DLACZEGO WIERZĘ

Wśród pauzy

Ciekawie wypadła rozmowa z pastorem ewangelickim z W. Uczyliśmy obydwaj w szkole miejscowej religii: ja katolików, on zaś protestantów. Zaprzyjaźniliśmy się nawet – aż w szczerości serca wyrwało mi się wśród pauzy:

– Czyśmy tu istotnie obydwaj potrzebni?

– Chciałby ksiądz zapewne nasze ewangelickie dzieci bez opieki religijnej zostawić – bąknął zgryźliwie.

– Broń Boże – odparłem – tylko sądzę, że jeden z nas podołałby nauce religii w tej szkole.

– Ja, czy ksiądz?

– Niech będzie otwarcie: ja.

– I zaraz by zaczęły moje dzieci uczyć się, jak to wielbić Maryję, jak do Niej się modlić...

– Pewnie, że zaraz.

– Połknął ślinkę jak gorzką pigułkę, choć błyszczało z oczu, że przez gardło mu się nie przedarła. Więc sam nawiązałem:

– Ta cześć Maryi nas różni i pana razi.

– Razi i gniewa! Ale powiem księdzu na zimno i jasno. My ewangelicy wielbimy tylko Chrystusa Pana, bo On jeden, jako Bóg-Człowiek prawdziwie święty i czci najwyższej godny. U nas bowiem świętym zowie się tylko ten, kto przez cały ciąg doczesnego życia, od chwili urodzenia – owszem od samego poczęcia – aż do ostatniego tchnienia najmniejszego nawet grzechu nie popełnił. A tak świętym i stąd godnym uwielbienia jest tylko Bóg i Syn Jego, Chrystus.

– My nieco inaczej co prawda świętość pojmujemy – rzekłem. – Grzechy, łzami pokuty obmyte, nie stają w uznaniu kogoś świętym na przeszkodzie. Ale zostawiwszy tym razem to na uboczu, świadczę nie ja tylko, ale 350 milionów katolików ze mną, że Maryja właśnie tak określoną przez pana świętością się cieszyła.

– Od narodzenia, a nawet poczęcia bez grzechu?

– Tak, zawsze deptała głowę piekielnego węża, zawsze łaski pełna!

– Może od chwili zwiastowania począwszy...

– I przedtem również.

– Nigdy w to nie uwierzę!

– Niechże pan się tak z góry nie zastrzega, bo my winniśmy prawdy, a nie zatwierdzenia naszych dotychczasowych poglądów szukać. Słuchaj pan: wasz odłam ewangelików Jezusa Chrystusa za prawdziwego Boga jeszcze uznaje?

– Niezawodnie.

– A Pan Bóg od wieków mógł sobie wybrać Matkę według Swego upodobania?

– Niezawodnie.

– I wolał chyba niewinną od pierwszej chwili poczęcia aż poprzez całe życie wybrać, niźli choć cośniecoś grzeszną w młodości.

On milczał.

– Boć i każdy z nas pragnąłby mieć matkę najświętszą, najcnotliwszą – jeno nie od niego to zależy.

Milczał.

– I każdy rad widzieć swą matkę powszechnie czczoną i wielbioną. Toteż Chrystus Niepokalaną i niewinną matkę Sobie upatrzył i pełnią łask obdarzył. I rad widzi nas Maryję wielbiących i u stóp Jej tronu rozesłanych.

Bo On dobry nie tylko Ojca Niebieskiego, ale i Matki ziemskiej Syn.

Chwila ciszy – aż zmącił ją głos szkolnego dzwonka. I pośpieszyłem ja do katolików, a on do... protestantów.

J. A.
 

Dlaczego wierzę. Nowe wydanie ku światłu, Niepokalanów 1937. Nakład Centrali Milicji Niepokalanej. (Za pozwoleniem Władzy Duchownej), ss. 150-152.

Powrót do spisu treści

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: