CHRZEŚCIJAŃSKA FILOZOFIA ŻYCIA

O. Tilman Pesch SI

Religia jako podstawa moralności

1. W dzisiejszych czasach wielu uznaje moralność za konieczną podstawę społecznego porządku i chce tej moralności, ale bez religii. Tymczasem tylko religia może utrzymać moralność, dać jej życie i trwałość.

Wielu z nowoczesnych uczonych szuka najgłębszej podstawy praw moralnych nie w naszych stosunkach do Boga, lecz w wzajemnych stosunkach ludzkich. Sądzą, że najwyższą władzą prawodawczą, najwyższym, ostatnim twórcą prawa moralnego jest natura ludzka, albo narodowo-gospodarczy rozwój społeczeństwa. – Moralnym czyli obyczajnym jest, mówią oni, to co odpowiada obyczajom, a obyczaj zmienia się z każdą zmianą wymagań czasu.

Wymagania moralne nie są wprawdzie prawem natury w znaczeniu przyrodniczym, gdyż nie wkładają na barki ludzkie żadnej fizycznej konieczności. Lecz nie mogą też mieć podstawy w postanowieniu woli ludzkiej, gdyż moralność stoi ponad wszystkimi poruszeniami woli i jej nastrojami, które może odrzucać i potępiać.

Moralność nie może mieć swej podstawy jedynie w układach i zwyczajach, gdyż te zmieniają się według czasów i krajów, a nawet według usposobień ludzkich, gdy tymczasem pierwsze podstawy moralności u wszystkich ludzi i po wszystkie czasy są niezmienne.

Często się ludzie w tym mylili, że pewne czyny uważali za moralnie dobre albo obojętne, gdy one w rzeczywistości są moralnie złe. Lecz co do zasadniczej różnicy pomiędzy moralnie dobrem i moralnie złem, wszędzie i na wszystkich stopniach społecznego rozwoju panuje zgoda. Musi więc być jakaś stała podstawa, na której ta różnica się opiera. Pytają więc ludzie myślący: gdzie jest ta podstawa?

2. Jedni powiadają, że moralnie dobrem jest to, co przynosi materialny pożytek, złem to – co szkodzi. Ale chociaż moralność i prawdziwy pożytek zawsze od siebie zależą, to jednak wskutek tego nie przestają być czymś innym. Kiedy człowiek postanawia działać moralnie, nie myśli wtenczas o pożytku, lub szkodzie, lecz o tym, co mu jest zabronione jako złe, a dozwolone jako dobre, albo też nakazane jako obowiązek. Pominąwszy wszelki pożytek, dobre postępowanie przynosi człowiekowi szlachetne zadowolenie, choć go nawet nie szukał; niemoralne zaś, pomijając wszelkie szkody materialne, pociąga za sobą wyrzuty sumienia, niepokój i żal.

Gdyby osobisty pożytek był podstawą moralności, wtedy łatwo by się stać mogło, że kradzież, morderstwo, zdrada przyjaciela zmieniłyby się na czyny moralnie dozwolone. A tymczasem jakże często się to dzieje, że prawo moralne bierze w ryzy żądzę zysku i najtrudniejszych domaga się ofiar!

Mówią inni, że rozum ludzki jest najwyższym i właściwym prawodawcą w dziedzinie moralności. Jeżeli tak, to wola ludzka musiałaby wypełniać objawione jej przez rozum prawo, powodowana jedynie szacunkiem dla rozumu. Obrońcy takich teoryj zapominają, że nie tylko posiadamy w sobie świadomość nakazów moralnych, ale także świadomość, że one nam są nakazane, przepisane, że od nas żądają z świętym i bezwzględnym majestatem, byśmy je spełnili. Potęga więc sumienia nie jest bynajmniej autonomiczna, czyli nie pochodzi ode mnie; jest heteronomiczna, czyli pochodzi od kogo innego.

Ta siła, od której pochodzi prawo i obowiązek moralnego postępowania, objawia się jako wyższa od nas, absolutna, święta potęga; jako potęga, od której zależymy, względem której za nasze postępowanie będziemy odpowiedzialni. Kto od tej potęgi odwraca oczy, ten prawo moralne obdziera z siły, godności i znaczenia. Dowiedzioną więc jest rzeczą, że nasz stosunek do Boga jest jedyną podstawą, jedynym korzeniem moralności.

Nawet taki Kant uznawał po swojemu konieczność połączenia moralności z religią. Mówi on, że rozum po to zmyśla religię, żeby nam moralne obowiązki przedstawić jako Boskie. Marne tłumaczenie! Co by nam pomogło zmyślenie, gdyby nasze obowiązki nie opierały się rzeczywiście na przykazaniach Bożych?

Doświadczenie wszystkich wieków stwierdza, że praktyczna moralność wtedy tylko może się skutecznie utrzymać, gdy jest ugruntowana na bojaźni Boga, jeżeli zaś opiera się na czysto ludzkim pierwiastku, będzie mdła, niestała i będzie się zmieniać razem z uczuciem, z chęciami i żądzami każdej jednostki.

Jeden z filozofów niemieckich takie czyni zeznanie: "Byłem młody i stałem się starym i mogę zaświadczyć, żem gruntownej, prawdziwej i wytrwałej moralności nigdzie nie znalazł, tylko u ludzi bojących się Boga, nie tak jak dziś, lecz tak jak dawniej się Go bano; w nich tylko znalazłem ochoczość do życia, serdeczną, wszystko rozjaśniającą wesołość, a nie znalazłem przygniatającej trwogi przed śmiercią".
 

O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. I. Wydanie drugie. Kraków 1930, ss. 177-180.

Powrót do spisu treści książki ks. T. Pescha SI  pt.
Chrześcijańska filozofia życia

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: