DROGA DO NIEBA

 

KARDYNAŁ JAN BONA OCIST.

 

––––––

 

ROZDZIAŁ XXVIII.

 

O mocy duszy. Jej cechy. Człowiek mężny pogardza śmiercią.

 

1. Zniewieściały jest człowiek i ułomny z natury; dlatego mu się w moc duszy uzbroić trzeba, żeby, widząc grożące niebezpieczeństwo, nie przestąpił uczciwości granic. Moc duszy na tych dwóch rzeczach zależy: najprzód, żeby pod ciężarem prac i niebezpieczeństw nie upaść; po wtóre, żeby im, gdy potrzeba, odważnie czoło stawić. Człowiek mężnego serca sam się płocho w przepaść nieszczęść nie rzuca, ale wszystko, co na niego przypadnie, z mocą duszy znosi; nie upędza się za niebezpieczeństwami, ale nimi pogardza. Gdzie inni upadają na sercu, tam się duch jego wzmaga; gdzie inni leżą w prochu, tam się on wznosi. Ani zniewaga, ani zawód nadziei, ani wygnanie i niesprawiedliwość ludzka, czoła jego nie nagnie. Jemu więzienie, męki i sama śmierć nie straszna. On smutki, choroby i przykrości pod moc ducha podbija. Żadną prośbą, ani pogróżką, od cnoty odprowadzić się nie da. Nie traci energii, chociażby tysiące przeszkód napotkał. Nie upada pod ciężarem, ani kroku nie cofa, ale co postanowił, póty od tego nie odstąpi, póki do skutku nie doprowadzi. Stoi on niezachwiany, choćby się największe przeciwności na jego głowę waliły. Przed żadną siłą, przed żadną potęgą, przed żadną trwogą nie zadrży. A chociaż zewsząd niebezpieczeństwa zagrożą, nie odstąpi cnoty, ani jej wstydzić się będzie. W cel tylko, do którego dąży mając oczy utkwione, na żadne przeciwności i cierpienia nie zważa.

 

2. Jako ten, co w pogodę siada na okręt, zaopatruje się we wszystko, czym by się mógł podczas burzy ratować, tak dla ciebie pożyteczną będzie rzeczą, póki pomyślność służy, usposobić się w środki obrony, którymi byś wszelkie przeciwności zwalczył. Wyobraź sobie, że już przyszły na ciebie wszystkie nieszczęścia, jakie tylko na świecie zdarzyć się mogą: sieroctwo, pożar, wygnanie, kalectwo, katownie, choroby, potwarze, obelgi; i tak zbierz całą przytomność umysłu, jak gdybyś się już w samym ogniu znajdował i żebyś tą niby próbą ośmielony na wszelki wypadek mógł wyrzec: jużem to z góry odgadł, przewidział i wzgardził. Od wieków jest postanowiono, ażeby człowiek to się weselił, to płakał; i chociaż życie jednego od drugiego nieskończenie różnić się zdaje, jednakowoż w końcu jest zupełnie to samo. Sami niedługowieczni, skazitelność wzięliśmy w podział. Czegóż się gniewasz i narzekasz? Chociażby wszystko zginęło, to nie twoje zginie. Lepiej dobrowolnie dług Panu Bogu oddać, niż być do jego oddania zmuszonym. Mędrzec nawet w męczarniach nieszczęśliwy nie będzie, powiada sam Epikur. W miedzianym Falarysa byku zamknięty, powie: i tu czuję rozkosz! i o srogość tyrana nie dbam! Wielkie to wprawdzie słowo, ale nie jest niepojęte dla nas, kiedy mamy tylu męczenników przykłady, którzy taką stałość wpośród mąk, taką wesołość wpośród płomieni zachowywali, że się zdawało, jakby zgoła mąk tych nie czuli. Kto ma mocną wolę i miłość Boga, temu same katownie w rozkosz się zamieniają.

 

3. Nigdzie się lepiej nie wydaje moc duszy, jako w walce między życiem i śmiercią. Trudno jest wyrobić w sobie pogardę życia, do którego niektórzy tak silnie są przywiązani, że nic nad nie szczęśliwszego i droższego nie znają. Lecz kiedyś mądry, jakeś być powinien, nie będziesz za nieszczęście uważał śmierci, która jest końcem cierpień, a początkiem żywota. Spokojnym umysłem wychodzić powinieneś, kiedy do ojczyzny powracasz. Śmierć jest koniecznością; a więc chyba bezrozumny lękać się jej może. Bo czego się lękasz, to wątpliwe, a czego się spodziewasz, pewne. Zastanów się, że dzieci, ani obłąkani, nie lękają się śmierci. A byłoby hańbą, żebyś przez rozum tej odwagi nie nabrał, jaką im ich nierozum nadaje. Dane nam życie pod tym warunkiem, że umrzeć musimy. Nie chciał ten żyć, kto umierać nie chce.

 

4. Wzgląd nam swój okazała natura, gdy do pewnego czasu pozwoliła swoimi widokami się cieszyć. Ale godzina przeznaczenia wybiła – odchodzić pora. Któryż mędrzec, doszedłszy do ostatniej chwili, gdyby mu na nowo ofiarowano życie, chciałby po raz drugi wejść w żywot matki, przechodzić po raz drugi niedołężność niemowlęctwa, bojaźń lat dziecinnych, niebezpieczeństwa młodości, troski dojrzałego wieku, i na koniec przykrą starość, która jest sama przez się chorobą? Któż był tak szczęśliwy w życiu, żeby miał ochotę na nowo się narodzić? Pomyśl więc do jakiego szczęścia dążysz i co dla niego opuszczasz. Śmierć nie byłaby ci straszna, gdybyś był pewny, że do nieba pójdziesz. Oto jest przyczyna bojaźni, żeś próżen tych dóbr, których przy końcu życia pragnąć zaczynasz. Inaczej czyżbyś się lękał, stojąc na progu szczęśliwości wiecznej? Dla sprawiedliwego człowieka życie byłoby karą, gdyby po nim śmierć nie następowała.

 

5. Nikt z radością nie wita śmierci, chyba się do niej przez długi czas gotował. Oswoić się z nią przez częste o niej rozmyślanie potrzeba, ażebyś z wypogodzonym czołem ją spotkał. Nie ten syt wieku, kto długie lata przeżył na ziemi, ale, czyj duch opuścić więzy ciała i do swego początku ulecieć pragnie. Ten żył długo, kto umiera dobrze. A śmierć dobra jest dobrego życia nagrodą. Chcesz umierać spokojnie, ucz się z wysoka na wszystko, co jest poziome spoglądać. Nie lęka się ten śmierci, kto sam więcej sobie odjął, niżeli śmierć odjąć mu zdoła. Chcesz miłe wieść życie na ziemi, wyrzecz się zbytecznej o nie troskliwości; bądź gotów na śmierć wszelkiego rodzaju. Żelazo, czy choroba dni twoje przetnie, niech cię to mało obchodzi. Tak urządź życie, ażebyś w każdej chwili mógł powiedzieć: dokonałem zawodu. Ten bezpiecznie żyje i wesoło umiera, który się codziennie do odejścia gotuje, który pewny jest życia po śmierci. Nie możesz dobrze żyć, jeżeli co dzień umierać nie będziesz.

 

–––––––––––

 

 

Droga do nieba. Dzieło kardynała Bony, w rodzaju Tomasza à Kempis, tłumaczone z łacińskiego przez X. A. S. Krasińskiego Biskupa Wileńskiego, Ś. Teologii Doktora. Wydanie drugie. Wilno 1863, ss. 186-191.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXVII, Kraków 2017

Powrót do spisu treści dzieła kard. Jana Bony pt.
DROGA DO NIEBA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: