiast doświadczając (14)" (15).
Widzisz tedy w jaki sposób Pan Jezus niewidzialnie nawiedza duszę i od niej odchodzi, i jak w takich razach dusza ma się zachować. Albowiem usilnie powinna Go przywoływać i bezustannie, a tymczasem cierpliwie znosić odejście Oblubieńca, i za przykładem uczniów, którzy z posłuszeństwa bez Niego weszli do łodzi, powinna przetrwać nawałnicę, i od Jego wsparcia wyglądać ratunku. – Lecz wróćmy już do samego Pana Jezusa.
Gdy uczniowie puścili się morzem, On sam jeden wstąpił na górę, i tym sposobem uszedł od tych, którzy chcieli Go ogłosić królem. Widzisz więc jak przemyślnie i starannie uchyla się od zaszczytu korony, pozostawiając nam przykład, żebyśmy podobnież postępowali, gdy się nam jakowe zaszczyty nastręczają; nie dla Siebie bowiem, lecz dla nas uchodził. Wiedział, jakim to jest zuchwalstwem, jeśli do zaszczytów wzdychamy. Jakoż, nie znam niebezpieczniejszych sideł zastawionych na duszę przez szatana, i złudzeń łatwiej ją podkopujących, nad zaszczyt czy to przełożeństwa, czy władzy, czy nauki. Zaledwie to bowiem być może, żeby, kto z zaszczytu się cieszy, nie był zagrożony zgubą wielką, albo co gorsza, nie był już w niej pogrążony, i tego ci dowiodę kilku powodami. – Najprzód bo posiadający jakowy zaszczyt, z łatwością zakłada w nim uciechę, i troszczy się nie tylko by przy nim ostał, ale nawet, by jeszcze go zwiększył. A według świętego Grzegorza (16), każdy o tyle ujmuje w sobie najwyższej miłości, o ile niższymi przedmiotami się cieszy. Po wtóre, gdyż taki ubiega się o przyjaciół nadskakujących mu i zauszników, którzy by go bronili, popierali, i zaszczytu mu przyczyniali; a wtedy łatwo się przydarza, że dla pozyskania sobie stronników którzy by mu w tym służyli, i on sam i jego stronnicy dopuszczają się czynów obrażających Boga i sumienie. Po trzecie, bo starający się o zaszczyty, zazdrości posiadającym takowe i obmawia ich, aby siebie tym godniejszym czci okazać, a przez to wpada w grzech nienawiści i zawiści. Po czwarte, gdyż w takim razie poczytujemy się za godnych zaszczytu, i za takich uchodzić pragniemy, a przez to wpadamy w grzech zarozumiałości i pychy. Bo przecież mówi Apostoł: Jeśli kto mniema, żeby czym był, gdy niczym jest, sam siebie oszukuje (17). I dlatego powiada Zbawiciel w Ewangelii: Gdy uczynicie wszystko co wam rozkazano, mówcie: słudzy nieużyteczni jesteśmy (18). Lecz czyż to kiedy powie ten, kto pragnie być uczczonym? Po piąte, bo taki nie żyje według ducha, lecz według ciała; albowiem dusza jego nie jest skierowaną i wzniesioną do nieba, lecz wałęsa się po ziemi i na wiele przedmiotów wylewa. Na koniec po szóste: bo skoro kto w zaszczytach zacznie się lubować, wnet ogarnia go żądza nienasycona, i ciągle ubiega się o nowe i coraz wyższe, a im więcej ich dostępuje, tym bardziej za jeszcze większymi wzdycha, sam poczytując się za szczególnie takowych godnego, i wymagając by i drudzy za takiego go mieli. A tak dochodzi się w końcu do wyniosłości, do ambicji, będącej wadą najgorszą, i wielu innych wad korzeniem i przyczyną. Lecz o tej niegodziwej ułomności, posłuchaj znowu nie mnie, lecz świętego Bernarda: "Wyniosłość, powiada on, jest złem nie zawsze bijącym w oczy; jest wrzodem ukrytym, morową zarazą utajoną, a mistrzynią chytrości, matką obłudy, zawiści ojcem, mnóstwa wad źródłem, rdzą cnót, mułem świętobliwości, ślepotą serca. – Ona to, wyniosłość to sprawia, że nawet co miało zleczyć duszę, przyprawia ją o chorobę, a to co mogło ją ukrzepić, w niemoc wprowadza. I iluż to nikczemnie jej podległych, ta morowa wada sprośnie obaliła, tak iż drudzy przed którymi ukrył się był tajemny ten zabójca, przerażeni zostali najniespodziewańszym dla nich upadkiem. Cóż zaś innego żywi tego zjadliwego robaka, jeśli nie postradanie zmysłów i puszczenie w niepamięć prawdy? Albo cóż innego, jeno prawda, wyśledzić potrafi tego niegodziwego zdrajcę i jego ukryte zasadzki? Prawda która powiedziała: Cóż pomoże człowiekowi, jeśliby wszystek świat zyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł (19), i także że: mocarze, mocne męki cierpieć będą (20). Prawda to bowiem często przywodzi nam na myśl, jak płochą jest uciecha wyniosłego, jak surowy sąd go czeka, jak krótkie zażywanie zaszczytu, jak niewiadomy jego koniec" (21). "I dlatego Zbawiciel, dla pozostawienia nam nauki i przykładu jak z pokusą wyniosłości zachować się powinniśmy, kuszonym był od ducha wyniosłości, gdy Mu szatan przyobiecywał wszystkie królestwa świata... jeśli upadłszy uczyni mu pokłon (22). Widzisz więc, że wyniosłość przywodzi do oddawania czci diabłu, za co on zaszczyty ziemskie i chwałę obiecuje swoim czcicielem" (23).
I tenże święty Doktor, o tymże przedmiocie tak mówi na innym miejscu: "Spragnieni jesteśmy wyniesienia, zaszczytów pożądamy wszyscy. Bo przecież szlachetnymi istotami jesteśmy i wielkodusznymi: a stąd naturalną skłonnością parci, pragniemy wywyższenia. Lecz biada nam jeśli zechcemy naśladować Lucyfera który powiedział: Usiądę na górze testamentu, na stronach północnych (24). Nieszczęsny! na stronach północnych! Lodowatą jest ta góra, nie pójdziemy za tobą. Posiadasz tylko potężną żądzę wywyższenia, a zdaje ci się, że posiadasz potęgę wyższości. A jednak, iluż to po dziś dzień w skażone i nieszczęsne ślady twoje wstępuje; owszem, jak mało nad którymi nie panowałaby namiętność wywyższenia się nad drugich! Kogóż naśladujemy, nieszczęśni? Kogóż naśladujemy? Czy nie jestże to owa góra na którą gdy wstąpił Anioł, stał się szatanem? I na to zwróćcie uwagę bracia, że po upadku swoim, dręczony zawiścią, złośliwie starając się uwieść człowieka, inną podobnąż okazał mu górę mówiąc: będziecie jako bogowie, wiedzący dobre i złe (25)". "Tak tedy jak żądza wywyższenia, pozbawiła anioła szczęścia anielskiego, tak podobnież wiedzy pożądanie, pozbawiło człowieka chwały nieśmiertelności. Lecz prócz tego, gdy usiłuje kto wedrzeć się na górę jakiejkolwiek wyższości, iluż to mieć będzie przeciwników, ilu starających się nie dopuścić, ile przeszkód, jak niełatwe życie! A w końcu cóż go czeka, jeśli nawet uda się mu dopiąć tego co pragnął? oto straszna ona groźba w Piśmie świętym zawarta, gdzie powiedziano: Mocarze, mocne męki cierpieć będą (26). I to się tyczy życia wiecznego, więc już ziemskie troski i utrapienia przywiązane do wszelkiej wyższości pomijam. Inny znowu chciwym jest nadymającej nauki: ileż się napracował, ileż natrudził duch jego, a w końcu jeśli jest to umysł wznioślejszy, powtórzyć będzie musiał z najuczeńszym z ludzi: Próżność nad próżnościami, i wszystko próżność (27). A zanim do tego dojdzie, albo i pomimo tego, nie przestanie on zalewać się goryczą, ile razy zmuszony będzie przyznać nad sobą wyższość innemu, albo od drugich za niższego będzie poczytanym. Jeśli zaś poprzestając na czymś co się mu głęboką nauką wyda, wbije się w pychę na dobre, wtedy ziści się na nim to co mówi Pan: Zagubię mądrość mądrych, a roztropność roztropnych odrzucę (28). – Lecz już dłużej nad tym zatrzymywać się nie będę: sądzę że przekonaliście się bracia, jak stronić nam trzeba od góry wyniosłości, jeśli zbawiennie przerażeni jesteśmy widząc jak z niej strąconym został Anioł, i jakiego upadku stała się ona powodem dla człowieka. Góry Gelboe, ani rosa ani deszcz niech nie padają na was (29). A więc cóż poczniemy? Wywyższać się w ten sposób żadną miarą nam się nie godzi, a jednak wywyższenia pragnieniu podlegamy; któż więc wyuczy nas wywyższenia zbawiennego? Któż jeśli nie Ten o którym czytamy: że który zstąpił na ziemię, tenże jest który też wstąpił na wszystkie niebiosa (30). – On więc wskaże nam drogę wywyższenia, byśmy za innego wskaziciela, a raczej zwodziciela nie poszli śladami albo radami. Ponieważ nie było kto by umiał zbawiennie się wywyższać, więc zniżył się i zstąpił Najwyższy, i Swoim zstąpieniem wskazał nam i uświęcił drogę łatwego i zbawiennego wywyższenia. Zstąpił z wyżyn potęgi obłożon krewkością (31) ciała, i zstąpił z wyżyn mądrości, gdyż: podobało się Bogu, przez głupstwo przepowiadania zbawić wierzących (32). Cóż bowiem może mniej potężnym się wydać od malutkiego ciałka i niemowlęcego płaczu? Cóż mniej umiejętnym od dzieciaczka umiejącego tylko ssać pierś matczyną? Cóż mniej potężnym od Tego który na krzyżu tak rozpiętym został, że wszystkie kości Jego policzyć można było (33). Któż szaleńszym mógł się wydawać od Tego, który wydając się na śmierć za drugich, płacił za to czego nie wydarł! (34). Widzisz tedy jak nisko On zstąpił, jak dalece z potęgi, jak dalece z mądrości wyzuł Siebie Samego; ale też wyżej wznieść się w dobroci, wyższy dać nam dowód Swojej miłości już nie mógł! I nie dziw że Chrystus zstępując, wstąpił, a zniżając się wywyższył wszystkich, nie dziw mówię, kiedy i anioł zbuntowany i pierwszy człowiek poniżyli się i upadli wywyższając się" (35).
I jeszcze na innym miejscu tak o tym pisze święty Bernard: "Dlatego, najmilsi, wytrwale zdążajcie do celu któryście obrali, abyście przez pokorę jak najwyżej doszli, gdyż ta jest do tego droga i innej nie ma. Kto inaczej idzie upada raczej aniżeli postępuje; albowiem pokorą tylko może dusza nabywać wzrostu; pokora tylko prawdziwie wywyższa, ona jedna wiedzie do życia". I przydaje tenże Święty: "O! przewrotności, o! wyniosłości synów Adamowych! bo oto gdy wznieść się niezmiernie jest trudno, upaść najłatwiej, oni i zuchwale wynoszą się i uniżyć się nie chcą, spragnieni zaszczytów i dostojeństw nawet Kościelnych, a więc strasznych nawet barkom Aniołów. Kto by zaś w Twoje ślady, Panie mój Jezu, chciał wstępować, kto by się dał przez Ciebie pociągnąć i szedł drogą Twoich przykazań, takiego ze świecą szukać" (36).
Widzisz tedy z powyższych uwag, jaką drogą dojść możesz do prawdziwego zaszczytu, a mianowicie przez pokorę, i jak stronić należy od doczesnego i złudnego jakiegokolwiek rodzaju wywyższenia. Lecz może niektórzy z wyniosłości ubiegając się o nabycie nauki, lub starając się o zaszczyty, uniewinniają to sami przed sobą, pozorem że przez to skuteczniej pracować będą mogli około zbawienia drugich. Posłuchajże co znowu na to odpowiada święty Bernard: "Dałby Bóg, by ci którzy w ten sposób dostępują jakowych dostojeństw, z taką wiernością, jeśli to możliwe, spełniali swoje obowiązki, z jaką ufnością przyjęli je na siebie. Wszakże trudne to niezmiernie; bo czyż podobna żeby z gorzkiego korzenia wyniosłości, wyrodził się słodki owoc miłości" (37). Toteż do tego żeby posiadane zaszczyty mieć w takiej pogardzie i tak je sobie za nic poczytywać jak należy, niezbędną jest cnota do najwyższego szczytu podniesiona. Bo mówi święty Jan Złotousty: "Posiadać zaszczyty z właściwą na nie obojętnością, jest czymciś podobnym, jak gdyby kto przestawał z najpowabniejszej powierzchowności niewiastą, będąc obowiązanym nie rzucić na nią nigdy pożądliwego spojrzenia". Dlatego nie masz wątpliwości, że trzeba na to duszy wielkiego hartu, żeby kto posiadający zaszczyty lub dostojeństwa, zażywał takowych w mierze właściwej.
–––––––––––
Żywot Pana naszego Jezusa Chrystusa w pobożnych rozmyślaniach zawarty, przez Św. Bonawenturę Biskupa i Doktora Kościoła. (Tłumaczenie O. Prokopa Kapucyna). Kraków 1879, ss. 185-196.
Przypisy:
(1) Psal. 20, 3.
(2) Obj. 14, 4.
(3) Psal. 92, 1.
(4) Serm. 32 sup. Canti., n. 2. 3.
(5) Łk. 24, 28.
(6) Tamże 29.
(7) Serm. 74 sup. Canti., n. 3.
(8) Jan 14, 28.
(9) Tamże 16, 16.
(10) Hab. 2, 3.
(11) Psal. 11, 6.
(12) Pieśń 2, 17.
(13) Serm. 74 sup. Canti., n. 4.
(14) Job. 7, 18.
(15) Serm. 17 sup. Canti., n. 2.
(16) Hom. 30 in Evang., n. 2.
(17) Galat. 6, 3.
(18) Łk. 17, 10.
(19) Mt. 16, 26; Mk 8, 36.
(20) Mądr. 6, 7.
(21) Serm. 6 sup. Psal. Qui habitat, n. 4.
(22) Mt. 4, 9.
(23) Serm. 6 sup. Psal. Qui habitat, n. 5.
(24) Izaj. 14, 13.
(25) Rodz. 3, 5.
(26) Mądr. 6, 7.
(27) Ekl. 1, 2.
(28) I Kor. 1, 19. Por. Izaj. 29, 14.
(29) II Król. 1, 21.
(30) Efez. 4, 10.
(31) Hebr. 5, 2.
(32) I Kor. 1, 21.
(33) Psal. 21, 18.
(34) Psal. 68, 5.
(35) Serm. 4 de Ascens. Dom., n. 3. 5. 6.
(36) Serm. 2. de Ascens. Dom., n. 6.
(37) Serm. de Convers., ad Cleric., c. XXI, n. 36.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXIV, Kraków 2014
Powrót do spisu treści
Rozmyślań Życia Chrystusa
Pana
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: