DROGA DO NIEBA

 

KARDYNAŁ JAN BONA OCIST.

 

––––––

 

ROZDZIAŁ III.

 

O oczyszczeniu się z grzechów. Wyrzec się trzeba wszelkiego w nich upodobania, i wszelkie występki z gruntu wykorzenić. Rozmyślanie o śmierci i wieczności jest najskuteczniejszym na chorobę duszy lekarstwem.

 

1. Chybia człowiek swego najwyższego celu, kiedy się grzechu dopuszcza: bo z niego jak ze źródła wszystkie nieszczęścia płyną. On jest tym ziarnem, z którego wyrasta wszystko, co dręczy; a jego jadowite tchnienie cały okrąg ziemski zatruwa. Kryje swe żądło, jak zatajona w trawie gadzina; a kiedy ukąsi, dopiero ból uczujesz. Byli tacy barbarzyńcy, co żywych ludzi do trupów uwiązywali, ażeby ten odrażający swąd ani na chwilę dręczyć ich nie przestał. To samo z grzesznikami się dzieje. Kara ich, jak cień goni za nimi, a nigdzie przed nią uciec nie zdołają. Jeżeli małej nie zadasz sobie przykrości, opierając się złemu, wiele będziesz musiał wycierpieć, kiedy się go dopuścisz. Ledwie się grzech w myśli twojej począł, już jest własną karą brzemienny. Stąd to urodziła się śmierć, stąd się wszczął ogień piekielny. Ze wszystkich więc plam grzechowych przez skruchę, spowiedź i zadosyćuczynienie trzeba swą duszę oczyścić. Trzeba unikać nie tylko ciężkich, ale nawet powszednich grzechów: bo one chociaż nie zadają od razu śmierci, powoli jednak odbierają siły i śmiertelny sprowadzają upadek. Ale czy okręt od razu rozbity o skały, potonie; czy go powoli i nieznacznie sącząca się przez szpary woda na dno ponurzy; zawsze los jego jest opłakany. Potępią cię te małe grzechy dlatego, że ich tak łatwo uniknąć mogłeś. Im nieprzyjaciel słabszy, tym większa hańba zwyciężonym zostać.

 

2. Nie zasiejesz cnoty na roli serca twojego, nie wybijesz się z niewoli grzechu, póki się wszelkiej do niego skłonności nie wyrzeczesz, ażebyś ciałem będąc na puszczy, nie był duszą w Egipcie. Źle się dzieje około ciebie, kiedy choć przebaczyłeś urazę, choć zagasiłeś w sercu występną miłość, jeszcze nadstawiasz ucha na złośliwą mowę, jeszcze na zwodniczą piękność z upodobaniem patrzysz. Występki i złe nałogi, które po zgładzeniu winy jeszcze pozostały w tobie, to najniebezpieczniejsze grzechu zarody, które z gruntu wykorzenić potrzeba. Jeżeli przestaniesz na obcięciu gałęzi, z pnia wyjdą odrostki, a z nich nowe gałązki nieprawości wyrosną.

 

Mówisz, że nie chcesz wpuścić występków do domu serca twojego. Nie wierzę: bo nie zamykasz przed nimi bramy na zamek, lecz ją tylko przymkniętą zostawiasz. Mówisz, że czujesz odrazę do tego, co jest zakałą życia twojego. Wierzę: bo któż tej odrazy nie czuje? Ludzie źli nienawidzą swoich występków, chociaż w nich upodobanie mają; a nawet gdy się ich dopuszczają, sami sobą się brzydzą. Cóż pomoże, że złe w słowach odrzucasz, jeżeli za nim idziesz w uczynkach? Nie ma człowieka tak rozpasanego na wszystko, któryby kiedykolwiek nie zerwał z występkami związku; ale wnet znowu do zgody z nimi powraca. Kto zaś prawdziwie nawrócił się do Boga, ten do pnia przykłada siekierę i najdrobniejsze występków fibry wycina. Wtedy pamiętny na swą ułomność, wszystkich powodów do grzechu najtroskliwiej unika, a na sam widok złego cofa się i wzdryga z bojaźni.

 

3. Na cóż te próżne wybiegi? na cóż się wymawiasz ułomnością, kiedy ci Bóg występki z gruntu wykorzenić nakazuje? Nikt lepiej nie zna miary sił twoich, jak Ten, który je nadał. Czemuż Mu nie zaraz posłuszny jesteś, kiedy nie o Jego korzyść, ale o twoje dobro idzie? O ślepe i zbrodnicze zuchwalstwo! jak zły sługa, śmiesz przeciw Panu w oczy powstawać i mówić, że co On rozkazuje, jest nad siły twoje? jakby ci dawał rozkazy niepodobne do wykonania; jakoby nie dla zbawienia ciebie, ale raczej dla udręczenia rozkazywać się zdawał. To właśnie jest złość ludzka i źle się Bogu zasłużyć, i prawo Jego za nieznośne jarzmo poczytywać. Ale spróbuj tylko sił swoich, a sam się zdziwisz, że więcej, niżeś sądził, dokazać zdołasz. Nie dlatego, że trudna walka, nie śmiesz stanąć do boju; ale że ci odwagi braknie, za trudną ją uważasz. Nie z jednej rzeczy, przed którąśmy wprzód drżeli, oswoiwszy się, śmiać się będziemy. Zacznij, a siebie nie uważaj za nic. Nie opuszcza Pan Bóg żołnierzy swoich. Tyle sił, ile mocnej woli mieć będziesz.

 

4. Wszystko złe łatwo zwyciężysz, jeżeli każdy dzień życia za ostatni uważać będziesz. Cóż cię tak wiąże do tej ziemi, że nigdy nie pomyślisz, iż ją opuścić trzeba? Co dzień przechodzą przez ulice orszaki pogrzebowe, które i temu, kto zapomniał o śmierci, mimowolnie ją przypominają. Ty zaś wśród samych ofiar śmierci, o niczym tak mało, jak o śmierci, nie myślisz; i na co najczęściej patrzysz, o tym najprędzej zapominasz. Wybije jednak i twoja godzina, która cię z tym ciałem, tak pieszczonym, rozdzieli. Noc się rozwidni; i wtenczas poznasz, żeś w ciemnościach chodził, kiedy światło ujrzysz. Pokaż, jeżeli możesz, w przeciągu tylu lat, choć jeden dzień, któryby był świadkiem prawdziwej cnoty, na którym by ani jednej plamy nie było. Strawiłeś wiek dziecinny wśród cacek i igraszek; dorastałeś wśród swawoli i namiętności; burzliwa młodość na okropnych błędach i występkach przeszła. Z tych wszystkich lat, które od kolebki do siwego włosa ubiegły, cóż pozostało? tylko żal i zgubne błędów życia owoce. O! jaki kamień serce twoje przywali, kiedy się rumienić na wspomnienie przeszłości, a drżeć o przyszłość będziesz! Cóż wtenczas pomogą owe zbiory, któreś w pocie czoła z takim trudem zgromadzał? Cóż przyjemności życia i rozkosze zmysłowe? cóż czcze tytuły, purpura i berło? O! gdyby wolno było zacząć życie na nowo, jakżebyś o daleko lepsze dobra się starał! Lecz wszystko już będzie za późno, kiedy godzina przeznaczenia wybije. Jeżeli tedy chcesz korzystać z czasu, natychmiast zacznij i opuść to, co byś wówczas opuścić pragnął. Łatwo można zrobić ofiarę, z tego co przemija, ażeby to, co trwa wiecznie, osiągnąć.

 

5. Pytaj konającego, co myśli o przeszłym życiu swoim? Ledwie jednego znajdziesz, któryby o bogactwach, dostojeństwach i próżnościach świata zupełnie inaczej, jak za życia nie sądził? Każda rzecz wtenczas na sprawiedliwszej waży się szali i podług swojej prawdziwej wartości się ceni. Ale podówczas za późno już mądrość przychodzi. Niemało jednak wygrasz, jeżeli z cudzych błędów swoje poprawiać się nauczysz. Kiedy teraz możesz bezpiecznie żeglować, na cóż burzy czekasz? Uniknąć możesz klęski, gdy rzeczy na dobrym stopniu stoją; czemuż się na niebezpieczeństwo narażasz? Niewczesna ostrożność, kiedy już toniesz; niewczesna przezorność, kiedyś już zginął.

 

Niejeden mąż znakomity zasługą i cnotą, zerwawszy wszystkie związki ze światem, o to się tylko przez resztę życia troszczył, aby się żyć i umierać nauczył. Wielu jednak wyznało, że rozstając się z tym światem, nie umieli ani jednego, ani drugiego: tak to jest trudna umiejętność. A ty czekasz starości, ażebyś zaczął myśleć rozważnie. Ty dobre życie odkładasz do tego wieku, którego niewielu dożyło. Wielka to nieroztropność wtenczas zaczynać życie, kiedy je kończyć pora.

 

6. Gdzie lecisz? niebaczny człowiecze! Inaczej wierzysz, a inaczej żyjesz! Czas, to cień ptaka, co przemknął po powietrzu. Życie, to jeden punkt w nieskończoności i jeśli jeszcze co mniejszego od punktu być może.

 

Zaledwieś się urodził, już śmierć z kosą stoi nad tobą. Wstrzymaj choć jeden dzień, choć jedną godzinę, niechaj czas przynajmniej na chwilę odpocznie. Na próżno. Prędzej cię z sobą uniesie, niż zwolni swój nieścigniony lot, w którym po całej kuli ziemskiej zniszczenia sieje. I nad tę jedną chwilkę mniej ważysz wieczność bez końca! O co za nierozsądek i ślepota! Bez przestanku obmyślasz zbiory dla ciała, które wkrótce w proch się rozsypie i nie zakładasz granic swym zbiorom; dla duszy zaś, która nie umiera nigdy, żadnych nie gromadzisz dóbr na przyszłość, jak gdyby ta dusza nie twoją była. Choruje ciało – największą gotów jesteś ofiarę uczynić, abyś je tylko uleczyć zdołał. Choruje dusza – a ty nie dbasz i obojętnym się okazujesz. Gdyby ci powiedziano: jedź do wód morskich, bo umrzesz; czyżbyś odwlekał? weź to gorzkie lekarstwo; czyżbyś odmówił? Łatwe rzeczy Bóg nakazuje, ażebyś żył na wieki; a ty posłusznym być nie chcesz. Gdybyś miał sprawę w sądzie, o niej byś tylko samej myślał i mówił; nie oszczędzałbyś żadnych ofiar, abyś mógł zjednać przychylność sędziów. A kiedy ostatni sąd nadchodzi, kiedy od niego wieczność cała zawisła, ty się śmiejesz, żartujesz, grzeszysz i na wieczną zgubę narażasz. Ach! zaprzestań wreszcie tego szaleństwa; a wyrzekłszy się złego, tak przysposabiaj swą duszę, jakby ci już ostatnia dobijała godzina. To jest prawdziwa filozofia, duchem, ile tylko podobna wzbić się nad ciało.

 

7. To niech będzie twoim zatrudnieniem i odpoczynkiem, pracą i wytchnieniem: zostawić na boku doczesność i zagłębić się w wieczność. Co pod jej prawa przeszło, to zawsze potężne i niewzruszone, jak skała stoi. Nielitościwy bogacz po tylu wiekach jeszcze o kroplę wody prosi, i w wiecznych mękach prosić o nią będzie na próżno. Wieczność, jest to zawsze trwająca obecność, której bez westchnienia i trwogi ani wspomnieć nie można; jest to koło, co się zawsze obraca; jest to ciągły, nieskończony i zawsze na nowo rozwijający się kłębek. Kto szczerze o wieczności pomyśli, temu w cukrowych rozkoszach świata da się uczuć gorycz piołunu, przerażenie wybije na lice, śmiertelna żałość za serce weźmie, i aż do samych gwiazd wzniesiona głowa do ziemi się nachyli. Myśl o wieczności poskramia niczym niepohamowane żądze, zachęca do cnoty drzemiące wśród nic nieznaczących drobnostek serce, pokarm i napój zaprawia. Pod jej natchnieniem wszelka praca łatwą, wszelka boleść znośną, wszelkie utrapienie lekkim i przemijającym się wyda. Niech będzie zapisane liczbami niezmierzone niebios sklepienie; któż, oprócz samego Boga, te nieskończone liczb szeregi zliczyć potrafi? Te jednak nieprzeliczone liczb miliony nie są nawet początkiem wieczności. Niech tyle lat i tyle wieków upłynie, ile jest jednostek w tych liczb szeregach, jeszcze nic nie ubędzie z wieczności; jeszcze nie dojdą i do początku okropnej wieczności nieszczęśliwi, co w ognie piekła wtrąceni zostali. Na tę myśl, jeżeli nie zadrżysz i życia nie poprawisz, nad głazy i skały twardsze serce mieć musisz.

 

–––––––––––

 

 

Droga do nieba. Dzieło kardynała Bony, w rodzaju Tomasza à Kempis, tłumaczone z łacińskiego przez X. A. S. Krasińskiego Biskupa Wileńskiego, Ś. Teologii Doktora. Wydanie drugie. Wilno 1863, ss. 13-22.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXV, Kraków 2015

Powrót do spisu treści dzieła kard. Jana Bony pt.
DROGA DO NIEBA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: