HISTORIA BIBLIJNA
MĘKA, ŚMIERĆ I ZMARTWYCHWSTANIE
JEZUSA CHRYSTUSA
Opr. ks. Józef Stagraczyński
Jezus przed Piłatem
(Ewangelia św. Mateusza, rozdział XXVII, wiersz 11-15; Ewangelia św. Marka,
rozdział XV, wiersz 2-5; Ewangelia świętego Łukasza, rozdział XXIII, wiersz 2-7;
Ewangelia św. Jana, rozdział XVIII, wiersz 28-38).
Jezus
stanął przed starostą. I pytał Go starosta, mówiąc: Tyś jest Król Żydowski?
Rzekł mu Jezus: Ty powiadasz. A gdy nań skarżyli przedniejsi kapłani i
starsi, nic nie odpowiedział. Tedy Mu rzekł Piłat: Nie słyszysz jako wiele
przeciw Tobie świadectw przywodzą? I nie odpowiedział mu na żadne słowo,
tak, iż się bardzo dziwował starosta.
Wykład
Tymczasem Jezus z Swym niezwykłym, krwią dyszącym orszakiem stanął w ratuszu, w pałacu starosty Piłata, na zamku Antonia. Już dzień poprzednio poproszono starostę o danie posłuchania jak najraniej, gdyż chcą mu przyprowadzić do osądzenia wielkiego złoczyńcę. Członkowie "Wysokiej Rady", którzy przywiedli Jezusa, oddali Go pod moc dworzan i zbrojnej siły Piłata, "sami nie weszli na ratusz, aby się nie zmazali, ale, iżby pożywali Paschy". W chwili, gdy mają Mesjasza swego, prawdziwego Baranka wielkanocnego, zabić, ukrzyżować, boją się zmazania, ściągnięcia na się nieczystości Zakonnej, coby nie dozwalało im pożywać Paschy figurycznej, baranka-bydlęcia: takie to faryzejskie sumienie!...
Piłat wychodzi z ratusza, przemawia do stojących na ulicy przed ratuszem. Pierwsze zaraz odezwanie się jego brzmi jakimś ostrym tonem obrażonej dumy z powodu przesadnej pobożnej skrupulatności, która rzekomo nie pozwala Żydom nawet wchodzić do mieszkania poganina, by się nie splamić. Pyta ich: "Co za skargę przynosicie przeciw człowiekowi temu?". Te słowa w uszach ich brzmią jakoś dziwnie łagodnie, obojętnie, jakby Piłat stawał po stronie tego, którego oni za największego mają złoczyńcę. Więc z wyraźną niechęcią, z nieukrywanym rozdrażnieniem odpierają hardo: "By ten nie był złoczyńcą, nie podalibyśmy Go byli tobie". Piłat trwa przy swoim zdaniu, że wobec tego oskarżonego nie może być mowy o zbrodni w jego rozumieniu, według zasad Rzymskiego prawa, co najwięcej o jakim uchybieniu przeciw ich Zakonowi, dla tego zdaje mu się, że im niemałą wyświadczy łaskę, gdy im powie: "Weźmijcie Go wy, a według Zakonu waszego osądźcie Go!". Inną razą, w każdym innym razie, byle nie dziś, za tę względność czekało go uznanie, dziękczynienie; ale dziś, nie przenikając zgoła zamysłów i pragnień, przepaści złości tych oskarżycieli, tych członków Wysokiej Rady, Piłat ani przeczuwał, jak źle przyjętą będzie jego przychylność, jego dobra wola. W te tropy, prawie mimo woli dają mu to uczuć: "Nam się nie godzi nikogo zabijać" odpierają szorstko, wypowiadając zarazem, że ten Jezus nie jest bynajmniej tak niewinny, za jakiego zdaje się Go Piłat uważać, przeciwnie, to złoczyńca, który zasługuje na karę gardła. I owóż zaraz przy samym rozpoczęciu sprawy widzimy mocowanie się między Żydami a poganinem, między rozwścieczonymi oskarżycielami a statecznym sędzią, który nie miał ani wyobrażenia o nienawiści, o potędze niedowiarstwa, pasowanie, które w dalszym ciągu coraz więcej się zaostrzając, wreszcie przemoże uczciwszego, bo nie dorósł złości niedowiarstwa.
Cios był dobrze wymierzony onemi słowy, że im się nie godzi nikogo zabijać. Napomykając o ciężkiej winie oskarżonego, równocześnie odgrywają rolę wiernych poddanych, którzy nie myślą wcale przywłaszczać sobie prawa, które im się nie przynależy, i tak utrudniają Rzymskiemu staroście dalsze pomijanie zaniesionego przedeń obwinienia. Z drugiej strony w ten sposób bezwiednie oddają przysługę Panu: "aby się wypełniła mowa Jezusowa, którą powiedział, oznajmując, którą śmiercią miał umrzeć".
Piłat zatrwożył się. Pytał siebie samego, azali tu jednak nie zachodzi rzeczywista zbrodnia, czy tu nie chodzi o warowanie praw Rzymskiego cesarstwa; będzie więc musiał tych zuchwałych krzykaczy zniewolić, żeby się tłumaczyli wyraźniej, oskarżenie swe uzasadnili należycie. I tu poznamy złość Żydów, która za jaką bądź cenę, bez względu na środki dąży do zamierzonego celu.
Wiemy, za jaką zbrodnię Wysoka Rada osądziła Jezusa na śmierć: "iż się czynił Synem Bożym". Owóż ci sami sędziowie, którzy obecnie wobec Piłata występują jako oskarżyciele, by na nim wymóc potwierdzenie onego wyroku, zaczem nastąpi i wykonanie, pilnują się dobrze, by nie wspominać o zbrodni "bluźnierstwa", że się czynił Synem Bożym. Czują doskonale, że Rzymianin takiego oskarżenia nie będzie rozumiał, że go spory ich religijne zgoła nie obchodzą; więc niechają na moment takie bezskuteczne oskarżenie, choć do niego wrócą przy nadarzonej sposobności; co więcej, to właśnie oskarżenie przeprą, przeprowadzą i na słabym, przestraszonym staroście wymuszą upragniony wyrok śmierci. Tymczasem wystąpią z innego rodzaju oskarżeniem, które na nim, na namiestniku cesarskim, obrońcy publicznego porządku, nie może nie wywrzeć należytego wrażenia. "Tegośmy" – wołają – "znaleźli podburzającego naród nasz, i zakazującego dani dawać cesarzowi, i mówiącego, że on jest Chrystusem królem". Toż to wszystko słyszy się jako wyraźny kryminał, każde z tych oskarżeń to sprawa gardłowa w oczach Rzymianina. Piłat mając takie oskarżenie, nie może już dłużej pozostać obojętnym, wraca do ratusza, na salę sądową, musi zbadać sprawę. Przywołuje do siebie Jezusa i pyta Go: "Tyś jest Król Żydowski?". Piłat dobrze zrozumiał skargę Żydów. To oskarżenie było niejako osią, około której obracała się reszta; jeżeli ten punkt upadnie, to upadną z nim wszystkie inne.
Zanim Jezus dał żądaną odpowiedź, wpierw sam – i w tym widzimy majestat naszego Boskiego winowajcy – stawia Piłatowi pytanie: "Sam od siebie to mówisz, czylić insi powiedzieli o Mnie?".
To rozróżnianie w pytaniu Mesjańskie ma swoje doniosłe znaczenie: podług tego, jaką będzie odpowiedź przesłuchującego, wypadnie odpowiedź przesłuchiwanego, albo odpowie, albo odmówi odpowiedzi. Jeżeli to pytanie Piłat stawia poniekąd jako Rzymianin, jako najwyższy urzędnik cesarski, który sam od siebie przypuszcza, że Jezus jako "król Żydowski" odważa się w pośród swego ludu na przedsięwzięcie, na czyny karygodne, to Jezus nie zaszczyci go żadną odpowiedzią: w takim razie Rzymianin w obawach swoich może zwrócić się do kogo innego, a nie wyczekiwać, by Mesjasz Izraelowy uspokoił go, troskę mu odjął. Jeżeli zaś pytanie jego było wynikiem opowieści innych, jeżeli oskarżyciele mu powiedzieli, że Jezus występował jako "król Żydowski", tedyć pytanie przedstawia się inaczej, tedy samże badający, ten Piłat jest jeszcze nieuprzedzony, według odpowiedzi badanego gotów między nim a oskarżycielami rozstrzygać, obowiązki urzędu swego jako powołany sędzia spełnić rzetelnie. Pierwsze przypuszczenie, jakoby onże sam od siebie uważał Jezusa za uzurpatora, odtrąca Piłat od siebie z niechęcią: "Azażem ja” – mówi – "jest Żyd?" czy mnie w czymkolwiek obchodzą wasze zabobony i swary? "Naród twój, i najwyżsi kapłani podali mi cię, coś uczynił?". Oni, nie ja, oskarżają cię jako "króla Żydowskiego", więc teraz ja jako sędzia pytam się, co w tym jest prawdy, co możesz na to odpowiedzieć?
Gdy Jezus wystąpił z Swą nauką publicznie przed Izraelem, Piłat już sprawował urząd namiestnika cesarskiego, więc niepodobna przypuścić, żeby ruch, który skutkiem zjawienia się Mesjasza kraj cały ogarnął, miał ujść uwagi Rzymskiego starosty. Skoro więc Piłat znał tę sprawę, tedyć dziś, gdy tegoż znanego sobie Jezusa Wysoka Rada oddała mu w ręce pod zarzutem, że się czyni "królem Żydów", żądając ukarania, mógł łatwiej zorientować się w położeniu, mógł ono ciężkie obwinienie zbadać gruntowniej, co ono znaczy, jaka jego wartość istotna. I czuć wyraźnie, że ciężkiemu onemu oskarżeniu nie bardzo dowierza. Co słyszał był o tym "Jezusie", a teraz gdy Go widzi przed sobą tak opuszczonego, niepozornego, – to nie czyni na Rzymianinie wrażenia, jakoby to był buntownik; jakoby mógł ten człowiek panowaniu Rzymskiemu zagrażać; przeciwnie, oskarżenie ono uważał za skutek nienawiści potężnego stronnictwa, religijnego fanatyzmu, który rzeczywiście już od wielu lat dziesiątek ogarnął był i roznamiętniał umysły. Więc zimny Rzymianin w oskarżonym widział przede wszystkim marzyciela, choć takiego, który nakazywał dla siebie szacunek.
Piłat jako sędzia chce z ust samegoż Jezusa słyszeć, co może odpowiedzieć na ciężkie ono oskarżenie, że się mieni być królem, królem Żydowskim, a więc od ludu swego domaga się uznania i hołdu. Jezus daje tę odpowiedź Rzymianinowi, przedstawicielowi ostatniej Bogowrogiej monarchii, w ręce której wydał Go własny lud Jego. "Królestwo Moje" – poczyna mówić Jezus uroczyście – "nie jest z tego świata".
Czujemy wszyscy, jak silna świadomość samego siebie prawie mimo woli odbija się na zewnątrz w postawie wzniosłej, pewnej siebie, pewnej zwycięstwa, nie mniej, jak to przemówienie od razu w niwecz obraca ono złośliwe a tak groźne oskarżenie. Ten, który tak mówi, święcie i uroczyście rości sobie prawo do królestwa, zatwierdza swą godność królewską, lecz z rozmysłem nie tyka tego, czy jest królem Żydów. Owóż z chwilą, gdy Jezus królestwo Swoje mieni być nie "z tego świata", że więc ono nie ma nic wspólnego z królestwy tego świata, nie może być z nimi na równi kładzione, pytanie owo traci dla Piłata wszelkie znaczenie. A jeżeli może pozostał mu jeszcze jaki punkt ciemny, jak sobie to królestwo wyobrazić, gdzie go ma szukać, to jedno jeszcze napomknięcie ze strony Jezusa, a całe oskarżenie musi upaść jako nieuzasadnione, jako błahe w oczach praktycznego Rzymianina. Król "tego świata" nie może być bez odpowiedniej potęgi, bo tylko potęga, siła zbrojna może mu pośród innych współzawodników zapewnić stanowisko, może mu nakazać posłuch, i tylko taki król może być niebezpiecznym. Dla Piłata dosyć przypatrzeć się bliżej oskarżonemu, którego ma przed sobą: oto stoi przed nim Żydowin ubogi, opuszczony, samuteniek; gdyby był królem tego świata, gdyby był królem Żydowskim w rozumieniu oskarżycieli, tożby przecie miał dworzan, miał sługi, zwolenników, miał zbrojną siłę, któraby Go zasłaniała. "Gdyby królestwo Moje z tego świata było, tożby się bili słudzy Moi, żebym nie był wydan Żydom, lecz teraz królestwo Moje nie jest stąd".
Te ze spokojem, z pewnością siebie wyrzeczone słowa czynią wyraźnie wrażenie na staroście, przekonują go, że tu nie może być mowy o "królu" takim, coby był niebezpiecznym dla publicznego porządku, dla Rzymu: skarga Wysokiej Rady oczywiście bezpodstawna. Ależ znowu musi staroście podpadać koniecznie to, – ten oskarżony mówi tak stanowczo o "królestwie" swoim, choć ono nie "z tego świata", a więc on Rzymianin nie potrzebuje się o takie królestwo kłopotać; wszelako rzecz to dlań wielce ciekawa, a kto wie, czy przy dalszym badaniu nie wyjdzie na wierzch coś takiego, co może mieć wpływ na decyzję, dla tego pyta się dalej: "Toś Ty jest król?". Chociażeś Ty – to znaczą jego słowa – nie jest królem "z tego świata", nie jest "królem Żydowskim", jednakże przecie jesteś "królem?". Piłat chce umyślnie spowodować Jezusa do bliższego wytłumaczenia się co do królestwa Jego, i Jezus daje mu to wyjaśnienie. Jezusowi, postawionemu między niewiernym Izraelem a poganinem Rzymianinem, gdy się ważą losy jego, nie może być tajno, jakie w tej chwili budzą się w sercu starosty uczucia dlań przychylne, jak ten Rzymianin naprawdę chciałby okazać się wyrozumiałym i sprawiedliwym wobec tego, co słyszał, choć to wszystko brzmi dlań zagadkowo. Jakby więc w nagrodę za tę dobrą wolą odpowiada mu po raz wtóry, ono królestwo swoje, z którym żadne inne nie może się równać, tak mu bliżej opisuje, że w tym musimy widzieć promień Łaski, która miłościwie chce wzruszyć serce biednego, ślepego poganina. Odpowiedział Jezus: "Ty mówisz, żem Ja jest królem". Wobec tego orzeczenia i dalszych słów czujemy wszyscy, jak w tej chwili Jezus stoi pełen majestatu, pełen godności królewskiej, taki wielki, a obok Niego ten Piłat, przedstawiciel najdumniejszego królestwa, taki maleńki. "Jam się na to narodził" – mówi dalej – "i na tom przyszedł na świat, abym świadectwo dał prawdzie: wszelki, który jest z prawdy, słucha głosu Mego". Ta mowa dla Piłata brzmi zagadkowo, ale przeto musi go zainteresować, zastanowić. Czy on jest królem? I jakim królem! Ależ nie z tego świata. Co Go wszelako sprowadziło z nieba na ziemię, wcielenie Jego, objawienie się Jego światu, przed Izraelem z wszystkimi cudy ten jeden ma cel, żeby dał świadectwo "prawdzie". Ona tajemnica miłości, że Bóg, Ojciec własnego Syna Swego jednorodzonego posłał na świat, aby "wszelki, który weń wierzy, miał żywot wieczny", to jest "prawda", jedyna prawda, która zbawia świat, dla której objawienia przyszedł ten, który oto teraz jako oskarżony stoi przed Piłatem. Kto jeno jest z prawdy, choć odrobinę czuje prawdy w sobie, pragnie jej, tęskni za nią, ten słucha głosu Jego, służy prawdzie, pójdzie w służbę Jego, będzie należał do Jego "królestwa".
Wobec takiej mowy dumny Rzymianin uczuł się niezawodnie po raz pierwszy w swym życiu jakoś bezradnym, bezwładnym: mimo woli tknięty, wzruszony chciałby się oprzeć wrażeniu, wpływowi, co idzie nań od tego marzyciela. Próżne silenie się: ten tajemniczy "król" taki spokojny, taki pewny siebie, przemawia jako mający władzę. Długą, długą chwilę brzmi mu w uszach w sercu ta ciemna jakaś mowa, osobliwie wyraz: "prawda" a jakkolwiek wzruszon niemal bezwiednie, z trudem, z bólem sili się to wszystko zrozumieć, w wypalonym swym wnętrzu nie znajduje oddźwięku, aż wreszcie w głuchej rezygnacji na to wszystko co słyszał, odpowiada: "Co jest prawda?". To znaczy: "Chociażbym ja i chciał, jakże mam szukać i znaleźć to, czego zgoła nie rozumiem?".
Jednakże nie może się pozbyć wrażenia, przeczucia, że ma przed sobą jakąś niezwykłą, zagadkową, tajemniczą osobistość, więc jeszcze więcej utwierdza się w przekonaniu o Jego niewinności, o bezpodstawności oskarżenia. Wychodzi więc do Żydów, ogłasza im wynik swego badania, mówiąc: "Ja żadnej winy w Nim nie znajduję".
Na taką odpowiedź byli pewnie przedniejsi kapłani i starsi ludu przygotowani, więc skarżą teraz "o wiele rzeczy", nowe rzucają oskarżenia. Piłat słyszy te nowe, namiętne zarzuty, nie wierzy im, lecz chcąc zadość uczynić swej powinności, wraca na ratusz, na salę, by i co do tego przesłuchać Jezusa. Jezus słyszał te wrzaski, te coraz dziksze zarzuty, oskarżenia, ale jakby ich nie słyszał, stoi taki spokojny, taki nieporuszony. Dziwi się temu Piłat i pyta: "Nie słyszysz, jako wiele przeciw Tobie świadectw przywodzą?". Jezus milczy. I jakbądź próbował Piłat, "na żadne słowo mu nie odpowiedział, tak, iż się bardzo dziwował starosta".
Rozumiemy, dlaczego Jezus milczy: słyszy te same "świadectwa", na które milczał już tam przed Kajfaszem; zresztą, chce umrzeć. Zaś Piłat dziwi się, nie może sobie tego milczenia wytłumaczyć, bo jest przekonany, że dla Jezusa nie trudnoby było te wszystkie oskarżenia odeprzeć; dziwi się, bo jakby się domyślał, że ten tajemniczy człowiek ma jakieś swoje zamiary, może nawet nie chce życia swego ratować. I to zdumienie rośnie, przechodzi zwolna w jakiś lęk święty, w mimowolną cześć, nie mniej jednak nowa z tego położenia rodzi się trudność. Milczenie oskarżonego wywołuje w nim osobistą przychylność, że tym mniej daje wiarę wszystkim hałaśliwym rozgorączkowanych głów oskarżeniom, ale też utrudnia mu, niemożliwym czyni wydanie na korzyść jego wyroku. Toż to milczenie zdaje się przeciwko niemu mówić, sędziemu nie dopuszcza uzasadnić wyroku uwalniającego od winy. Tu Jezus milczy, tam na ulicy Żydzi krzyczą, niecierpliwią się, odgrażają – Piłat sam nie wie co począć wobec tego Jezusa, wobec tej zaciekłości żydowskiej, wobec tych rozszalałych oskarżycieli, którymi są przecie osoby Wysokiej Rady, osoby znaczne, wpływowe: położenie istotnie fatalne.
Wreszcie Piłat wychodzi znowu do przedniejszych kapłanów, jakoby na podstawie tego drugiego przesłuchania postanowienie swoje ogłosić. Oczywiście musi im oznajmić, że Jezus nic zgoła nie odpowiedział na te ich nowe "świadectwa"; – jakże więc oni ciekawi, co też on, sędzia, teraz postanowił... Ale zaledwie począł to milczenie tłumaczyć, że ono mu tak bardzo utrudnia wydanie wyroku, aż dalszą mowę przerywają mu gwałtownie; miarkują, do czego zmierza, więc protestują, "silili się", wzburzeni do największego stopnia, nowe ciskają oskarżenie, to oskarżenie poskutkuje niezawodnie, że o uwolnieniu nie będzie już mowy.
Ty, Piłacie, tak zdają się mówić, wahasz się osądzić tego winowajcę, mimo tylu naszych świadectw: ot, wiedz teraz: "Tegośmy naleźli podburzającego naród nasz; buntuje lud, ucząc po wszystkiej Żydowskiej ziemi, począwszy od Galilei aż dotąd". Pomnij na swój urząd, pomnij na cesarza twego!
I ta myśl, ta pamięć na swą ciężką odpowiedzialność, na kaprysy cesarza, prześladuje Piłata, że nie śmie od razu przeciąć tego węzła, "króla Żydowskiego", według lepszych swych uczuć i skłonności uwolnić; nie wiadomo mu, coby na to powiedział cesarz, gdyby Wysoka Rada zaniosła nań aż do Rzymu zażalenie. I waha się, bezradny, nie wie co począć, jak zawyrokować. Wtem oto samiż zawzięci krzykacze tym nowym oskarżeniem wskazują mu dogodną drogę wyjścia. "Począwszy od Galilei" – krzyczą – ten podżegacz odwodzi, buntuje lud. To słowo "Galilea" będzie kotwicą zbawienia dla Piłata. Pyta się skwapliwie, "jeśliby był człekiem Galilejskim", a gdy się dowiedział, że jest z Galilei, że należał do władzy Herodowej, od razu ma plan gotowy: odsyła Jezusa do Heroda, "który też w one dni był w Jeruzalem".
Po
ludzku mówiąc, krok ten ze strony Piłata był bardzo roztropny. Przede wszystkim
zyskuje na czasie, widzi się wolnym od nieznośnego nacisku, nie potrzebuje
na razie wydawać wyroku, kiedy w umyśle jego najróżnorodniejsze kłócą się
myśli i uczucia, kiedy sam nie wie sobie rady, nie wie, jakie wyrzec słowo
ostatnie. A wreszcie, niechże na podstawie przesłuchów u Heroda wypadnie
wyrok, jaki chce, czy skazujący na śmierć,
czy uwalniający, on sam, starosta, będzie się znajdował w nierównie lepszym
położeniu. Jeżeli się wykaże, że Jezus w ziemi podległej Herodowi rzeczywiście
lud "podburzał",
odwodził, był winnym zbrodniczych usiłowań, toć ze strony Rzymianina było
rzeczą sprawiedliwą i świadczyło o jego uprzejmości, że szanował prawa
zwierzchnicze Heroda, złoczyńcę właściwemu sędziemu oddawał. A jeżeliby
i samże Herod nie znalazł w Nim winy, to będzie to i dlań, dla Piłata,
wskazówką, co ma począć.
Historia biblijna dla rodzin chrześcijańskich czyli proste a gruntowne objaśnienie Dziejów Starego i Nowego Testamentu. Opracował ks. Proboszcz J. Stagraczyński. T. II: Nowy Testament. Drukiem i nakładem Karola Miarki w Mikołowie [1897], ss. 637-644.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
Powrót do spisu treści
MĘKA, ŚMIERĆ I ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIV, Kraków 2004
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: