DROGA DO NIEBA

 

KARDYNAŁ JAN BONA OCIST.

 

––––––

 

ROZDZIAŁ IX.

 

O pysze, wyniosłości i próżnej chwale. Obraz pysznego. Próżność i niebezpieczeństwa wysokich stopni. Choroba nadętości i lekarstwa na nią.

 

1. Pycha, wyniosłość i próżna chwała, są to rodzone siostry, z których, jak z oceanu, wszystkiego złego rzeki wypływają. Bo kiedy człowiek własne wyniesienie za jedyny cel sobie założy, na to wszystkie swoje siły wytęża, bez względu na chwałę Bożą, bez względu na dobre imię u ludzi. A jeżeli widzi, że tylko zbrodnia do sławy go doprowadzi, pójdzie od zbrodni do zbrodni; a przez zdrady, podejścia, zgubę bliźniego i rozlew krwi, do upragnionych zaszczytów drogę sobie uściele. Pyszny, nienawistny Bogu, nieznośny ludziom, żadnych starań i trudów dla pozyskania ludzkiej chwały nie szczędzi. Sądzi się godniejszym wyższego miejsca, i w osiągnieniu go najwyższe swoje szczęście zakłada. Zuchwale podejmuje się tego, co jego siły przechodzi; we wszystkie sprawy nieproszony się miesza, dmie się bezczelnie, i na wszystkich z góry spogląda. Chytrze udaje pokornego, ażeby o dumę posądzony nie był. Z wyższego stanowiska strącony, przed wszystkimi narzeka, niezgody i nienawiści podnieca. Dla niższych okrutny i nieprzystępny, wyższych podły pochlebca, bardziej nieśmiały i płaszczący się, niżeli najlichszy niewolnik. Jeśli ma jakie dobra, te nie Panu Bogu, jak powinien, ale sobie bardzo przyznaje. We wszystkim chce zwracać na siebie oczy; a o najwznioślejszych przedmiotach, których i wyobrażenia nie ma, dwornie rozprawia. W cudze postępki ciekawie wgląda, zuchwale wyrok wydaje, bez litości potępia, występki zwiększa, a chwałę zaćmić usiłuje. W chodzie jego, w tonie mówienia, jakaś zarozumiałość, jakaś dla innych pogarda się przebija. Przestróg nie cierpi, rady odrzuca, upomnień nie słucha. Przypisuje sobie przymioty, których nie ma; a jeżeli które ma, te mu się wydają daleko wyższymi, niżeli są w istocie. Przeto się obraża, i do największej złości posuwa, jeżeli go, jako coś więcej znaczącego, więcej nad innych nie uczczą, jeśli na niego, albo na jego zdanie mało uwagi zwracają. W sercu jego ustawicznie jak na fali; bo kiedy inni otrzymują ten zaszczyt, do którego on pnie się, krew się mu we wszystkich żyłach gotuje. Początkiem wszelkiego grzechu jest pycha (1).

 

2. Połóż na szali i porównaj z najmniejszą cząstką wiecznej szczęśliwości to wszystko, co tylko do osiągnienia mieć na tym świecie możesz: królestwa, cesarstwa i cały okrąg ziemski; świat cały ze swoją wielkością będzie w obliczu wieczności jak liść, którym wiatr pomiata. Podnieś tedy myśl twoją do wieczności, i stań się godnym Nieba, dla którego zrodzony jesteś. Oddal zbyt dumne mniemanie o sobie, i niechaj prawdziwe dobra będą miarą wartości twojej. Gdyby cię król za syna przysposobił, czyżbyś na swoją godność nie pamiętał? A teraz jesteś samego Boga synem, krwią Chrystusa odkupionym. Czemuż na ród twój nie pomnisz? czemu tak przyklejasz twe serce do rzeczy ziemskich, które są niegodne nieśmiertelnego początku twego? Ojciec niebieski powołuje cię do panowania na Niebie, do dziedzictwa wiecznie trwać mającego. Tu podnieś twój umysł, w tej obietnicy chlubę twoją połóż, od tego Ojca szlachetność twoją wyprowadzaj, na Jego podobieństwo twoje obyczaje układaj. Ta to droga do prawdziwej chwały prowadzi.

 

3. Czymże są korony i berła, jeżeli nie błyszczącymi łańcuchami i od złota świecącą nędzą? na których gdyby się dobrze poznali ludzie, nigdy by się o tron nie ubiegali. Więcej byłoby królestw, niżeli królów. Wielkie bogactwa, to wielka niewola. Ci, których gmin za szczęśliwych uważa, wcale inaczej sądzą o sobie: bo stękają pod ciężarem dostatków, przez które stają się nieznośnymi dla ludu. Wtenczas wzdychają do spokojnego ustronia, do niezależnego życia. Wtenczas ta świetność za którą się upędzali, traci dla nich swój urok. Wtenczas z bojaźnią i drżeniem o marnościach świata rozmyślają. Wtenczas lękają się śmierci i sądu Bożego, przed którego obliczem nic nie pomoże z taką usilnością otrzymana dostojność, dla dostąpienia której tyle znoju, a może i krwi przeleli. Tak więc żyj, abyś mógł bezpiecznie przed tym trybunałem stanąć. Kto teraz się poniża, wtenczas podwyższony będzie.

 

4. Szalony! czyż sądzisz, że otrzymawszy ten stopień, pozyskasz bezpieczeństwo i spokojność? Mylisz się. Co pierwej wolno było, odtąd wolno nie będzie: bo im wyżej stoisz, tym mniej masz swobody. Im wyższe zajmować będziesz stanowisko, tym widoczniejszymi staną się występki twoje. Nie może się ukryć, kto na świeczniku stoi. Cała twoja dawniejsza spokojność znikła. Żadnego kroku nie ukryjesz przed okiem ludzkim; żadnym dniem podług twej woli nie będziesz mógł rozporządzić. Z wysokiej wieży upadek wielki. Daremnie tam szukać pokoju, gdzie niejeden trudy i niebezpieczeństwa, a wielu smutny koniec życia znalazło. Na królewskich stołach i uczty nie zawsze bezpieczne. Może w złotych pucharach trucizna się mieści. Iluż to królów własną krwią stopnie tronu zbroczyło? Jakże śliska jest ścieżka, która na niebotyczną górę prowadzi! Nad nią urwiska wiszą, pod nią przepaści leżą. Bezpieczniejsza po gładkiej drodze podróż. Ile z jednej strony wielbiących, tyle z drugiej zawistnych powstanie. Ileż tam zasadzek drogę ci przegrodzi! Jak wszystko podejrzane i niebezpieczne! Ani sługom, ani przyjaciołom, ani rodzonemu bratu, ani własnemu synowi zawierzyć nie można. A od niskiej strzechy jakże dalekie burze! Bezpieczny, kto w ukryciu żyje. Kogo się nie lękają, ten nie ma czego się lękać.

 

5. Gdyby koń lub inne zwierzę między innymi tegoż samego rodzaju zwierzętami, wszelkimi sposoby o pierwszeństwo się dobijało, czyżbyś od śmiechu się wstrzymał? A sam czyliż mniej śmiechu jesteś godzien, kiedy się nad innych wynosisz, dlatego, żeś bogatszy, albo możniejszy od nich? Czegoż się pysznisz, ziemio i prochu? (2) Nikt się wynosić nie może, chyba z własnego dobra. A cóż jest twoim, kiedyś wziął wszystko od Boga? Sam tylko grzech jest twoim. A jeżeliś wszystko odebrał, Temu daj chwałę, który cię tymi dobrami ubogacił. Czyż dlatego koń będzie zwycięzcą na wyścigach, że ma pod dostatkiem siana i owsa, że nosi złote wędzidło i perłami sadzone rzędy? Nie. Wtenczas będzie tryumf przy nim, kiedy pierwszy u mety stanie. Tak człowiek, jeśli nie znikczemniał w myślach, z dóbr zewnętrznych i materialnych szukać chluby nie będzie. Rzeczesz może: jam lepszy i szlachetniejszy od innych. Ale kto tak mówi, czyliż prawdziwej czci jest godzien? bo ten tylko na uwielbienie zasługuje, kto nad wszystkie zaszczyty jest wyższy. Prawdziwa szlachetność wynosić się nie umie, a wielkość duszy w parze ze skromnością chodzi. Nic tak nie zdobi wielkiego męża, jak skromny kwiat pokory.

 

6. Patrz na słabość natury ludzkiej; patrz, jak niewielką przestrzeń ciałem swoim zajmujesz; a kiedy wiele rzeczy upokarzać cię będzie, czyż znajdzie się choć jedna, z której byś się wynosić miał prawo? Pamiętaj o tym astronomów zdaniu, że cała ziemia jest tylko punktem w nieskończoności. Jakżeś szalony, jeśli na tym drobnym pyłku zakładasz państwa i granice panowania rozszerzasz. W małym nikt nie jest wielkim. Ta sama ziemia, którą dumnym krokiem depcesz, wkrótce twe oczy zasypie; i tyle tylko jej posiadać będziesz, ile twe zimne i rozsypujące się w proch ciało zajmie. Buduj więc na tej pajęczynie wielkie i wiecznie trwać mające zamki! Tu czy się nie rozbiją twoje szalone zamysły, twoja niczym niepowściągniona duma? Tu chciwości twej skrzydła rozpościeraj szeroko, tu wojny staczaj, orężem kraje podbijaj. A gdy się naszalejesz do syta, za późno wreszcie poznasz, jak były próżne owe tytuły; jak był zwodniczy blask tej sławy, której się z takim kosztem dobijałeś. Świetność ziemska to szkło: błyszczy, ale się tłucze. Wiele to lat wielkie drzewa rosną: a w jednej godzinie pod toporem się walą.

 

7. Usuniesz niemałą do pychy podnietę, jeżeli w ukryciu żyć będziesz. Nikt się bardzo nie wysadza wtenczas, kiedy jest sam jeden, lub gdy go nikt oprócz domowych nie widzi; ale im więcej ma zwróconych oczu na siebie, tym bardziej swój zbytek i przepych rozwija. Któż wdziewa purpurę, w której by się nie pokazał nikomu? któż na złotych półmiskach codzienny posiłek przyjmuje? któż w samotności, pod cieniem wiejskiego dębu, występuje z całym swoich bogactw przepychem? Pycha na widoku być lubi; i nigdzie się więcej nie okazuje, jak wpośród pochwał ludzkich. Pszczoła zbierając miód, koń nosząc jeźdźca, drzewa wydając owoce, niczego więcej nie pragną; człowiek oklasków potrzebuje; chce, żeby wszyscy zwracali oczy na niego i mówili: patrzcie! oto on! Lecz kiedy głębiej rozważysz, kto są ci, o których się pochwałę ubiegasz, niczym prędzej, jak oklaskami tłumnej gawiedzi nie wzgardzisz. Ludzie są próżni; stałości i śladu w nich nie ma. Często byś sądził, że od rozumu odeszli: bo w każdej godzinie jakiś szał w nich spostrzeżesz. Posłuchasz ich rady, a oni własną radę potępią. Jak chwalącego, tak chwalonego, nie długie życie; i to na tym punkciku, jakim jest ziemia; i tam jeszcze nie wszyscy na jedno zdanie się zgodzą; i tenże sam człowiek nie zawsze przy swoim zdaniu stać będzie. Ale powiadasz: nie można lekceważyć chwały w potomności, to jest u tych, którycheś ani widział, ani kiedykolwiek ujrzysz. Czemuż cię to nie obchodzi, że cię nie chwalili ci, którzy żyli przed tobą? Lecz dajmy, że twoi wielbiciele żyć wieki będą, że twoje imię do nieśmiertelności przejdzie. Cóż ci stąd przybędzie po śmierci, co przybędzie za życia? Częstokroć gdzieś daleko wielbiony jesteś, a we własnym domu prześladowanie cierpisz. Każda rzecz z siebie samej jest zła, lub dobra. Chwal ją, czy nie chwal, ona przez to na swojej wartości ani zyska, ani straci. Czyż to blask słońca przyćmi, że na nie ludzie patrzeć nie będą? Czyż owoc słodycz, czyż róża wonność, diament blask swój utraci, kiedy ich nikt chwalić nie będzie? Wzniosłego to i nie ziemskiego umysłu cecha, być wyższym nad pochwały ludzkie i w sobie samym zaspokojenie znaleźć. Nie zyskasz pochwał, kiedy się za nimi upędzasz: bo i cóż w tobie jest pochwały godne? Zważ, jaka słabość, jaka nędza, jaka własnego zbawienia niepewność! Sługą nieużytecznym jesteś, chociażbyś uczynił to wszystko, coś był uczynić powinien. Lecz jakim czołem będziesz śmiał powiedzieć, żeś już wszystko uczynił? Lękaj się! bo może wewnątrz nie jesteś takim, jakim się zewnątrz wydajesz; lękaj się, ażebyś właśnie z tego, co ci się w tobie samym najwięcej nie podoba, chwalony nie był. Oddaj Bogu coś wziął od Niego: byt, życie, rozum; a nic ci nie zostanie, tylko grzech. Kiedy więc niczym jesteś, czyż ze swojej nicości chlubić się możesz? I wtenczas dopiero czymś być zaczniesz, kiedy uczujesz, że niczym jesteś.

 

–––––––––––

 

 

Droga do nieba. Dzieło kardynała Bony, w rodzaju Tomasza à Kempis, tłumaczone z łacińskiego przez X. A. S. Krasińskiego Biskupa Wileńskiego, Ś. Teologii Doktora. Wydanie drugie. Wilno 1863, ss. 62-72.

 

Przypisy:

(1) Ekli. X, 15.

 

(2) Ekli. X, 9.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXVI, Kraków 2016

Powrót do spisu treści dzieła kard. Jana Bony pt.
DROGA DO NIEBA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: