O męczeństwie Piotra Borguny w Algerze

Wyjątek z konferencji (1654 lub 1655 r.)

Św. Wincenty a Paulo

Nie mogę się powstrzymać, by wam nie przedstawić uczuć, jakie mi Bóg dał, z powodu tego chłopca, o którym wam mówiłem, a którego zamordowano w mieście Alger. Nazywał się Piotr Bourgion, rodem z wyspy Majorka i miał zaledwie dwadzieścia jeden czy dwa lata. Pan, do którego należał jako niewolnik, postanowił sprzedać go i wysłać na galery do Konstantynopola, skąd już by nigdy nie wyszedł. W tej obawie poszedł do baszy, by miał litość nad nim i nie pozwolił wysyłać go na te galery. Basza obiecał mu to uczynić pod warunkiem, że weźmie turban. By go doprowadzić do tej apostazji użył wszelkich prześladowań, jakie mógł obmyśleć, a wreszcie, dodając groźby do obietnic, nastraszył go do tego stopnia, że zrobił go renegatem.

Biedne to dziecko chowało jednak zawsze w swym sercu uczucia szacunku i miłości dla swojej religii i dopuściło się tego błędu tylko z obawy popadnięcia w okrutną niewolę, oraz z pragnienia ułatwienia sobie odzyskania wolności. Chłopiec ten oświadczył nawet wobec kilku chrześcijańskich niewolników, którzy wyrzucali mu jego zbrodnię, że turkiem był tylko na zewnątrz, a w duszy był chrześcijaninem. Powoli, zastanawiając się nad wielkim grzechem, jaki popełnił, wyrzekając się publicznie swej religii, powziął głęboki żal. A widząc, że nie mógł zmyć swego tchórzostwa jak tylko przez śmierć, zgodził się na nią raczej, aniżeli miałby żyć długo w tym stanie niewierności. Zamiar swój wyjawił przed niektórymi osobami, a celem jego uskutecznienia zaczął mówić otwarcie korzystnie o religii chrześcijańskiej a z pogardą o mahometanizmie i mówił na ten temat wszystko, cokolwiek mogła mu podsunąć żywa wiara w obecności nawet paru Turków a zwłaszcza wobec chrześcijan. Obawiał się jednak okrucieństwa tych barbarzyńców, a przewidując straszliwe kary, jakie by mu zgotowali, drżał ze strachu. "A jednak, mówił, spodziewam się, że Pan nasz mi dopomoże, On umarł za mnie, słusznie, bym ja umarł za Niego". Ostatecznie przynaglany wyrzutami sumienia i pragnieniem naprawy krzywdy wyrządzonej Jezusowi Chrystusowi, udał się w swym wielkodusznym postanowieniu do baszy, a znalazłszy się wobec niego, powiedział: "Zwiodłeś mię, rozkazawszy wyrzec mi się mej religii, jest ona dobra i prawdziwa, a kazałeś mi przyjąć twoją, która jest fałszywa. Oświadczam ci więc że jestem chrześcijaninem; by ci zaś pokazać, że wyrzekam się dobrowolnie twojej wiary i religii tureckiej, rzucam i gardzę turbanem, który mi dałeś". Wymawiając te słowa, rzucił turban na ziemię i zdeptał nogami, a następnie dodał: "Wiem, że mię zamordujesz, ale nic nie dbam o to, jestem bowiem gotów znieść męki wszelkiego rodzaju dla Jezusa Chrystusa, mojego Zbawiciela".

Basza istotnie rozgniewany tą hardością, skazał go natychmiast na spalenie żywcem. Skutkiem tego rozebrano go, zostawiając mu tylko dolną bieliznę, na szyję nałożono mu łańcuch, na ramiona włożono mu duży słup, do którego miano go przywiązać i spalić. W tym stanie wyszedł z domu baszy, prowadzono go na miejsce kaźni, a kiedy widział, że go otaczają Turcy, odstępcy a nawet chrześcijanie, wypowiedział głośno te piękne słowa: "Niech żyje Jezus Chrystus i niech triumfuje na zawsze wiara katolicka, apostolska i rzymska! Nie ma innej, w której można by się zbawić". To powiedziawszy, poszedł znieść ogień i umrzeć dla Jezusa Chrystusa.

Najgłębsze wrażenie prócz tego, jakie na mnie wywarło to piękne postępowanie, zrobiło jednak to, co ten dzielny młodzieniec powiedział do swych towarzyszy: "Chociaż boję się śmierci, czuję jednak coś w sobie (pocierając ręką czoło), co mi mówi, że Bóg da mi łaskę zniesienia kaźni, jaką mi przygotowują. Pan nasz sam bał się śmierci, a jednak zniósł dobrowolnie daleko większe boleści, aniżeli te, które każą mi wycierpieć; pokładam nadzieję w Jego sile i w Jego dobroci". Przywiązano go zatem do słupa, zapalono wokoło niego ogień, który sprawił, że szybko oddał w ręce Boga swą duszę czystą jak złoto, kiedy przejdzie przez probierz. Ks. Le Vacher ustawicznie szedł za nim i był obecny w czasie jego męczeństwa; chociaż był nieco oddalony, zdjął z niego ekskomunikę, w jaką popadł i dał mu rozgrzeszenie na znak z nim umówiony w czasie, kiedy cierpiał z tak wielką stałością.

Patrzcie, Księża, jak został chrześcijaninem i oto odwaga, jaką winniśmy posiadać, by cierpieć i umrzeć, kiedy byłoby potrzeba, dla Jezusa Chrystusa. Prośmy Go o tę łaskę i prośmy tego świętego chłopca, by nam ją wypraszał on, który stał się tak godnym uczniem tak odważnego mistrza, że w trzech godzinach stał się Jego prawdziwym uczniem i Jego doskonałym naśladowcą, umierając za Niego.

Odwagi, Księża i moi Bracia! Miejmy nadzieję, że Pan nasz umocni nas, kiedy krzyże spadną na nas, jakkolwiek byłyby wielkie, jeżeli będzie widział, że je kochamy i w Nim pokładamy nadzieję. Mówmy do choroby, kiedy się zjawi i do prześladowania, kiedy na nas przyjdzie, do boleści wewnętrznych i zewnętrznych, do pokus a nawet do śmierci, jaką nam ześle: "Witam was, łaski niebieskie, łaski Boże, święte doświadczenia, które przychodzicie z ręki ojcowskiej i pełnej miłości dla mojego dobra: przyjmuję was sercem pełnym szacunku, poddania się i zaufania względem Tego, który was przysyła; oddaję się wam, by się dać Jemu". Przejmijmy się tymi uczuciami, Księża i moi Bracia, a zwłaszcza zaufajmy bardzo, jak to uczynił ten nowy męczennik, w pomoc Pana naszego, któremu polećmy, jeżeli łaska, tych dobrych Misjonarzy Algeru i Tunisu.

Konferencje Św. Wincentego a Paulo do Księży Misjonarzy oraz Wyjątki z Okólników Ks. W. M. Slatterego Przełożonego Generalnego Zgromadzenia Misji. Kolegium św. Jana Kantego, Erie, Pa. 1957, ss. 116-119.

(Tłumaczenie nieznacznie poprawiono).

Nota o Autorze:
Św. Wincenty a Paulo urodził się w południowej Francji w roku 1581 w ubogiej rodzinie wieśniaczej. Po odpowiednim przygotowaniu został kapłanem w roku 1600. Pięć lat później został uprowadzony przez piratów i przez dwa lata pozostawał w niewoli w Tunisie. Wróciwszy do Francji był kolejno proboszczem, kapelanem rodziny Gondich i głównym duszpasterzem galerników. Poznawszy nędzę duchową i materialną szerokich mas ludu, założył zgromadzenie Księży Misjonarzy i Sióstr Miłosierdzia. Ponadto założył cały szereg stowarzyszeń osób świeckich, które pod jego kierunkiem starały się zaradzić rozmaitym potrzebom społecznym. W celu podniesienia poziomu życia wewnętrznego duchowieństwa wprowadził zwyczaj rekolekcji przed święceniami i zakładał seminaria duchowne pod kierownictwem Księży Misjonarzy. Zmarł w Paryżu 27 września 1660 roku. Beatyfikowany w r. 1729. Kanonizowany w r. 1737. Papież Leon XIII ogłosił go patronem wszystkich dzieł miłosierdzia na całym świecie.

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIV, Kraków 2004

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: