WIDZIALNOŚĆ KOŚCIOŁA

 

SZKOPUŁ DLA OBROŃCÓW WIARY

 

KS. NOËL BARBARA

 

 

Z chwilą, gdy o. Louis-Marie de Blignieres, z konwentu św. Tomasza z Akwinu w Chémeré-le-Roi i Dom Gérard Calvet, przeor klasztoru św. Marii Magdaleny w Le Barroux, powrócili do kościoła soborowego, pewna liczba wiernych, zaangażowanych uprzednio w walkę z błędami Vaticanum II nagle poczuła się zdezorientowana (1). Jeden z nich napisał do nas te słowa: "Jeżeli to co nazywacie «kościołem soborowym» nie jest Kościołem Jezusa Chrystusa, to w takim razie gdzie jest Kościół? Wasza teoria mówiąca o tym, że kilku biskupów jest jeszcze katolikami jest mi dobrze znana. Ale jak w takim razie społeczność, którą oni tworzą może być wyraźnie widziana przez innych?".

 

Zarzut ten, na pierwszy rzut oka, wydaje się być bardzo poważnym. Co więcej, nie możemy go ignorować ponieważ jeżeli się wierzy w jego prawdziwość, to już sam ten fakt mógłby ponad wszelką wątpliwość obalić wszystkie argumenty wysuwane przez tych, którzy sprzeciwiają się Vaticanum II. Tak więc spoczywa na nas obowiązek odparcia tego zarzutu.

 

W pierwszym numerze "Forts dans la Foi" (aktualnej serii, ss. 8 i 9), przypomnieliśmy, że Jezus pragnął, aby Jego Kościół był podobnym do "sztandaru wzniesionego pośród narodów" przyciągającego tych, którzy jeszcze nie wierzą. Tak więc, z woli swojego Założyciela, prawdziwy Kościół jest widzialny po to, aby ci, którzy jeszcze do niego nie należą mogli rozpoznać w nim Arkę Zbawienia.

 

Jeżeli zatem kościół soborowy, z jego nową mszą, jego nowymi sakramentami, jego nowym kodeksem prawa kanonicznego, jego nowymi katechizmami, jego ekumenizmem i wszystkimi nowinkami Vaticanum II; jeżeli kościół Jana Pawła II i biskupów będących z nim w komunii nie jest Kościołem Chrystusa, to jak najbardziej naturalnym będzie postawienie ludziom odrzucającym ten kościół pytania: "Gdzie można odnaleźć prawdziwy Kościół założony przez Jezusa Chrystusa? On nie może zniknąć, ponieważ posiada obietnicę wiecznego trwania. A zatem, gdzież on jest?".

 

Bardzo dobrze, powiedzmy od razu, że pomimo wszelkich pozorów prawdziwości, zarzut ten jest bezpodstawny; może on wprawiać w zakłopotanie jedynie wiernych bardzo płytkiej wiary, wiernych zmęczonych przedłużającym się kryzysem, który zdaje się nie mieć końca; względnie takich, którzy zapomnieli, że Kościół jest tajemnicą, że znamiona jego widzialności dostrzegalne są tylko w świetle wiary i że zawsze pozostawał ukryty w czasie wielkich kryzysów, które cierpliwie znosił.

 

Wbrew twierdzeniom Lutra, iż Chrystus ustanowił jedynie królestwo duchowe, społeczność wierzących w Niego dusz, znanych tylko Bogu samemu, wiara katolicka uczy, że Chrystus założył realną społeczność składającą się z tych, którzy wierzą w Niego i wypełniają w praktyce Jego naukę oraz za wzór życia mają Jego żywot. A zatem taka jest ta społeczność, Kościół zarówno ludzki jak i boski, jednocześnie zarówno widzialny jak i niewidzialny. Niewidzialny w swojej nadprzyrodzonej rzeczywistości (teologicznych cnotach i boskim życiu, które łączą członki z ich Głową i jednoczą je wzajemnie ze sobą). A widzialny we wszelkich przejawach jego życia społecznego: poprzez jego hierarchię, sakramenty, liturgię, prawa, dyscyplinę, itd., wszystko to, co sprawia, że można rozpoznać tych, którzy do niego należą.

 

Z samej swej natury Kościół Chrystusowy ma pewne właściwości (cechy charakterystyczne), albo wyróżniające znamiona. Co to za cechy? Jest nimi przede wszystkim jedność, świętość, katolickość i apostolskość i to właśnie dzięki nim każdy może rozpoznać Kościół.

 

JEDNOŚĆ: Stała się ona przedmiotem szczególnej modlitwy Pana Jezusa: "Ojcze święty, zachowaj w Imię Twoje tych, których Mi dałeś, aby byli jedno JAKO I MY". Jezus chciał, aby ta jedność była wzorowana na Trójcy Świętej: "aby wszyscy byli jedno, jako Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni byli jedno w Nas" (Jan. 17, 11. 21).

 

Niezaprzeczalnie jedność ta urzeczywistnia się przez jedność rządu, a nawet jeszcze w większym stopniu przez jedność wiary wśród samych wierzących.

 

APOSTOLSKOŚĆ: Jezus założył swój Kościół na Apostołach (Ef. 2, 20). Spośród wszystkich społeczności religijnych roszczących sobie pretensje do tego iż od Niego pochodzą, znak ten posiada tylko ta z nich, która może wykazać, że każdy z członków hierarchii odziedziczył swoją misję i stan kapłański poprzez sukcesję apostolską. Apostolski charakter wymaga dwóch rzeczy, ważnego stanu kapłańskiego oraz misji. Racją ich posłannictwa (2) jest to, że otrzymali misję od Pana Boga po to, abyśmy mogli uwierzyć, ponieważ słuchając ich słuchamy Chrystusa (Łk. 10, 16). Dla apostolskości ta misja jest tak samo ważna jak urząd biskupi. Gdyby tylko ten drugi warunek był wymagany, wszystkie niekatolickie sekty mające za przywódcę ważnie wyświęconego biskupa posiadałyby znamię apostolskości. Jednakże nie posiadają go, gdyż utraciły misję z powodu grzechu herezji i schizmy oddzielających je od Kościoła

 

Kościół Chrystusowy nie może zginąć i będzie istnieć aż do końca czasów. Istnieje dzisiaj tak samo jak istniał wczoraj i również obecnie – tak jak wcześniej – jest widzialny.

 

"Wspaniale" – obstają przy swoim ci, którzy nie zgadzają się z nami – "pokażcie go nam. Wskażcie gdzie go możemy zobaczyć".

 

Kościół Chrystusa jest zawsze tam gdzie go umieścił Pan – pośród świata. Lecz dzisiaj – tak jak niegdyś – ci, którzy są duchowo zaślepieni nie mogą go dostrzec.

 

Czytelnik nie powinien myśleć, że próbujemy wymigać się od tego zagadnienia. Ta odpowiedź wskazuje, że trudność tkwi dokładnie tam gdzie była zawsze – w sposobie dostrzegania spraw przez tych, którzy choć mają oczy, to nie widzą.

 

Aby zrozumieć widzialność Kościoła w sensie katolickim i raz na zawsze dać odpowiedź na ten bezsensowny zarzut, konieczne jest przypomnienie prawdy, że Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa i uczestniczy w tajemnicy Wcielenia. Tę tajemnicę można by określić jako Boski zamysł, który sprawił, że Słowo Boże stało się ciałem, że stało się "widzialnym" dla ludzkich oczu po to, byśmy mogli powtórzyć za śmiałą wypowiedzią św. Jana: "cośmy oczyma naszymi widzieli, cośmy oglądali i czego ręce nasze dotykały" (I Jan. 1, 1). Jak św. Paweł przyznaje, Jezus jest ukochanym Synem Ojca, widzialnym obrazem niewidzialnego Boga; patrząc na Jezusa, współcześni Mu mogli odnaleźć Słowo i zobaczyć Ojca (Jan. 14, 9).

 

To dzięki przybranemu we Wcieleniu człowieczeństwu, Syn Boży stał się widzialny dla ludzkich oczu. To przez Jego człowieczeństwo i z jego pomocą, Jego Bóstwo ukazało się tu na ziemi w sposób, który był jednocześnie zarówno prosty jak i wzniosły. Czyny Jezusa, będące przejawami Jego ludzkiej natury nie różniły się od czynów dokonywanych przez ludzi Jemu współczesnych. Mówił On i działał jak każdy z nas. Ale Jego czyny, jakkolwiek mogły się wydawać zwykłymi, miały w sobie coś wzniosłego i wzbudzały podziw. "Któż jest ten, że wiatry i morze są mu posłuszne? Rozkazuje nawet duchom nieczystym, a są mu posłuszne!". A ci, którzy Go słyszeli, świadczyli: "Nigdy tak człowiek nie mówił, jako ten człowiek!". To właśnie z powodu takich rzeczy, słowa i czyny Jezusa były "znakami" w których manifestowała, przejawiała się obecność Wszechmocnego, który przybrał ludzką naturę. "Rabbi" – zwracały się do Niego dobrze usposobione dusze – "wiemy, żeś przyszedł jako nauczyciel od Boga; bo nikt takich cudów czynić nie może, jakie ty czynisz, jeśliby z nim Bóg nie był" (Jan. 3, 2).

 

Dlaczego spośród wszystkich ludzi, którzy przystępowali do Chrystusa w czasie Jego publicznej działalności nie wszyscy dostrzegli Jego boskość? Odpowiedź jest zupełnie prosta, ponieważ środki, które Bóg w Swojej mądrości wybrał, aby uczynić Swego Syna widzialnym, w wielu przypadkach skrywały Jego boskość. W rezultacie, jeżeli wziąć pod uwagę takie cudowne zdarzenia jak uciszenie nawałnicy, przywrócenie słuchu głuchemu i mowy niememu, to musiały one prowadzić do pojawienia się pytania: Kimże jest ten człowiek? Czy możliwe było, by w płaczącym na słomianym posłaniu niemowlęciu, w utrudzonym, zmęczonym człowieku śpiącym w łodzi Szymona lub w tym nieszczęśniku wiszącym żałośnie na haniebnej szubienicy zdolni byli rozpoznać Syna Bożego? A zatem pierwszą rzeczą, o jakiej musimy pamiętać jest to, że te same środki wybrane przez Boga dla widzialnego ukazania nam Swojego Syna, jednocześnie ukrywały Jego boską naturę.

 

Powinniśmy mieć również na uwadze drugi fakt, gdyż również on jest wymagany dla widzialności Kościoła. Wszyscy wiedzą, że aby cokolwiek dojrzeć potrzebne jest coś więcej niż sam narząd wzroku. Konieczne jest, aby przedmiot był oświetlony, gdyż ciemną nocą, nawet najlepsze oczy niczego nie zauważą. To samo odnosi się do porządku nadprzyrodzonego. Aby dostrzec boską rzeczywistość nieodzowne jest światło wiary. Tak więc, kiedy Piotr rozpoznał w Nim "Chrystusa, Syna Boga żywego", Jezus zwrócił uwagę: "bo ciało i krew nie objawiła tobie, ale Ojciec mój, który jest w niebiesiech" (Mt. 16, 17).

 

To odkrycie ma dla omawianego problemu najdonioślejsze znaczenie, ponieważ wyjaśnia, dlaczego obecni i niegdysiejsi niedowiarkowie nie potrafili rozpoznać Syna Bożego w Jezusie z Nazaretu. Przyczyną było to, że Ojciec nie dając im światła wiary uniemożliwił im rozpoznanie Swego Syna.

 

Powierzchowne czytanie Ewangelii może niewątpliwie doprowadzić do wniosku, że zewnętrzne okoliczności odegrały wielką rolę w odkrywaniu, jak również w zaprzeczaniu boskości Jezusa. Ale uważne odczytanie prowadzi do wniosku, że tym, co sprawiło, iż niektórzy dostrzegli, a inni zanegowali znaczenie danych im znaków, była nade wszystko ich wewnętrzna dyspozycja. Bez zagłębiania się w zagadnienie jakim jest dar wiary, zapamiętajmy świadectwo Jezusa: Nauczył On nas, że głównym powodem niedowiarstwa jest to, że "ludzie bardziej umiłowali ciemności niż światłość, bo złe były ich uczynki" (Jan. 3, 19).

 

Powróćmy zatem do kwestii widzialności Kościoła. Mistyczne Ciało Chrystusa – którym jest Kościół – jest zarówno ludzkie jak i boskie. Podobnie jak to jest w przypadku jego Głowy, to właśnie aspekt ludzki, czyni go widzialnym. Jednakże tenże sam ludzki aspekt często skrywa jego boską naturę. Boski charakter Kościoła – podobnie jak jego Głowy – widoczny jest tylko w świetle wiary.

 

Cuda dokonywane przez Jezusa oraz wzniosłość Jego doktryny były znakami, które w świetle wiary umożliwiały dostrzeżenie Jego boskości. I tak samo jak jego Głowa, Kościół przedstawia nam znaki swojej wiarygodności – a mianowicie jedność, świętość, katolickość i apostolskość – pozwalające nam, w świetle wiary, rozpoznać w nim społeczność przez Niego założoną, która rzeczywiście jest niczym sztandar wzniesiony wysoko ponad narodami.

 

Prawdziwy Kościół posiadał te znaki od samego początku i zachowa je aż do końca czasów. Wracając zatem do pytania postawionego przez naszego korespondenta: "Gdzie jest teraz Kościół Chrystusowy?", odpowiadamy: "Znajduje się w grupie wiernych, którzy nawrócili się do Chrystusa, grupie posiadającej znamiona rozpoznawcze prawdziwego Kościoła. Jednakże – powtórzmy to raz jeszcze – tak jak cuda i nauki Chrystusa kierowane do wszystkich ludzi, nie przez wszystkich zostały dostrzeżone, a jedynie przez tych, którym Ojciec zechciał je objawić, to tak samo znamiona Kościoła promieniejące przed oczami wszystkich ludzi, dostrzegane są jedynie przez tych, którzy mają wiarę".

 

Powinniśmy również pamiętać, że w czasie wielkich kryzysów, których Kościół doświadczał, również i te znamiona podlegały zaćmieniu przez co jego widzialność bywała mniej lub bardziej utajona. Aby móc dostrzec boskość Kościoła potrzeba owego najżywszego światła, jakim jest wielka i silna wiara. Kryzys ariański czwartego stulecia jest tu bardzo dobrym przykładem. Gdzie był wtedy Kościół Chrystusowy? Która grupa posiadała jego charakterystyczne znamiona, czyniące go widzialnym? Gdzie byli biskupi pozostający wciąż katolikami, gwarantujący jego apostolski charakter?

 

W czasach tej strasznej i przedłużającej się próby, wierni chrześcijanie rozpoznali znamiona "jedności" i "apostolskości" w wierze Atanazego, który samotnie przeciw wszystkim wystąpił w obronie ortodoksji. W OCZACH WSZYSTKICH, stał się on symbolem, ZNAKIEM ortodoksji. Prawdziwy Kościół Chrystusowy stanowili właśnie ci wszyscy ortodoksyjni wyznawcy rozproszeni po świecie, którzy poszli za jego nauczaniem, jego wiarą, wiarą Apostołów i Ojców Soboru Nicejskiego; nie była nim natomiast ta ogromna rzesza, która przyjęła nową naukę Ariusza. Był to tak trudny czas próby, że nawet papież Liberiusz wydawał się być znakiem zaćmienia widzialności Kościoła (*). Była ona jasno widoczna jedynie dla tych, którzy poszli za Atanazym. Ale któż mógł ją wtedy dostrzec, jeśli nie ci, którzy posiadali teologiczną wiarę?

 

To samo odnosi się do dzisiejszego Kościoła. Która grupa posiada ten znak jedności? Jaka grupa zachowała wiarę w tym samym kształcie, jaki miała w czasach Apostołów, w tym samym sensie w jakim rozumieli ją prawowierni Ojcowie? W której grupie wciąż zachowana jest i manifestowana jedność liturgii? Która z nich zjednoczona jest ze wszystkimi wiernymi rozproszonymi po całym świecie i ze wszystkimi wiernymi żyjącymi przed Vaticanum II?

 

Teraz nasza kolej zadawania pytań. Gdzie można znaleźć znamiona jedności i apostolskości będące najbardziej oczywistymi ze wszystkich cechami prawdziwego Kościoła Chrystusowego? W grupie, której przywódca jest promotorem spotkania w Asyżu, apostołem praw człowieka, zwolennikiem masońskiego ekumenizmu? Czy może w grupie tych, którzy będąc owczarnią bez pasterzy, są rozrzuceni po całym świecie, a których z pogardą nazywają "integrystami" lub "tradycjonalistami"?

 

Czy stawiając takie pytanie nie znajdujemy na nie odpowiedzi?

 

Ale przecież, jak to się dzieje, że tak niewielu ludzi rozpoznaje w tych znakach prawdziwy Kościół? Całkiem po prostu, dzieje się tak, ponieważ nie patrzą oczyma wiary. Tak samo jak w gęstej mgle trzeba mieć mocne reflektory, tak też w czasach kryzysu religijnego konieczne jest by mieć jak najmocniejszą wiarę.

 

Nie można pojąć znaczenia tych znaków przez "ciało czy krew", rozumieją je jedynie "ci, którym Ojciec niebieski zechce to objawić" (por. Mt. 16, 17).

 

* * *

 

Zakłopotany tą samą trudnością inny czytelnik napisał do nas:

 

"Jak to możliwe, aby w społeczeństwie nie można było odnaleźć biskupów – znaku widzialności Kościoła – aby przy łasce Bożej dało się dostrzec Kościół Boży? Nikt nie potrzebował łaski Bożej, ani wiary, by widzieć cuda Jezusa. Rola wiary wykracza poza tę prostą percepcję, pozwala mianowicie dojść do wniosku, że był On Bogiem. Twierdzę, że tak samo jest w przypadku Kościoła: do dostrzeżenia jego znamion widzialności (jedności, apostolskiego charakteru, itd.) nie jest konieczne posiadanie łaski. Łaska odgrywa rolę umożliwiającą zrozumienie tego, iż są to znamiona jego boskiej misji".

 

Nasz korespondent popełnia błąd myląc widzialność Kościoła jako społeczności z jego widzialnością jako Mistycznego Ciała Chrystusa. W pierwszym przypadku, wystarczający jest zmysł wzroku; co do drugiego – jak to wyjaśniliśmy w artykule – niezbędne jest światło wiary. Co więcej, wydaje się on zapominać, że jest normalną rzeczą – co się odnosi do każdej społeczności przechodzącej wielki kryzys – iż widzialność Kościoła musi doznać zaćmienia, nawet na płaszczyźnie społecznej, a co w następstwie może tylko prowadzić do utajenia jego boskiego charakteru. Oto nasza odpowiedź.

 

Pan Jezus będąc Założycielem Królestwa Niebieskiego, którym jest Kościół, zapowiadał go głosząc przypowieści. Przypomnijmy sobie na przykład tę o pannach mądrych i głupich (Mt. 25, 1-13). Wszystkie one oczekiwały Oblubieńca, lecz nie wszystkie weszły na przyjęcie weselne. Albo znowu inną opowiadającą o wielkiej sieci, w której znalazły się ryby najróżniejszych gatunków (Mt. 13, 47-50). Mamy tu znów dobrych, którzy będą zachowani i złych, którzy będą odrzuceni, wspólnie złowionych w tą wielką rybacką sieć symbolizującą Kościół.

 

Przypowieścią o Królestwie, która pozwala najlepiej zrozumieć gdzie można znaleźć biskupów nadal będących katolikami i czyniącymi widzialnym apostolski charakter Kościoła jest historia o chwaście i pszenicy. Opierając się na objaśnieniach Jezusa, pole Ojca możemy uznać za katolicki Kościół. Kąkol to niezgoda, podziały i herezje, które w czasie, gdy strażnicy śpią diabeł rozsiewa między dobrym ziarnem, a co skutkuje pojawieniem się w Królestwie Niebieskim nowego kościoła. Tak samo jak w przypowieści, zaczyna panować tak wielki chaos, że nieomal niemożliwe jest rozróżnienie między obydwoma Kościołami i wyrwanie chwastów bez ryzyka zniszczenia pszenicy.

 

Na polu Ojca, którym jest Kościół Jego Syna, każdy może zobaczyć "episkopat" bez konieczności światła wiary. Gdyby biskupi byli całkowicie katoliccy, to apostolski charakter Kościoła wyraźnie by się w nich przejawiał. Niestety, od Vaticanum II, katoliccy i heretyccy biskupi są wymieszani w tej samej społeczności tak gruntownie, że tylko światło wiary pozwala odkryć w nich apostolskie znamię Kościoła. O nowym kościele można powiedzieć – posiłkując się formułą Vaticanum II – że "TRWA ON W prawdziwym Kościele, w którym został zainstalowany, lecz NIE JEST TO prawdziwy Kościół". Ten ostatni to "Dom Wiary" (por. Gal. 6, 10) i należą do niego tylko biskupi, którzy zachowali tę teologiczną cnotę. Tylko ci ostatni posiadają znamię apostolskie.

 

Dodajmy jeszcze, mając na uwadze tych biskupów, którzy czytają nasze pismo, że ich postępowanie jest w najwyższym stopniu haniebne. Boją się potępić błędy i publicznie wyznać prawdziwą wiarę, a ich tchórzliwe działanie zaciemnia znamiona prawdziwego Kościoła i wiedzie prostą drogą do wyparcia się go.

 

Ks. Noël Barbara

 

 

Powyższy artykuł pochodzi z francuskojęzycznego czasopisma "Forts dans la Foi" ("Fortes in Fide"), Nr 4 (1989).

 

Z wersji angielskiej tłumaczył Mirosław Salawa

 

Przypisy:

(1) Te grupy uprzednio związane z abp. Lefebvre, powróciły do wnętrza kościoła posoborowego.

 

(2) Apostoł oznacza kogoś "posłanego", po łacinie: "missus".

 

(*) Zob. Bp Michał Nowodworski, Papież Liberiusz. (Przyp. red. Ultra montes).

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: