HISTORIA BIBLIJNA
MĘKA, ŚMIERĆ I ZMARTWYCHWSTANIE
JEZUSA CHRYSTUSA
Opr. ks. Józef Stagraczyński
Dodatek
Zburzenie Jerozolimy, r. 70 po Chrystusie
Żydzi nie poznali czasu
nawiedzenia, odrzucili Mesjasza, i przestali
być ludem Bożym. Dlatego też przyszło na nich wszystko, co zapowiadali
prorocy, a szczegółowo zapowiedział Chrystus. Ogłosili cezara swym królem,
mówiąc: nie mamy króla jak tylko cezara,
i ściągnęli na siebie i potomków, krew Mesjasza, prawdziwego ich króla,
wołając: Krew Jego na nas i na nasze dzieci.
Odtąd historia żydów jest pasmem wzmagającego się ucisku ze strony Rzymian,
obłudy, faryzeizmu, oporu ze
strony żydów. Nie uwierzyli w Chrystusa mimo znaków i cudów, natomiast
teraz wierzą oszustom, fałszywym Mesjaszom, którzy w coraz większe
pogrążali ich nieszczęście, aż do chwili, kiedy zgorzała świątynia. Wnet
cały kraj pełen był takich oszustów, którzy wywabiali łatwowiernych na
pustynie, obiecywali im znaki i cuda na dowód wyzwolenia, a potem bezradnych
i bezbronnych wydawali na pastwę i
rzeź Rzymian. Rozbójnicze bandy
wałęsały się po kraju, szerząc grabież, rozbój i pożogę, rzekomo z gorliwości
dla prawa, i by karać stronników rzymskich. Tłumy skrytobójców, za pieniądze,
dla dogodzenia chęci zemsty lub nienawiści, lub na własną rękę, zabijały
mnóstwo osób, i krwawe to rzemiosło uprawiały nawet w świątyni, w czasie
świąt, by łatwiej ukryć się w natłoku.
Prokuratorzy rzymscy postanowili doprowadzić lud do rozpaczy, a ostatni z nich, Gessius Florus, wyraźnie wyzwał żydów do zbrojnego oporu. Tak tedy w r. 66 po Chr. wybuchła nareszcie żydowska wojna, która po czterech latach krwawych zapasów i spustoszenia w całym kraju, zakończyła się zburzeniem Jerozolimy i rozsypką narodu żydowskiego, jak to przepowiedział Chrystus. Zaraz po rozpoczęciu wojny, chrześcijanie ze swym biskupem, Symeonem, pomni przestrogi Chrystusa (Mt. 24, 14), opuścili Jerozolimę i osiedlili się w mieście Pella za Jordanem, oddalonym około 100 kilometrów od Jeruzalem.
Józef Flawiusz, jest jedynym niemal źródłem, z którego czerpiemy historię tej ostatniej wojny żydowskiej. Był on synem żydowskiego kapłana, Matatiasza, urodził się w Jerozolimie, r. 37 po Chrystusie, w pierwszym roku panowania cesarza Kaliguli. Wcześnie oddany naukom, poznał systemy trzech najważniejszych sekt żydowskich, Faryzeuszów, Saduceuszów i Esseńczyków, przystał jednak do Faryzeuszów. Po ukończeniu nauk, r. 26 życia, podjął podróż do Rzymu, w czasie, kiedy rozgoryczenie w Judei przeciw Rzymianom dosięgło szczytu i zapowiadało rychłe ogólne powstanie. W rzeczy samej, powróciwszy, zastał już bunt wybuchły. Lubo innego przekonania, jednak zmuszony wypadkami, wziął bardzo czynny udział w powstaniu, i jako jeden z głównych przywódców wysłany był z dyktatorską władzą do Galilei. Przy zdobyciu Jotapaty został pojmany i w kajdanach przyprowadzony do Wespazjana, któremu jako dobry polityk, przepowiedział koronę cesarską. Gdy się ta przepowiednia spełniła, w nagrodę otrzymał wolność, i jako wyzwoleniec cesarza, przybrał jego imię rodowe, Flawiusz. Po zajęciu Jerozolimy obrał Rzym za siedzibę, gdzie żył do panowania Trajana. Tu napisał: 1) historię wojny żydowskiej w siedmiu księgach (De bello Judaico); 2) starożytności żydowskie, ksiąg dwadzieścia, (Antiquitates); 3) własny życiorys; 4) pismo obronne przeciw Appionowi Plejstonikowi, gramatykowi aleksandryjskiemu. – Pisma jego są wielkiej wartości. Widział bowiem świątynię jeszcze w całym jej blasku, sam brał udział w świętych obrzędach jako pochodzący z rodziny kapłańskiej, był wybitnym obywatelem żydowskim i to w czasie, kiedy wszystkie urządzenia państwowe na podstawie prawa Mojżeszowego istniały. Jako dworak schlebia dworowi cesarskiemu, niekiedy potrzeba przeto krytycznie brać to, co mówi, miejsc takich jednak nie jest wiele i łatwo je poznać.
Zapowiedział Chrystus, że zjawi się wiele fałszywych mesjaszów, oszustów. I tak też było. Już w r. 45 po Chryst. wystąpił Theudas, obiecywał, że rozdzieli wody Jordanu i uwiódł wielu, których potem Rzymianie wygubili. – Za starosty Feliksa powstał znów jakiś Egipcjanin, o którym była wyżej mowa (obacz str. 766). To znowu, za Festusa, inny oszust zawiódł wielu na pustynię, gdzie wyginęli. W czasie oblężenia Jerozolimy, pojedyncze stronnictwa umyślnie stawiały fałszywych proroków, by lud bałamucić i do walki z Rzymianami zagrzewać. Jeszcze w ostatnim dniu walki znalazło 6000 ludzi śmierć w świątyni; jakiś bowiem rzekomy prorok powiedział im, że Bóg im nakazuje udać się do świątyni, i tam otrzymają znaki ocalenia. – Również i o licznych opryszkach i skrytobójcach opowiada Józef Flawiusz; była to sprawiedliwa kara na żydów za to, że woleli zbójcę Barabasza, niż Jezusa.
Do wybuchu wojny najwięcej przyczynili się starostowie rzymscy, którzy, jak to i teraz gdzieniegdzie się działo i dzieje, uciskiem umyślnie powstanie wywołać chcieli, by potem naród mocniej ujarzmić lub zniszczyć. Jeszcze większy ucisk zapanował w czasie wojny, zapowiedział to Chrystus: "W one dni będzie ucisk, jaki nie był od początku świata i potem nie będzie". Zaraz we wstępie swego dzieła o wojnie żydowskiej, pisze Józef Flawiusz: "Nie było miasta, które by się tak wysoko wzbiło, i tak głęboko upadło. Wszelkie nieszczęście wszystkich czasów jest niczym, w porównaniu z tym, jakie żydów spotkało". Wojnę żydowską nazywa największą, nie tylko z ówczesnych, ale wszystkich niemal wojen, widzi on w niej spełnienie przepowiedni Daniela r. 9, w. 27: "Będzie w kościele obrzydliwość spustoszenia, i aż do skończenia i końca będzie trwać spustoszenie".
Wskutek niezmiernego ucisku [przez] starostów, przyszło wreszcie w Jerozolimie, za ostatniego z nich, nazwiskiem Gessius Florus, około połowy maja r. 66 po Chryst. do otwartego wybuchu. Twierdzę Antonię zdobyto i załogę wycięto; załodze górnego zamku na Syjonie dozwolono swobodnie odejść, ale zaledwie broń złożyli, żydzi z niesłychanym wiarołomstwem wycięli ich wszystkich, z wyjątkiem dowódcy. Tedy spiesznie nadciągnął z wojskiem prokonsul, Cestius Gallus, lecz zmuszono go do odwrotu, a na domiar poniósł od żydowskiej pogoni straszną klęskę w wąwozach w Betoron (20 km na północ od Jerozolimy), w której utracił 6000 ludzi, wszystkie zasoby i machiny wojenne, w początku października 66 roku.
Cesarz Neron dowiedział się o tym w Grecji, i wyprawił natychmiast najlepszego wodza, Wespazjana, na wojnę do Judei. Trzy lata zeszły mu na zdobywaniu twierdz Judei, tak że do Jerozolimy wszystkie drogi przecięte zostały. Właśnie zamierzał uderzyć na Jeruzalem, gdy od wojsk cesarzem obwołany, w czerwcu r. 69, zdał dowództwo na syna Tytusa, sam zaś przez Egipt podążył do Rzymu. Tymczasem powstało w Jeruzalem kilka stronnictw, jedno obywatelskie pod wodzą Annasza (Młodszego), syna Annasza, przed którym Chrystus był stawiony, drugie Zelotów, pod Eleazarem. Zeloci, czyli gorliwcy, pałający gorliwością o prawo i wolność, a właściwie gorliwi we wszelkich złościach (Bel. iud. IV, 3, 8). Ci, na samo podejrzenie przyjaźni z Rzymianami, skazywali na śmierć, lub tajemnie zabijali najcelniejszych obywateli, a wreszcie samowładnie na miejsce ówczesnego arcykapłana, losem ustanowili prostego kamieniarza, Phanaza, czyli Phaniasa, który był synem pewnego Samuela. Stąd przyszło między nimi, wzmocnionymi przez Idumejczyków, a umiarkowańszą partią obywatelską, pod wodzą Annasza, do krwawych utarczek, tysiące trupów było po ulicach i w samych dziedzińcach świątyni; stronnictwo obywatelskie uległo, przywódców wymordowano. Zeloci, stawszy się teraz panami miasta, rozpadli się na dwie partie. Ambitny Jan z Gischali, który z Galilei schronił się do Jeruzalem, zebrał stronników z partii Zelotów, i zwalczał Eleazara, który obsadził załogą świątynię. Przeciw gwałtom Zelotów wezwał lud na pomoc Symona, syna Giory, z Gerazy, który zabił Cestiusa i zebrał spore wojsko. Tak więc były trzy stronnictwa w Jerozolimie, które się zwalczały w krwawych potyczkach, obróciły w gruzy część miasta, i niszczyły sobie nawzajem zapasy, które na wiele lat mogły starczyć ludności. Jan Gischala trzymał stoki góry świątyni i dolne miasto; Symon, syn Giory zaś górne miasto. Wreszcie Jan pokonał Eleazara i odebrał z jego władzy świątynię, wśród krwi przelewu. Odtąd pozostał Jan i Symon naczelnikami powstania aż do zburzenia Jerozolimy.
W tym składzie rzeczy, kiedy, jak mówi Józef Flawiusz, żydzi podobni byli dzikim zwierzętom, które, w braku innego żeru, na własne rzucają się ciało, nie trudno było Tytusowi, r. 70 na wiosnę, dotrzeć z wojskiem pod Jerozolimę, i tu stanowisko zająć. Na tym samym grzbiecie gór, z których jedna jest Golgota, na jakie 200 metrów od niej, rozłożył obóz; drugi obóz rozbił naprzeciw bramy Hippikus, przy dzisiejszej bramie Jaffa; trzeci obóz był 10-go legionu na górze Oliwnej. Usiłował Tytus skłonić żydów do pokojowego usposobienia i dobrowolnego poddania się, lecz usiłowania te były daremne. Wtedy rozkazał wznieść wały oblężnicze, a po ich ukończeniu, naraz na trzech punktach taranami walić mur trzeci, zewnętrzny, zwany "murem Agryppy". Mieszkańcy, na odgłos walącego się muru, pogodzili się, niestety za późno, i poczęli głośno narzekać, strach zdjął nawet najśmielszych. Mimo dzielnej obrony żydów, runął mur w 15 dniu oblężenia, a Tytus rozpoczął zaraz atak na mur drugi. I ten upadł po 5 dniach, i z najdzielniejszymi ze swego wojska podstąpił Tytus pod dolne miasto. Żydzi godzili nań zewsząd, z ulic, jako dobrze im znanych, z dachów i murów. Trzy dni bronili Rzymianom przystępu, czwartego jednak dnia musieli ustąpić przemagającemu natarciu. Wtedy Tytus usypał cztery zaczepne groble naprzeciw twierdzy Antonia, przez zuchwałą jednak chytrość żydów, rozpaczliwie walczących, utracił niemal wszystkie machiny wojenne, które spalił Gischala.
Na domiar złego wypadło oblężenie na Święta Wielkanocne. W tym czasie bywało w Jerozolimie, razem z pielgrzymami, nieraz do 3 milionów ludzi, w każdym wypadku było tam teraz bez wątpienia z górą milion ściśnionych, cały naród żydowski, jak mówi Józef Flawiusz, był tu jak w więzieniu zamknięty. Wskutek tego wzmagał się głód, drożyzna i choroby. Z narażeniem życia przekradało się wielu na pola, by jakich ziół nazbierać. Mnóstwo wpadało w ręce Rzymian. Ci biczowali ich i krzyżowali, by strachem napełnić i skłonić żydów do poddania, którzy temu widowisku przypatrywali się z murów. Nieraz w jednym dniu ukrzyżowali Rzymianie 500 i więcej żydów, a przed ich oczyma była Golgota. Aby odjąć żydom wszelką nadzieję ucieczki i tym pewniej głodem ich pokonać, zamknął Tytus i ścisnął żydów szczelnie wałem. Całe wojsko pracowało tak gorliwie, że niezmierne to dzieło, które wymagało miesięcy pracy, według Józefa, w trzech dniach wykonano. Spełniły się słowa Chrystusa: "Nieprzyjaciele twoi zewsząd ścisną cię wałem" (Łk. 19, 43). Teraz powstał straszny głód i zaraźliwe, śmiertelne powietrze. Nawet obrzydliwe rzeczy chciwie połykano jako pożywienie, starą skórę, stęchłe siano, gnój bydła itp. Mężczyźni wydzierali ostatni kąsek kobietom, kobiety mężczyznom, dzieci rodzicom, matki dzieciom, a jedna matka zabiła nawet swoje dziecko na pokarm. "Nie podobna" – mówi Józef – "wszystkie okropności szczegółowo opowiadać; żadne miasto nigdy tyle nie wycierpiało, i nie było, od początku świata, narodu tak pełnego zbrodni". Głód porywał całe domy i rody. Płaskie dachy domów były napełnione łąknącemi niewiastami i dziećmi, ulice wychudłymi starcami. Młodzieńcy i mężowie chwiali się jak cienie, i wycieńczeni padali tu i ówdzie nieżywi. Niektórzy, nie chcąc pozostać niepogrzebani, wchodzili w groby i tam czekali ostatniej godziny. Nie było słychać żadnego narzekania ani skargi, powolną śmiercią ginący spoglądali błędnymi oczyma na trupy i zazdrościli im ich doli. Grobowa cisza panowała nad konającymi i umarłymi, niekiedy przerywał ją zgiełk rozbójniczych zgraj Zelotów, które włamywały się do domów i nawet z trupów ściągały odzież. Od 24 kwietnia do 1 lipca jedną tylko bramą uprzątnięto 116000 trupów, a ponieważ nie było rąk do grzebania tylu trupów, wyrzucono przez mury 600000 umarłych.
Po wielu daremnych napadach osiągnięto wreszcie zamek Antonię, a Tytus myślał teraz o zdobyciu góry świątyni i zewnętrznego jej muru. Chociaż już wprzód kilkakrotnie łagodnymi słowy wzywał żydów do spokojnego poddania się, to przecież teraz jeszcze wezwanie to ponowił i kazał powiedzieć im: "Wzywam bogów mej ojczyzny na świadków, a jeśli kiedy Bóg jaki na to miejsce patrzał – bo nie myślę, by teraz jeszcze na nie spoglądał – natenczas i tego Boga, moje wojsko, i żydów, którzy są przy mnie, wzywam na świadków, że nie ja będę winien zniewagi świątyni. Jeśli się poddacie, żaden Rzymianin nie zbliży się do świątyni. Zachowam wam kościół nawet wtedy, jeśli sami nie zechcecie". Lecz Zeloci uważali tę wspaniałomyślność za objaw bojaźni i odepchnęli szyderczo jego napomnienia. Wtedy zawrzała walka straszniejsza niż kiedykolwiek. Północna i zachodnia część muru około kościoła została zburzoną. Przez 6 dni kazał Tytus niezmiernymi taranami bić we wschodni mur podwórza, czyli dziedzińca żydowskiego, lecz bez skutku. Przypuścił więc szturm, lecz i ten z wielką stratą został odparty. Nareszcie podłożył ogień pod bramę, skutkiem czego srebrne obicia stopniały, zajęło się drzewo i ogień począł się szerzyć w krużgankach. Pożar trwał przez całą dobę. Następnego dnia kazał Tytus ogień ugasić. Lecz podczas gdy żołnierze zajęci byli gaszeniem, żydzi znów na nich uderzyli, zostali jednak odparci i zapędzeni aż pod kościół.
Wtedy jakiś żołnierz rzymski, w powszechnym zamieszaniu i utarczce, pochwycił gorejącą głownię, kazał się towarzyszom podnieść do góry, i wrzucił ową głownię oknem północnej strony na ganek, prowadzący do zabudowań, które kościół otaczały. Na próżno przybiegł Tytus z wodzami, wołając i dając ręką znaki, by zaprzestać walki a gasić ogień. Tłumnie wpadły za nim legiony; rozjątrzenie, nienawiść i chciwość głuchymi uczyniły żołnierzy na wszelkie rozkazy, a widząc wokoło błyszczące złoto, myśleli, że w kościele są ukryte wielkie skarby złota; gwałtowności wojska niepodobna było już opanować. Rozjuszeni zabijali żydów, rozpaczliwie zastępujących im drogę; kupy trupów leżały około ołtarza całopalenia. Tytus wszedł do płonącego gmachu, do miejsca świętego i najświętszego i żałośnie, ze zdumieniem przypatrywał się świątyni, której wewnętrzna wspaniałość zupełnie odpowiadała zewnętrznej okazałości. Jeszcze pocieszał się nadzieją, że mu się uda uratować wnętrze, nakazał gasić, lecz nikt nie chciał słuchać. Tymczasem i wewnątrz znów żołnierz jakiś podłożył ogień, który nagle wybuchnął płomieniem. Wtedy musiał się Tytus cofnąć, a świątynia z łoskotem runęła w gruzy. Na miejscu świętym Rzymianie zatknęli swe orły i złożyli bogom ofiary. Był to ten sam dzień, w którym przez Nabuchodonozora spaloną była świątynia Salomonowa, tj. 9 miesiąca Ab, czyli 15 sierpnia r. 70 po Chryst. – Około pół roku przedtem, 19 grudnia r. 69 spaloną została w Rzymie świątynia Jowisza na Kapitolu, przez żołnierzy Witelliusa, w walce przeciw stronnikom Wespazjana. – Żydowska świątynia Hellenistów w Leontopolis, w Egipcie, zbudowana r. 150 przed Chryst. przez Symona IV, została zamknięta r. 70 po Chryst. przez Lupusa, wodza rzymskiego, a r. 71 na rozkaz Wespazjana, przez Paulina zburzona. Tak upadają największe świątynie przed wzmagającym się prawdziwym Kościołem Chrystusa. – Jeszcze w ostatniej chwili pewien fałszywy prorok uwiódł 6000 ludzi, którym Tytus zapewnił zachować życie; wszyscy, słuchając oszusta, oczekiwali nagłego zjawienia się Mesjasza i zginęli w płomieniach (Bell. iud. VI, 5, 2).
Nie było jeszcze zajęte górne miasto, czyli góra Syjon z pałacem Heroda, czyli starym zamkiem królewskim. Lecz, gdy po 18 dniach ukończono wały, i tarany zachodnią część i kilka wież uszkodziły, oblężeni naraz stracili tak dalece przytomność [umysłu], że nie schronili się nawet do trzech, z zamkiem królewskim połączonych, niezdobytych baszt, Hippikus, Phazael, Mariamne, przeciw którym żadna ludzka siła ani machiny nic nie byłyby wskórały, lecz bez walki ukryli się w podziemnych krużgankach, które częścią z górą kościoła i jej pieczarami były w związku, częścią u źródła Siloe się kończyły, – z głodu jednak musieli się poddać, a 2000 znaleziono potem umarłych z głodu. – Jedną taką pieczarę odkryto około 1860 r. pod południowo-wschodnią częścią miejsca dawnej świątyni. Gdy bowiem podniesiono zagłębiony do połowy w ziemię kapitel słupa, spostrzeżono ujście podziemnego chodnika, który prowadził do kamiennych schodów, a stąd do basenu z wodą 224 m obwodu i 13 m głębokości. Filary, wykute w skale, dźwigają sklepienie tej tajemniczej jaskini, zwanej teraz królewską sadzawką, do której spływa woda deszczowa z moszei [(tj. meczetu)] Aksa i z różnych stron placu kościoła, przez otwór w przedsionku moszei. Pieczara ta miała przedtem 8 dopływów, dziś jest tylko 1 otwarty.
Rzymianie tymczasem zatknęli swe orły na wieżach Syjonu, i rozbiegli się po ulicach, mordując wszystko, co im w ręce wpadło, paląc domy, wraz z tymi, którzy się do nich schronili. Dwa dni i dwie noce miasto gorzało, trzeciego dnia zmieniło się w kupę zgliszczów, w której było pogrzebanych więcej niż 200000 trupów. Wstępując do miasta, Tytus podziwiał niespożytą siłę murów, osobliwie trzech, wyżej wspomnianych baszt, i rzekł: "Przy pomocy Bożej prowadziliśmy wojnę; Bóg sam wydobył żydów z tych twierdz. Ludzkie ręce i narzędzia byłyby nie podołały takim wieżom". Według Józefa Flawiusza, zginęło w czasie oblężenia przeszło milion ludzi. Liczba jeńców z całej wojny dochodziła do 97000, częścią wysłano ich do egipskich kamieniołomów, częścią do innych prowincji, by w amfiteatrach, jako gladiatorzy, ze sobą, lub z dzikimi zwierzętami walczyli na zabój. Tak w igrzyskach, które Tytus wnet potem urządził w Cezarei Filipowej, zginęło 2500 żydów, w igrzyskach zaś w Berytus, także niezmierna liczba. Bardzo wielu sprzedano jako niewolników w różne strony świata. Wreszcie kazał Tytus szczątki miasta i świątyni zrównać z ziemią, i pługiem zaorać. Tylko owe trzy wieże i mur zachodni zostawił, by świadczyły o warowności miasta i waleczności Rzymian, mur zaś dla obrony obozu i załogi, w Jeruzalem pozostawionej, z przyległymi mieszkaniami dla żołnierzy. W ten sposób ocalał wieczernik.
Nadzwyczajne znaki poprzedziły upadek Jerozolimy, jak świadczą Józef Flawiusz i Tacyt. Były one zapowiedzią jeszcze większych znaków, które, według słów Chrystusa, poprzedzą koniec świata. Owe znaki świadczyły publicznie, że upadek Jerozolimy nie jest zwykłym zdarzeniem, lecz osobliwszą karą i sądem Bożym, spełnieniem przepowiedni i słów żydów: "Krew Jego niech spadnie na nas i na nasze dzieci". – I tak, przez cały rok, stała nad miastem kometa, w kształcie miecza. – Gdy jeszcze przed wybuchem wojny, 8 kwietnia lud zebrany był w Jeruzalem na święta wielkanocne, nad ranem o godz. trzeciej, wielka światłość otoczyła kościół i ołtarz, i trwała przez pół godziny, i zdawało się, że jest jasny dzień. – To znowu razu pewnego wschodnia brama kościoła, którą wieczorem ledwie 20 ludzi mogło zamknąć, sama przez się o północy gwałtownie się otwarła. – W dniu 21 maja, przed zachodem słońca, nad całą okolicą, w powietrzu, widziano jakieś wojska, które objeżdżały miasta i wieże. – W Zielone Święta, gdy kapłani w nocy zwykłą służbę odbywali w kościele, słyszeli naprzód szmer, a potem głos jakby wielkiego tłumu: "Uchodźmy stąd". – Najwięcej jednak przerażającym znakiem było, że pewien zwyczajny wieśniak, Jezus, syn Ananusa, 4 lata przed wojną, w święto Kuczek, nagle zaczął wołać w świątyni: "Głos ze wschodu, głos z zachodu, głos z czterech stron świata, głos przeciw Jerozolimie i świątyni, głos przeciw oblubieńcom i oblubienicom, głos przeciw całemu narodowi!" Tak wołał po ulicach wszystkich, biczowano go aż do kości, a on nie płakał, ani się skarżył, tylko bez ustanku wołał: "Biada, biada Jerozolimie". Wołał tak przez siedem lat i pięć miesięcy, a najgłośniej w święta, aż do oblężenia miasta. Wtedy po raz ostatni zawołał z murów: "Biada miastu, świątyni i ludowi, – biada i mnie!" Wtem kamień z pocisku rzymskiego ugodził go i obalił trupem na ziemię.
Tytus w Rzymie tryumfalny pochód obchodził, a przed nim niesiono między innymi złoty stół chlebów pokładnych, siedmioramienny lichtarz i zwoje zakonu. Zbudowana po temu brama, zwana łukiem tryumfalnym Tytusa stoi po dziś dzień, nieuszkodzona, u stóp wzgórza palatyńskiego, około 200 metrów od Kolosseum. Znajdujące się na tym łuku płaskorzeźby w kamieniu przedstawiają chwile z oblężenia i zburzenia Jerozolimy, i pokonania żydów; jedna z nich przedstawia zabranie siedmioramiennego lichtarza. W odległości 200 m od tego łuku, stanął niespełna w 300 lat potem, łuk tryumfalny Konstantyna, jako pomnik zwycięstwa chrześcijaństwa nad pogaństwem, blisko, bo tylko 50 metrów od Kolosseum, tego olbrzymiego amfiteatru, zbudowanego przez Wespazjana, w którym przez trzy wieki tyle chrześcijańskich męczenników krew przelało. Stąd widać oba pomniki, upadku żydostwa i pogaństwa. W środku Kolosseum wzniesiono krzyż, a w ścianie wokoło, gdzie niegdyś były klatki dzikich zwierząt, umieszczono 14 stacji Drogi krzyżowej. Przejmujące grozą miejsce modlitwy. A jednak i na to święte miejsce targnęła się zbrodnicza rewolucja r. 1872 i usunęła owe zabytki i znaki pobożności.
Wkrótce osiedliła się na miejscu Jerozolimy znów pewna ludność. Chrześcijanie, którzy za pierwszym wybuchem wojny schronili się do Pelli, wrócili ze swym biskupem Symeonem. Niezawodnie i wielu żydów znowu tu osiadło. Gdy cesarz Hadrian, około r. 130 po Chryst. zwiedził Palestynę, począł odbudowywać miasto i zostawił tu osadę, składającą się przeważnie z wysłużonych żołnierzy, czyli weteranów rzymskich. Wszelako żydzi nie zaprzestali rokoszów. I tak r. 115 za Trajana, w prowincji Grenaika, zbuntowani żydzi mieli 220000 Greków i Rzymian wymordować, w Egipcie zaś i Cyprze 240000. Także w Mezopotamii robili powstania i rozruchy. Ostatni ich rokosz był za Aleksandra Sewera (222 – 235). Najstraszniejsze jednak powstanie było, które wybuchło pod wodzą fałszywego mesjasza, Bar-Kochby. Rzymianie stłumili je w strumieniach krwi, zniszczywszy 50 twierdz i prawie 1000 znaczniejszych miejscowości; nadto wymordowali mieczem 600000 żydów, a jeszcze więcej zginęło z głodu, na choroby i od ognia, krocie sprzedano w niewolę za bezcen. Judea, zgodnie z przepowiedniami w Deutoronomium, stała się pustkowiem. Pozostałym żydom i chrześcijanom z żydów, pod karą śmierci nie wolno było zbliżyć się do Jerozolimy; natomiast chrześcijanie mogli bez przeszkody tamże mieszkać. Było to r. 135 po Chryst. Później, wolno było żydom, za wielką opłatą, w oznaczonym dniu, zwiedzić Jerozolimę i tam popłakać. Hadrian dokończył odbudowania Jerozolimy i nazwał miasto Aelia Capitolina, podług swego rodowego imienia Aelius, i Jowisza, zwanego Capitolinus, któremu na miejscu świątyni postawił uroczysko i posąg. – Ostatnim miejscem, zdobytym przez Rzymian, była, zbudowana na górze, twierdza Beter (dziś wieś Bettir, 8 km od Betlejem). – Chrześcijanie, za to, że nie brali udziału w rokoszach, wiele prześladowania musieli znosić od żydów, natomiast oszczędzali i bronili ich Rzymianie.
Gdy Konstantyn Wielki przyjął chrześcijaństwo, poczęła się Jerozolima dźwigać, na miejscach świętych stanęły kościoły. Wnet przywrócono miastu dawną nazwę. Usiłował wprawdzie cesarz Julian, apostata (odstępca wiary), r. 363 odbudować świątynię żydowską, lecz zamiar ten udaremniony został oczywistymi cudami. Z nienawiści do chrześcijan chciał miasto uczynić żydowskim, i wezwał wszystkich żydów, rozproszonych po całym państwie, do ojczyzny. Nadto, chcąc kłam zadać przepowiedni Chrystusa, że świątynia na zawsze zburzoną będzie, nakazał ją odbudować. Żydzi gorliwie zabrali się do dzieła. Lecz, jak świadczą pisarze chrześcijańscy, pogański Ammianus Marcellinus, i żyd Rabbi Gedalja, gwałtowne burze rozrzucały materiał budulcowy; pioruny rozbijały narzędzia i maszyny; trzęsienie ziemi wyrzucało kamienie, pozostałe w dawnych podwalinach i obalało przyległe zabudowania; przy tym na odzieży obecnych pokazywały się krzyże, a w nocy ukazywał się na niebie jaśniejący krzyż, otoczony wieńcem. Gdy mimo tego dalej chciano budować, poczęły z ziemi wybuchać ogniste kule, które raziły śmiertelnie robotników, i nie dopuszczały przystępu, tak że wreszcie musiano zaniechać roboty. Julian wkrótce potem zginął w wyprawie przeciw Persom, ugodzony włócznią wroga. Umierając, rzucał garścią w górę krew buchającą z piersi, i z szaloną rozpaczą mówił te ostatnie słowa: "Zwyciężyłeś, Galilejczyku!".
Chrześcijanie, przed Julianem i po nim, nie chcieli na miejscu, widoczną klątwą Bożą dotkniętym, budować świątyni Nowego Przymierza. Tylko w południowej stronie od miejsca dawnej świątyni, tam, gdzie według podania, Najświętsza Panna w trzecim roku życia była ofiarowaną, tj. przyjęta do dziewic, w służbie Bożej przy świątyni wychowywanych, zbudował Justynian I r. 530 wspaniałą bazylikę z trzema nawami, do której potem Muzułmanie, chcąc odjąć kościołowi formę krzyża, po dwie boczne nawy dodali, tak, że teraz jest 7 naw. Pierwotnie nazywał się kościołem Ofiarowania Najświętszej Panny. Kalif Omar, opanowawszy r. 637 Jerozolimę, zamienił kościół w moszeę El-Aksa. Zaraz po zajęciu Jerozolimy wszczął Omar poszukiwania za owym kamieniem, na którym patriarcha Jakub głową spoczywał, gdy miał cudowny sen drabiny niebieskiej, a który, wedle rabinów, potem umieszczono w miejscu Najświętszym, jako podstawę dla arki. Gdy wskazano Kalifowi miejsce, na którym stała świątynia, postanowił, tamże na domniemanym kamieniu Jakubowym, zbudować wspaniałą moszeę, co jednak dopiero w 50 lat potem Abd al-Malik wykonał. Moszea otrzymała nazwę Es-Sachrah (skała), chrześcijanie jednak zowią ją zwykle moszeą Omara. Późniejsi Kalifowie wiele kosztów łożyli na dalsze jej upiększenie.
Krótko tylko, 1099 – 1187 była Jerozolima w rękach chrześcijan, a gdy w r. 1099 Gotfryd z Bujlionu zdobył miasto, pierwszym jego staraniem było, moszeę Omara poświęcić Bogu, pod nazwą "Świątynia Zbawiciela". Także moszeę Aksa zamieniono w pierwotny kościół (Ofiarowania Najśw. Panny), i dano mu nazwę "świątynia Salomona", a przyległe zabudowania obrócono na siedzibę królewską, którą 1118 r. król Balduin, w znacznej części odstąpił Templariuszom. Lecz w r. 1187 wpadła Jerozolima i te kościoły w ręce niewiernych. Tylko jeszcze od r. 1229 – 1244 otrzymali je chrześcijanie, lecz od r. 1244 były znów moszeami. Odtąd pod karą śmierci zabroniony był chrześcijanom wstęp do moszei Omara, a nawet zbliżanie się do dawnego placu świątyni; w nowszych czasach można uzyskać wstęp bez wielkich trudności. Po r. 1187 i 1244 była Jerozolima w posiadaniu egipskich sułtanów, a od r. 1517 aż dotąd należy do Turcji.
Miejsce dawnej świątyni, dawniej góra świątyni, dziś nazywa się Haram es-Scherif, i stanowi skośny czworobok, którego strona południowa wynosi 281 metrów, północna 317, wschodnia 466, a zachodnia 488 metrów. Plac cały przedstawia jeszcze dziś, osobliwie z przeciwległej góry Oliwnej, zachwycający widok. Jest tu czworokątny przedsionek z platformą i kilkoma schodami. U góry schodów są wspaniałe łuki, przez które widać wnętrze przedsionku. W tym miejscu było prawdopodobnie podwórze kapłanów i miejsce świątyni, a teraz jest moszea Omara. Jest to wspaniała budowa ośmiokątna, wewnątrz 53 m średnicy, każda z 8 stron ma 20 m, obwód 163 metrów, liczy 56 okien ostrołukowych różnokolorowych; wewnątrz kopuła 18 m średnicy, 30 m wysoka, wysokość zewnętrzna kopuły aż do półksiężyca 40 m, okna okrągłołukowe. Moszea ma trzy nawy, w środku rotunda z powyższą kopułą, która spoczywa na 4 potężnych filarach i 12 słupach, które u spodu ozdobną, kutą kratą są połączone. Ściany pokryte są marmurem, w środkowym kole wiszą lampy. Pod kopułą leży kamień, otoczony artystycznie rzeźbioną balustradą drzewianą. Kamień ten jest formacji wapiennej, nieociosany, 17 metrów długi, 13 szeroki, 2 m wysoki; Mahomedanie i żydzi mówią, że nie był tknięty potopem, że jest środkiem sieni itp. Mislin twierdzi, że kamień ten był podwaliną ołtarza całopalenia, gdyż rozmiary jego zgadzają się z tymi, które Talmud podaje. Odilo Wolf i Vogué utrzymują, że kamień ten był podwaliną miejsca najświętszego, i że na nim stała arka. Na wierzchu kamienia wydrążona jest głęboka rynewka, która prowadzi w głąb do jamy 8 m długiej, 6 szerokiej, 2,5 wysokiej, a ma ujście w południowo-wschodnim rogu kamienia. Pod tą jamą tętni ziemia, mówią, że jest tam źródło Etam, które spłukiwało krew ofiar i zabierało ją do Cedronu.
Około 100 m na południe wznosi się moszea El-Aksa. Wraz z przedsionkiem ma 90 m długości, 60 m szerokości. Wewnątrz ma 40 filarów, 45 słupów, z tych 33 marmurowych, 12 z piaskowca. Westybuł z 7 bramami pochodzi z czasów wojen krzyżowych. W nawie środkowej, kapitele słupów połączone są poprzecznymi belkami, nad nimi ostrołukowa galeria, a wyżej górne okna. W miejscu, gdzie krzyżują się nawa środkowa z poprzeczną, jest bania kopuły, z potężnymi wiszącymi lampionami; w nabożeństwach nocnych ma się niekiedy świecić 20000 lamp. Zresztą wnętrze tej moszei, jak każdej w ogóle, przedstawia się jako puste. Na uwagę zasługuje framuga modlitwy w południowej ścianie, zwana ołtarzem Dawida, i na zachód od niej bogata kazalnica; pomiędzy nią a południową ścianą, pokazują kamień z wyciśniętym śladem stóp Jezusa, jak mówią, tym, który był na górze Oliwnej.
Idąc stąd nieco ku zachodowi, przychodzimy do podziemnej kaplicy, którą Moslemi zowią kolebką Jezusa, gdyż tu, według ich podania, modliła się Najświętsza Panna. Tuż przy Aksa jest cały szereg innych moszei, osobliwie trzech proroków Islamu: kopuła wniebowzięcia Mohameda, którego Cherub uniósł do raju i nazad przyniósł; moszea Abubekra, i właściwa moszea Omara ze wschodnim przedłużeniem poprzecznej nawy moszei Aksa. – Inne nadto są budowy na tym dawnym placu kościelnym, jak np. łuki tryumfalne, galerie, fontanny; na północ zaś od Aksy są cyprysowe aley, drzewa oliwne, południowe wiązy itp.
Z tym placem kościelnym łączy się jeszcze ważne w dziejach zdarzenie, mianowicie początek i pełna zasług działalność Templariuszów. R. 1118 połączyło się kilku francuskich rycerzy, towarzyszy Gotfryda z Bujlionu, w rycerski Zakon, który wziął sobie za zadanie zabezpieczyć drogi Ziemi świętej i pielgrzymów przed rozbójnikami, i być w ciągłym pogotowiu do walki ze Saracenami. Król Jerozolimy, Balduin II (od 1118 r.) pozostawił im część swego pałacu przy dzisiejszej Aksa; za kościół zaś miał im służyć kościół (templum) Zbawiciela, stąd też wzięli jego kopułę do swego herbu. Z biegiem czasu pozakładali w wielu miejscach Zachodu swe domy, i z późniejszymi Joannitami stanowili wyborowe krzyżowe zastępy, a nadto przez dwa wieki słowem i przykładem zagrzewali Zachód do wytrwałej walki w obronie świętych miejsc Boskiego Zbawiciela. Wszelako wpływ ich potężny i wielkie bogactwa wzbudziły zawiść wielkich tego świata, którzy od r. 1305 puścili w obieg pogłoski, jakoby Templariusze dopuszczali się tajemnych, niesłychanych zbrodni. Kiedy w r. 1307 znakomity ich Wielki Mistrz, Jakub Molay z 60 rycerzami przybył na Zachód, by porozumieć się co do nowej wyprawy krzyżowej, i w sprawie połączenia wszystkich rycerskich zakonów w jeden, Filip IV, Piękny, król francuski, korzystając z chwili, kazał niespodzianie uwięzić W. Mistrza i wszystkich rycerzy, we Francji przebywających, i w przedajnych sądach potępić i spalić wybitnych rycerzy i sędziwego 70-letniego W. Mistrza, a majątki ich niemal zupełnie ogarnął. Za przykładem króla poszła większa część świeckich książąt, prześladując Zakon i zabierając ich dobra.
Poza
placem kościelnym, na północ, wynaleziono, jak mówią, tzw. szkołę Najświętszej
Panny, tj. miejsce, gdzie Najśw.
Panna z innymi dziewicami uczyła się prawa. Jest to mała moszea, 12 m długa,
6 m szeroka; dawniej była, zdaje się, kościołem chrześcijańskim; Mohamedanie
zowią ją "Sitti Mariam" (Maryja Panna).
Historia biblijna dla rodzin chrześcijańskich czyli proste a gruntowne objaśnienie Dziejów Starego i Nowego Testamentu. Opracował ks. Proboszcz J. Stagraczyński. T. II: Nowy Testament. Drukiem i nakładem Karola Miarki w Mikołowie [1897], ss. 787-794.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
Powrót do spisu treści
MĘKA, ŚMIERĆ I ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIV, Kraków 2004
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: