DZIEJE NARODU POLSKIEGO

 

(WIECZORY POD LIPĄ)

 

LUCJAN SIEMIEŃSKI

 

––––––––

 

WIECZÓR I.

 

Dzieci przychodzą pod lipę. – Co to była za księga, którą miał Dziadunio? – Co to jest Historia? a co naród Polski? – Dziadunio tłumaczy i pokazuje dzieciom mapę kraju Polskiego. – Granice Polski. – Rzeki. – Miasta. – Jakie dawniej narody mieszkały na tej ziemi? – Dziadunio daje dzieciom naukę i zachęca je do cnoty i miłości Ojczyzny; na końcu modli się i błogosławi im.

 

Nazajutrz, jeszcze Pana Grzegorza nie było widać pod lipą, a już nie tylko jego wnuczęta zebrały się koło niej, posiadawszy na murawie, ale i dużo innych dzieci ze wsi, a nawet dwóch chłopczyków, synów pańskich z białego dworu, co dowiedziawszy się, o jakich rzeczach ma gadać Grzegorz, przybyli także przysłuchiwać się; bo choć mieli dużo ciekawych książek w domu, i osobnego nauczyciela, który ich uczył wiele mądrych rzeczy, przecież tak myśleli sobie: stary Grzegorz, co żyje tak długo, co niemały kawałek świata obiegł, musi wiele ciekawych rzeczy wiedzieć i serdecznie kochać Polskę, kiedy za nią bił się i stracił nogę.

 

Dziatki niedługo czekały; stary Grzegorz wyszedł z chaty, opierając się na kiju i niosąc pod pachą jakąś wielką i grubą księgę.

 

– To ta sama książka – zawołały dzieci, otaczając staruszka – ta sama, co się dziadulko na niej modli po całych wieczorach; ksiądz pleban ma podobniusieńką i na niej Mszę odprawia?

 

Dziadunio. Nie jest to książka do nabożeństwa, moje kochane dziatki, ale stoi w niej opisana Historia Narodu Polskiego.

 

Dzieci. Co to znaczy Historia? Co to znaczy Naród Polski?

 

Dziadunio. Historia opisuje to wszystko, co się stało przed sto, dwieście, tysiąc i więcej lat.

 

Michałek. A to tam będzie i to stało zapewne, jak przed trzema laty Pana Macieja młynarza napadli w nocy złodzieje i zabili?

 

Dziadunio. Nie, moje dziecko! tego tam nie ma, bo to są zdarzenia, o jakich wiedzą tu u nas we wsi, albo w sąsiedniej wsi najdalej, ale już o dziesięć, dwadzieścia lub sto mil, nikogo to nie obchodzi, bo źli ludzie bywają wszędzie, bo i tam mógł się zdarzyć taki sam przypadek. Do Historii zatem należą tylko rzeczy, co wszystkich w świecie, lub w kraju obchodzą, np. wojna, panowanie króla, czyny jakiego wielkiego człowieka, co ojczyznę obronił od nieprzyjaciół, co lud biedny wspomagał, co mu sprawiedliwość wymierzał.

 

Dzieci. Rozumiemy; a teraz powiedz nam Dziaduniu, co to znaczy Naród Polski?

 

Dziadunio. Naród Polski, są to ludzie, co mieszkają od wieków na polskiej ziemi, i co jej chleb jedzą.

 

Dzieci. A my, czy także jesteśmy Narodem Polskim?

 

Dziadunio. Zapewne, że jesteście; pan, co siedzi w wspaniałym dworze, mieszczanin, co w mieście, rolnik, co w chacie, ksiądz pleban, urzędnik, żołnierz – wszystko to składa Naród Polski.

 

Michałek. I dużoż jest takiego narodu w Polsce?

 

Dziadunio. O bardzo dużo! prawie ze dwadzieścia milionów. Dlatego też dziatki moje! zamieszkuje on bardzo obszerny kawał ziemi, trzeba dwieście mil wszerz i wzdłuż przejechać, dopiero się dojedzie do granic.

 

GRANICE POLSKI

 

Michałek. A za tymi granicami cóż jest, czy inny jaki naród?

 

Dziadunio. Roztropnie się pytasz, za tymi granicami, od wschodu słońca jest naród moskiewski, od południa Morze Czarne, Karpaty góry, za którymi siedzą Węgrzy, od zachodu siedzą Niemcy; od północy jest Morze Bałtyckie. To, co powiedziałem, zobaczcie wyraźniej wymalowane na tym papierze.

 

Tu dziadunio pokazał im w księdze mapę, czyli krajorys Polski, na który dzieci ciekawie patrzyły; a Zosia, najmłodsza wiekiem, ale rozgarniona dziewczynka tak zagadła:

 

Zosia. Mówiliście dziaduniu, że Polska taka duża? A tu przecież taka malutka, żebym ją fartuszkiem przykryła.

 

Michałek (przerywając). Nic to nie szkodzi moja siostrzyczko! wszak widziałaś na domie zajezdnym w Krakowie tablicę, gdzie stoi wymalowany: wóz, konie i człowiek, choć może sto razy mniejsze od prawdziwego wołu, koni i człowieka, a przecież jakby żywe i każdy pozna, co wyobrażają; to samo i na tej mapie; choć taka maleńka, ale wyobraża Polski kraj i jego granice.

 

Dziadunio. Dobrześ jej wytłumaczył, moje dziecko! A teraz przypatrzcie się lepiej tej mapie.

 

Dzieci. A cóż znaczą te wężyki dziaduniu?

 

RZEKI I MIASTA

 

Dziadunio. Są to rzeki polskie. Tutaj widzicie Wisłę, płynie koło Krakowa, Warszawy, Torunia, przez pół kraju polskiego i wpada pod Gdańskiem do Morza Bałtyckiego; dalej ku zachodowi widzicie Wartę płynącą pod Poznaniem i wpadającą do rzeki Odry; przez ziemię litewską przebiega Niemen i wpada do Bałtyckiego Morza; dalej ku północy Dźwina płynie do tegoż morza i odgranicza nas od Moskwy; krajami Ruskimi, na południe Polski widzicie płynący Dniepr do Morza Czarnego, także Boh do tego morza; przez Ruś Czerwoną i granicami Wołoskimi płynie Dniestr, wpadający do Morza Czarnego.

 

Dzieci. A te kółeczka co znaczą?

 

Dziadunio. Są to miasta znaczniejsze: Tu nad Wisłą, Kraków, Warszawa, Toruń, Gdańsk, – nad Wartą: Poznań. – Tutaj na dole Lwów. Nad Dniestrem: Halicz. – Na Litwie: Wilno. – Nad Dnieprem Kijów – i wiele innych jeszcze, które wam w ciągu opowiadania pokażę.

 

Dzieci. A cóż znaczą te czerwone, niebieskie, zielone wężyki?

 

NARODY SŁOWIAŃSKIE

 

Dziadunio. Są to oznaczenia różnych ziem, gdzie mieszkały małe plemiona, przed tysiącem lat i więcej, nim jeszcze Polska nazywała się Polską. Plemiona te wszystkie były rodu słowiańskiego, który jest bardzo wielki; ale miały jeszcze swoje osobne nazwiska. – I tak: tutaj pod górami, koło Krakowa mieszkali Chrobatowie; koło Gniezna i Poznania, Polanie; koło Warszawy, Mazurowie; nad Morzem Bałtyckim, Pomorzanie i Prusowie; tu gdzie Lwów, czerwono Rusini; gdzie Kijów, także Rusini; około Wilna, Litwini i innych jeszcze drobniejszych co niemiara, zamieszkujących te ziemie od niepamiętnych czasów. Później dopiero małe te narody, widząc, że im trudno opędzić się pojedynczo sąsiadom swoim, Niemcom, którzy ich ustawicznie napastowali i zabijali, połączyły się w jedno wielkie państwo, nazywające się Polską, od tych właśnie Polan, co mieszkali koło Gniezna i Poznania. Otóż ta Polska, zwyczajnie, jak to każdy początek trudny, zrazu była małą, ale z czasem, kiedy jaki monarcha mądry i sprawiedliwy panował, a naród słuchał przykazań Boskich i był cnotliwy i waleczny, tedy Pan Bóg zaraz dopomagał i Polska coraz bardziej rosła, już to przez wielkie zwycięstwa nad nieprzyjaciółmi, już to, że drugie narody słowiańskie widząc, jak w polskim kraju dzieje się sprawiedliwość, jak wolność jest wielka, a oraz pobożność i bojaźń Boga, same z dobrej woli przystawały do Polaków, i tak powiększały Polskę. Potem jednakże, kiedy niedołężni królowie nastali, kiedy sprawiedliwości nie było, a mocniejszy słabszego uciemiężał bez litości, kiedy na koniec znikła pobożność i bojaźń Boga w narodzie, kiedy jedni drugich nie kochali jak braci, kłócąc się, najeżdżając i zabijając nawzajem, tedy Pan Bóg odwrócił swoje oblicze od nas, spuścił wielkie kary na Naród za jego grzechy, nasłał mnogich i okrutnych nieprzyjaciół, którzy go rozerwali i uzbroili braci na braci. Tak jest, dziatki moje! kara ta jeszcze cięży nad nami i dopóty ciężyć będzie, aż znowu nie wrócimy do dawnej cnoty, aż nie zamiłujemy nade wszystko sprawiedliwości Boskiej, aż się nie przejmiemy gorącą miłością ku matce naszej Polsce. Dlatego to, co wam opowiadać będę, powinnyście brać sobie do serca, jako rzecz świętą, jak pacierz, jak dziesięcioro przykazania i starać się, abyście w postępkach swych stawali się podobnymi do wielkich i cnotliwych przodków, którzy dla zbawienia i szczęścia swych braci i ojczyzny, chętnie ofiarowali życie i zdrowie swoje, majątki swoje, pracę dnia każdego; za co też otrzymali wieniec nagrody w niebiesiech, a na ziemi cześć i chwałę.

 

Tutaj Grzegorz podniósł do nieba oczy, w których były łzy; wyciągnął obie ręce nad główkami wnucząt i modlił się w duchu do Pana Boga, aby pobłogosławił małej dziatwie i dał jej doczekać zbawienia naszej ojczyzny. Po tej krótkiej modlitwie wstał i zapowiedział dzieciom, aby tak co dzień wieczorem przychodziły go słuchać pod lipą. Dziatki podziękowały, całując ręce i kolana dziaduniowe i rozeszły się, ale nie do zabaw i krzyków, tylko każde poszło w swój kątek i zaczęło rozmyślać nad słowami dziadunia. –

 

–––––––––––

 

 

Dzieje Narodu Polskiego spisane przez Lucjana Siemieńskiego, a przedrukowane z edycji Poznańskiej, pod tytułem "Wieczory pod lipą" i ozdobione rycinami Antoniego Oleszczyńskiego. 1848, ss. 1-6.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVI, Kraków 2016

Powrót do spisu treści książki Lucjana Siemieńskiego pt.
Wieczory pod lipą czyli Historia narodu polskiego

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: