Obce Żywioły,
komedia w 5ciu aktach
oryginalnie prozą napisana
przez Jana Aleksandra hr. Fredrę.
Przedstawiana na scenie lwowskiej i krakowskiej w
r. 1873.
Bezwzględnie ganić, lub bezwzględnie chwalić, weszło już w zwyczaj u krytyków naszych. Komedia hr. Fredry nie mogła też uniknąć dwóch tych ostateczności; chwalona przesadnie przez jednych, ganiona bez litości przez drugich, stała się przedmiotem bardzo wielu sążnistych recenzji, z których jednakże sądzić trudno o jej rzeczywistej wartości. Bo też zwykle u nas recenzje piszą się nadto rychło i nadto pobieżnie; zaledwie wyjdzie książka z druku, zaledwie kurtyna zapadnie po pierwszym przedstawieniu komedii lub dramatu, dziesięciu krytyków wnet chwyta za pióro i na sędziowskiej zasiadłszy katedrze, wyrokuje bezwzględnie, stanowczo, nieodwołalnie, często w imieniu całej opinii publicznej tak, że jednocześnie spotyka zdumionego autora pochwała i wieńce laurowe, o jakich nie marzył i najzupełniejsze testimonium paupertatis (a) wydane jego zdolnościom, pojęciom i rozsądkowi, na które także nie spodziewał się zasłużyć. A jeden i drugi wyrok wydany zostaje najczęściej w imieniu opinii publicznej; tak, że niejednokrotnie zapytać się przychodzi, ile jest nareszcie tych opinii, co się powszechnymi zowią, i której z nich właściwie trzymać się należy.
Po przeczytaniu Obcych Żywiołów stanęły nam w myśli następujące pytania: Jaki cel tej komedii? czy ona odpowiada dzisiejszym wymaganiom, pod względem sztuki? a nade wszystko czy jest z rzeczywistości wziętą, to jest, czy wzrok autora sięgnął do głębi naszego społecznego życia, i czy dostrzegł w nim rzeczywiste wady, czy je skarcił należycie i podał sposób w jaki by je wykorzenić należało?..
Mała jest bardzo liczba dzisiejszych pisarzy, którzy by konieczność cnoty wykazywali dodatnio; stało się dziś niemal ogólnym zwyczajem, a mówimy tu nawet o sumienniejszych pisarzach, przedstawiać szkaradę występku, dramatyczność zbrodni, a nie cichy cnoty ideał. Czy literatura taka przynosi pożytek, rozstrzygać tu nie miejsce; nie możemy się jednak powstrzymać, by tu mimochodem nie wskazać na jeden z bezpośrednich jej skutków, to jest na zupełny dziś brak moralnego instynktu do tego stopnia, że nieskończona liczba jest takich, którzy już sami osądzić nie mogą, co jest a co nie jest godziwym. W Obcych Żywiołach mamy tego dowód widoczny, a to w sposobie w jaki autor kładzie tamę nadużyciom i gwałtom jednej z ważniejszych postaci swojej komedii, Szmucera. Aby czytelnicy sami o tym sąd wydać mogli, podajemy w skróceniu treść Obcych Żywiołów.
Pan Moranowski marszałek rady powiatowej jest człowiekiem najzupełniej ograniczonym, i to tak dalece, że jakkolwiekby daleko sięgała wyrozumiałość w tym względzie jego współobywateli, nie mógłby się nigdy ostać na swym stanowisku, gdyby nie poradnik jego i prawa ręka we wszystkim pan Szmucer. Przewrotny, przebiegły a zręczny umiał on tak owładnąć słabym umysłem marszałka, że nie tylko rujnuje i niszczy jego majątek, nie tylko używa jego imienia, powagi i pieniędzy do wszystkich niegodziwych celów, nie tylko że go robi orędownikiem zagranicznej i miejscowej komuny, ale dąży skrycie do osiągnięcia ręki córki jego panny Heleny, która wśród Obcych Żywiołów ma być niby uosobieniem zacności i cnoty. Po stronie panny Heleny staje wprawdzie dziad jej jenerał Moranowski, hrabia Leon Zoratyński i Jan Dymar; oni wszyscy jednak są już na drugim planie. Żona marszałka pani Ludmiła, kobieta próżna, zarozumiała, egzaltowana w najwyższym stopniu, pragnie zupełnej emancypacji kobiet i równouprawnienia ich z mężczyznami, którym w niczym nie chce przyznać wyższości. Pomimo to jednak bardzo łatwo złapać się daje na słodkie słówka Szmucera i pewna idealnej miłości z jego strony pisze do niego list oświadczający mu wzajemność. Ten list staje się straszną bronią przeciw niej samej w ręku Szmucera i jednym więcej a stanowczym środkiem do zdobycia ręki panny Heleny, którego on się chwycił w obawie oporu rodziny. Tak tedy stają z sobą do zaciętej walki po jednej stronie: Szmucer, Ludmiła i niedołężny marszałek, po drugiej zaś Helena, hrabia Leon Zoratyński i Jan Dymar. Dwie te ostatnie postacie są także w pewnym znaczeniu Żywiołami Obcymi. Nie wątpimy a nawet pewni jesteśmy że pomiędzy arystokracją w społeczeństwie naszym znalazłby się niejeden podobnie szlachetny charakter, ale hrabia Zoratyński ma być typem, ma przedstawiać ogół arystokracji, a jest rzeczywiście chlubnym tylko wyjątkiem. Mało by się, niestety, znalazło takich, którzy by powtórzyli słowa hrabiego Leona przy końcu II-go aktu wyrzeczone: "Zwiedziłem niemal całą Europę, w chęci zbadania wszystkiego co dobre, by to w obrębie sił do własnego kraju zastosować. Więc przypatrywałem się, śledziłem i szukałem prawdy. Gdybym był bodaj w jednym kraju znalazł wiarę niezachwianą i jej przepisy w życiu zastosowane, władzę silną, rodzinę zgodną, prawo jasne i zwięzłe, sprawiedliwość szybką, jednem słowem cnotę przodkującą, a występek karany nie tylko prawem ale i opinią publiczną, uchyliłbym czoła, bo to byłby postęp".
Jan Dymar, to także nie bardzo swojska postać, do białych kruków u nas mogąca się liczyć. Syn karbowego, udobrodziejstwowany przez rodzinę Moranowskich, a potem dzięki pomocy Zoratyńskiego odebrawszy staranne wychowanie, zaczyna karierę wojskową w powstaniu a kończy w wojnie francuskiej, w czasie której kapitanem zostaje. Wziąwszy dymisję, bierze się do autorstwa, pisze geometrię po polsku i stara się o posadę przy kolei. Jednakże ani wojenne laury, ani uczoność, ani wykształcenie nie daje mu zapomnieć o pierwotnej siermiędze, której nie tylko się nie wstydzi ale po powrocie do kraju, pospiesza natychmiast odwiedzić dawnych dobroczyńców swoich, w domu których widząc niespodziewany chaos, grożącą ruinę, postanawia użyć wszelkich środków, aby ich od niej ocalić. Do tego jest mu pobudką nie tylko wdzięczność dla Moranowskich ale miłość dla Heleny.
Wyznać niestety należy, że taki Jan Dymar wśród Obcych Żywiołów jest może najbardziej nam obcym. Jeżeli trudno o takiego hrabiego Leona, to Dymara w najpiękniejszym chyba wyśnić można marzeniu. Syn karbowego nie wstydzący się swego pochodzenia, całujący z wdzięcznością rękę, która go dobrodziejstwuje, idący drogą prawą, szanujący zasługę i uznający ją w innych, to zaiste kruk biały! Zrazu przychodzi na myśl, że autor chce ten ideał przeciwstawić Obcym Żywiołom i chce dowieść, iż przez Dymarów tylko społeczeństwo zarażone nimi, ocalonym być może. Jednakże sam autor to przypuszczenie czytelnika najzupełniej niweczy, gdyż Dymara usiłowania wcale żadnego nie przynoszą owocu; dopiero jenerał środkiem arcystanowczym przychodzi mu w pomoc i od razu przecina węzeł gordyjski (b) intrygi przez Szmucera uknutej.
Rozwiązanie komedii jest zwłaszcza godnem uwagi. Szmucer mając w ręku list, w którym mu pani Ludmiła arcynaiwnie miłość swą trochę spóźnioną wyznaje, pewnym już jest, że cel swój osiągnie. Dymar nic nie wiedząc o liście układa plan cały ocalenia Moranowskich od nędzy, a Heleny od miłości i matrymonialnych zamiarów Szmucera. Mozoląc się nad ułożeniem planu, przypomina sobie figle dziecinne, i postanawia z tych wspomnień zrobić użytek. Pisze więc list do Szmucera w imieniu jakiegoś niemieckiego notariusza, w którym ten mu donosi, że w księstwie Reis-Schleis umarł bezpotomnie w swoim zamku Schmutzenhausen hrabia Arnold Szmucer von und zu Schmutzenhausen, którego tytuł i milionowy majątek spada bezsprzecznie na niego. Dymar list ten wkłada w kopertę, fabrykuje marki i odciski [(pieczęcie)] pocztowe i tak zręcznie wszystko urządza, że Szmucer odbiera go w obecności całego towarzystwa. Nie dostrzegając wcale fabrykacji, Szmucer najobojętniej przypatruje się pocztowym odciskom, zwolna list odpieczętowuje i kopertę dla większego bezpieczeństwa intrygi Dymara ciska natychmiast w ogień. Ku wielkiemu też zdumieniu swemu i wszystkich obecnych nagle zostaje hrabią i wielkim panem z łaski Jana Dymara, wskutek czego całe jego usposobienie od razu się zmienia. To co dawniej zwał białym, dziś mu się czarnym wydaje, to co wprzód chwalił, dziś gani, szydzi z tego co przed chwilą popierał usilnie i uważał za najpożyteczniejsze dla kraju, gardzi tym czym się chlubił, pomiata tymi, których braćmi niedawno nazywał. Marszałek Moranowski, jakkolwiek krótkowidzący, zmianę tę nagłą dostrzega i poczyna tracić ufność w zacność człowieka, któremu swój majątek i cześć swoją powierzył. Tego się właśnie spodziewał Jan Dymar po swojej żartobliwej intrydze. Ale cóż kiedy ona w końcu nie okazuje się skuteczną. Szmucer oświadcza się o rękę Heleny. Moranowski oburzony z początku, daje się potem przekonać wymowie ulubieńca swego i poczyna się wahać. Nic już nie pomaga wystąpienie Jana Dymara, odsłaniające całą szkaradę postępowania Szmucera, nic nie pomaga wykrycie żartu, wskutek którego Szmucer przez krótką chwilę był wielkim panem i hrabią; ten bowiem pewny swego, jakkolwiek zły, że tytuł i majątek tak łatwo zdobyty, tak rychło utracił, występuje zacięcie jako kandydat do ręki Heleny i za pomocą znanego nam listu pani Ludmiły zyskuje nie tylko zezwolenie rodziców, ale i samej Heleny. Tu dopiero, w tak krytycznej chwili występuje jenerał. On się domyślał w czym leży siła Szmucera, domyślał się istnienia listu i nie widząc innego środka na przewrotność przeciwnika, bierze rewolwer, nabija go ostro, zamyka Szmucera na klucz i przyłożywszy mu broń do piersi zmusza do oddania listu. Szmucer bez listu, to Samson z uciętymi włosami. Nie pozostaje mu nic jak czym prędzej umykać, grożąc zemstą za drzwiami. Ale nie obawiajcie się czytelnicy; zemsta ta nie nastąpi tak rychło i w Obcych Żywiołach o niej wzmianki już nie ma. Wszystko tam układa się już najpomyślniej. Helena idzie za mąż, ale nie za Dymara, którego nie kochała nigdy, lecz za hrabiego Leona Zoratyńskiego.
W tym pobieżnym streszczeniu komedii hr. Fredry pominęliśmy jeszcze kilka postaci mniej ważnych i do właściwego wątku intrygi nie należących. Dwie z nich, baron de Techtelman, żyd zbogacony i szambelan Drzymierski, stanowią żywioł komiczny; Drzymierski jest typem zfrancuziałego polskiego szlachcica, jakich było wiele przy końcu ośmnastego stulecia, ale który niewiadomo jakim sposobem zabłąkał się do dzisiejszego towarzystwa; jednakże to postać najstaranniej może i najlepiej oddana. Heroina komedii, Helena, pomimo stanowiska swego wśród Obcych Żywiołów, niewiele zwraca uwagi czytelnika; charakter jej nakreślony słabo, z widocznym pośpiechem, jakby od niechcenia, nie rozwija się nawet w akcie ostatnim, pomimo że stanowi jego treść główną.
Bezstronny czytelnik nie zadziwi się wcale, gdy teraz na pytania podane na wstępie co do wartości i pożytku komedii hr. Fredry odpowiemy przecząco. Cel jej szlachetny, bo walka przeciw obcym żywiołom w naszym społeczeństwie nagromadzonym najszlachetniejszą jest bezsprzecznie. Ale ta walka jakimiż podjęta środkami? Szmucer przedstawia najważniejszy żywioł obcy; jest to demagog, socjalista, materialista, człowiek chytry, przebiegły, nurtujący po kryjomu i podkopujący moralność wiejskiej a zwłaszcza miejskiej ludności. I jakiż środek daje nam autor na tę gadzinę wpośród nas wyhodowaną? Hrabia Fredro odpowiada dobitnie przedstawiając jenerała z rewolwerem w ręku.... Ten tylko środek skutkował, więc zdaniem autora nic więcej pomóc nie może; środków moralnych na to nie starczy.... jedynie tylko pomaga ostro nabity rewolwer! Takiej rady z ust takich nie spodziewaliśmy się nigdy i z prawdziwie bolesnym uczuciem piszemy te słowa, stwierdzające to cośmy powiedzieli wyżej, że mało i coraz mniej takich co by dziś jasno osądzić zdołali co jest a co nie jest godziwym. Wielkie to uchybienie pod względem moralnym kazałoby już nam potępić Obce Żywioły, które prócz tego pod artystycznym względem chybiają bardzo i w wielu względach odpowiedzieć nie mogą wymaganiom krytyki dzisiejszej. Akcja rozwija się słabo, wielkiego interesu [(zainteresowania)] obudzić w czytelniku ani w widzu nie zdoła; nie ożywia jej też wcale szkolarski figiel Jana Dymara, ani śmieszność Drzymierskiego, ani ograniczenie marszałka, ani poetyczność emancypowanej Ludmiły. Intrygę całą stanowią dwa listy, które są środkiem nadto już zużytym, a w komedii hr. Fredry zastosowanym nieszczęśliwie i niezręcznie. Czytelnikowi dziwnym się trochę wydaje, że Szmucer taki przebiegły, taki znakomity intrygant, tak łatwo wpada w sidła, nadto zresztą widoczne i zastawione niewprawnie.
Jesteśmy pewni, że szanowny autor nie weźmie nam za złe tych kilku słów prawdy, jakie czuliśmy się w obowiązku wypowiedzieć. Zobowiązywał nas do tego niezaprzeczony talent autora, który nie wątpimy, że potrafi odróżnić słowo prawdy od niechętnej, szyderczej nagany, lub stronniczych a czczych pochwał, przynoszących mu ujmę.
My, wyznajemy to otwarcie, po talencie hr. Fredry spodziewamy się więcej, a jeśli oczekiwania nasze w Obcych Żywiołach zaspokojone nie zostały, to przyszłość zawód obecny wynagrodzi nam pewnie.
Maryan.
Artykuł powyższy pierwotnie ukazał się w "Przeglądzie Lwowskim", Rok trzeci (1873). Tom VI. (Wydawca i Redaktor X. Edward Podolski). Lwów 1873, ss. 131-135.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; tekst w nawiasach [...] oraz przypisy od red. Ultra montes).
Przypisy:
(a) Testimonium paupertatis – łac.
świadectwo ubóstwa; przen.
dowód ubóstwa umysłowego.
(b) Gordyjski węzeł, – węzeł nierozerwalny (rozcięty mieczem przez Aleksandra Wielkiego); przen. rzecz zawiła, kwestia trudna do rozwiązania; rozciąć węzeł gordyjski, – szybko i energicznie rozstrzygnąć jakąś trudność (od imienia króla frygijskiego Gordjusza, który stworzył arcyzawiły węzeł; według przepowiedni ten, kto ten węzeł rozwikła, będzie panem Azji).
Tekst w przypisach za: Michała Arcta Słownik wyrazów obcych. Warszawa 1933, ss. 368; 104.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIV, Kraków 2004
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: