PRZYJACIEL

 

CHRZEŚCIJAŃSKIEJ PRAWDY

 

CZASOPISMO TEOLOGICZNE

 

––––––––

 

ROZMAITOŚCI

 

Wyciąg z listu pewnego stolarczyka

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Najukochańsi w Chrystusie Rodzice! Bardzo mnie to ucieszy, jeżeli te wiersze moje zastaną was wszystkich przy dobrym zdrowiu, jam jest, chwała Najwyższemu, bardzo zdrów i myślę bardzo często o was! lecz wątpię bardzo o tym, czy będę miał tę uciechę w Kolonii was serdecznie uściskać. Tu w Rzymie na łonie naszej najczulszej ukochanej matki Kościoła św. jest mi jakoś bardzo błogo. Nie mogę wam dosyć opisać ile tu kapłanów i wysokich a pobożnych mężów stara się o nasze duchowne i doczesne dobro. Jeden z nich poszedł za nami do zakonu Misjonarzów św. Wincentego z Pauli i mówił o nas z przełożonym. Ten kazał nas zawołać, spodobaliśmy mu się od razu, i na drugi dzień mogliśmy zaraz wstąpić. Tu w Rzymie są dwa domy tej św. kongregacji. Nie zdołam wam opisać, jak to wzorowo dobrzy kapłani są ci Misjonarze; żyją oni całkiem podług ducha założyciela swego Wincentego. Wszyscy młodzi księża przed wyświęceniem muszą pierwej w naszym domu duchowne ćwiczenia odbywać i dopiero po złożonym przed naszymi księżmi egzaminie mogą być wyświęceni. W naszym domu bawi także już od dwóch lat ksiądz Arcybiskup Taragoński z Hiszpanii wypędzony z swej diecezji, a tak przyjemny, że go już teraz trzymam za świętego. Mąż ten pokorny jada razem z nami braćmi przy drugim stole, a gdy się na niego popatrzę, przypominam sobie naszego księdza Arcybiskupa z Kolonii. O! nie mogę ja dostatecznie wam opisać, jak bardzo jest tu poważany i kochany od wszystkich nasz drogi ksiądz Arcybiskup Klemens August. Jak często pytano mnie o to, jak tam teraz rzeczy stoją. Wychwalają tu jego odwagę i śmiałość w sprawie Kościoła św.

 

Najdrożsi w Chrystusie Rodzice! chciałbym was jeszcze raz oglądać, bo was szczerze kocham; ale chciałbym was oglądać w Rzymie, nie w Kolonii. O jak żywą wiarę ma lud rzymski, jaką cześć oddaje on tu Maryi ukochanej naszej Matce! W pierwszą sobotę po naszym przybyciu było święto Wniebowzięcia Panny Maryi. Miałem gospodę u pewnego tkacza Niemca. Ze świtem uroczystości gdy zadzwoniono na Anioł Pański zerwałem się ze snu! O! zagrzmiały mi w uszach wystrzały. To na cześć naszej ukochanej Pani, mówił tkacz. Ubrałem się zaraz; nasz domek stoi na górze z której większą część Rzymu widać, a naprzeciw nas zamek św. Anioła. Stałem na poddaszu, wtem zabłysło ze zamku aż do mnie, huk dział rozchodził się ponad całe miasto, aż do Apeninów i grzmiał tam jakby całe Chrześcijaństwo chciał przeniknąć, i zapowiedzieć mu radosną uroczystość Bogarodzicy. Ojciec Święty który w letnim swym pałacu pięć godzin od Rzymu mieszkał, przybył wieczorem przed samym świętem do Rzymu, dla odprawienia uroczystej sumy w kościele Santa Maria Maggiore (tj. Panny Maryi Większej). O najdrożsi przyjaciele, mówiłem sobie często dnia tego, gdybym was mógł z Kolonii tu powołać, abyście się tej uroczystości przypatrzyli! Od letniego pałacu Ojca Świętego w Rzymie położonego na wzgórku zwanym Monte Cavallo, aż do kościoła żółtym piaskiem wysypana była droga. Ja i Marcin poszliśmy raniutko do kościoła, chcąc się dostać do chóru, abyśmy Ojca Świętego dobrze widzieć mogli. Prowadzono go środkiem kościoła, jako papieża niesiono Grzegorza XVI w przepysznym krześle suto złotymi opięciami ozdobionym. Cośmy wtenczas czuli, tego się sami dorozumieć możecie, gdyż kochacie namiestnika Chrystusowego. Ojciec Święty był ubrany w jedwabne szaty białe jak śnieg, zdawało mi się, mówić to mogę, jak gdybym widział Ducha Świętego unoszącego się nad jego głową. Ach jakże on czcigodnym i świętym wydawał się wtenczas! ciągle udzielał błogosławieństwa prawą ręką, nie podnosząc jej. Ojciec Święty ma czysty, mocny i przyjemny głos. Po sumie niesiono go znowu przez kościół, a potem wyniesiono na górę na średnią galerię. Wojsko i tysiące ludu uklękły. Wtem podniósł Ojciec Święty swój miły głos, i śpiewał głośno, a gdy podniósł ręce i udzielał błogosławieństwa zagrzmiały wystrzały dział ze zamku, i odezwała się muzyka. To nas mocno wzruszyło, i myślałem, że cały świat musiał to słyszeć. Godzina była wpół do dwunastej. Myśmy sobie stanęli blisko powozu o sześciu koniach jakby lwach jakich, aby go widzieć wstępującego do powozu. Wstąpiwszy do pojazdu Ojciec Święty był tak uprzejmym, tak rzeźwym, tak wesołym i tak miłym dla każdego! i żegnał ciągle lud naokoło klęczący. Piękności powozu opisać wam nie zdołam. W całym Rzymie wszędzie przy domach ołtarze były pobudowane i wspaniale materiami z czerwonego jedwabiu obite. Dziwno zapewne, skąd tyle tych materyj biorą, a gdzie tylko taki ołtarz jest, tam idą bez ustanku z muzyką od domu do domu, i nic nie słychać, oprócz radości i okrzyków, a to wszystko na cześć Maryi! Gdy się zmierzchnie, wtedy Rzym wszędzie oświetlony, wystawione ołtarze tysiącem świateł oświecają, nawet wszystkie obrazy Maryi Panny przy każdym domu mają po 10 do 20 a często do 100 świec, jako to sam często na własne oczy widywałem. Najpiękniejszy widok przedstawiał się na ulicy blisko św. Piotra; był to pyszny fajerwerk, zapalony na zakończenie tej uroczystości. A najmilej to słyszeć, kiedy pytającym co by to znaczyło, odpowiadają: To na cześć Najświętszej Panny Pani naszej. Najdrożsi przyjaciele radujcie się, gdy wam się zdarzy dla miłości Matki Bożej co uczynić albo co ucierpieć, bo Ona jest prawdziwie godna miłości i pełna miłosierdzia.

 

Tu w Rzymie panuje żywa wiara. Jak piękne tu kwitną bractwa! tu nawet kardynałowie należą do niejednego bractwa, a w Niemczech starają sie bractwa wykorzenić! O Boże sprawże to, aby w naszej drogiej Kolonii utrzymywały się bractwa! Jest tu w Rzymie nawet jedno bractwo pod imieniem Compagnia della morte (towarzystwo od śmierci) którego członkowie w burzę i nawałnicę, w upał i ulewę po polach wyszukują umarłych, i trudnią się ich pogrzebem, a kto znajdzie umarłego zaraz o tym towarzystwu temu donosi. Natychmiast spieszą członkowie i przywożą go. A wiecie jakie to osoby do tego towarzystwa należą? Najwięcej ze szlachty do niego należą, pierwszy i najbogatszy książę Rzymu jest najgorliwszym członkiem tego zgromadzenia. Czynią oni tę posługę zamaskowani i nikt ich nie zna. O jak wiele tu jest ludzkości, jak wiele pokory między wyższym duchowieństwem! Pobożny, szanowny i kochany kardynał Odescalchi, który z pokory kapelusz kardynalski złożył, i został Jezuitą w Weronie, chodził nawet jednego razu za żebraka przebrany boso po Rzymie, i żebrał jałmużny. Przyszedł raz do izby krawców, byli to ludzie prości i grubiańscy; ci go napadli, odebrali mu co miał, i obili go. Przebrany książę kardynał nic nie mówiąc, wnet przez żandarmów kazał tych łotrów przed siebie przyprowadzić, i pytał ich się, dlaczego biednego człowieka tak skrzywdzili. Wypierali się tego. Wtedy rzekł: macie wiedzieć, żeście to mnie uczynili! Oni w strachu upadli mu do nóg i prosili o przebaczenie. Pobożny kardynał upomniał ich łagodnie, darował im karę, i puścił ich na wolność. Jest to prawdziwe zdarzenie.

 

Najukochańsza Matko! modliłem się za was w kościółku Najświętszej Panny w Lorecie w owym domku, w którym Ona żyła, i w którym przedwieczne Słowo ciałem się stało, i całowałem owe święte kamienie. Teraz gdy wy u Najświętszej Panny odpustowej modlić się będziecie, pamiętajcie też na mnie kochana matko, o jakże mnie to bolało, żem was chorą opuścił, teraz myślę, żeście już przyszli do zdrowia, ale choroba często służy więcej do zbawienia duszy niż zdrowie.

 

Wasz Syn N.

 

–––––––––––

 

 

Z czasopisma: Przyjaciel Chrześcijańskiej Prawdy. Czasopismo teologiczne pióra i pracy wezwanych do tego przez Ordynaryjat kapłanów. Rocznik VIII. Zeszyt IV. Październik, listopad, grudzień, (za rok 1840). W Przemyślu, w Drukarni biskupiej obr. gr. cath. 1843, ss. 335-339.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIX, Kraków 2009

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: