UWIELBIENIA

 

ŁASKI BOŻEJ

 

według

 

KS. DR. MACIEJA JÓZEFA SCHEEBENA i O. EUZEBIUSZA NIEREMBERGA SI

 

z czwartego wydania niemieckiego

 

wolno przełożył

 

KS. JACEK TYLKA

 

––––––––

 

KSIĘGA TRZECIA

 

O działaniach i owocach łaski

 

~~~~~~~

 

ROZDZIAŁ SIÓDMY

 

O nadprzyrodzonych cnotach obyczajowych

 

1. Łaska uświęcająca w orszaku miłości Boskiej sprowadza jeszcze do duszy naszej całe grono innych, nadprzyrodzonych cnót obyczajowych, którymi ją jakby wieńcem kwiatów niebieskich otacza. Skoro zaś Mądrość wieczna łączy się z duszą naszą przez łaskę, możemy powiedzieć o takiej duszy to, co w Piśmie św. czytamy: "Przyszły mi pospołu z nią wszystkie dobra i niezliczona poczciwość (cnót) przez ręce jej" (1).

 

Za pomocą łaski, stajemy się ludźmi nowymi i stworzeniami nowymi; wchodzimy w nowy a nad miarę wysoki stan; staramy się o cel najwyższy i najwspanialszy, to jest: o widzenie Boga twarzą w twarz i jesteśmy prawdziwymi synami i przyjaciółmi Boga najwyższego. Gdy zaś Bóg każdemu ze swych stworzeń użycza sił i środków stosownie do jego stanu i przeznaczenia, aby mogło odpowiednio do tego stanu żyć i do tego celu zdążyć: to musi także udzielić i swym synom przybranym cnót wspaniałych i niebieskich, które by odpowiadały ich wysokiemu stanowi i za pomocą których mogliby oni osiągnąć cel swój nadprzyrodzony.

 

Atoli synowie Boga przybrani powinni być doskonałymi, jak ich Ojciec niebieski jest doskonałym; powinni mieć obyczaje niebieskie i powinni nosić w sobie obraz Boży w każdym ułożeniu, poruszeniu i działaniu swoim.

 

Zatem łaska musi nam użyczać nie tylko cnót Boskich wiary, nadziei i miłości, przez które łączymy się z Bogiem, ale także i wszystkich innych potrzebnych nam do prowadzenia życia godnego synów Bożych i koniecznych ze względu na wysokie stanowisko, na jakim wskutek łaski do Boga, bliźniego i do nas samych zostajemy. Pomiędzy tymi nadprzyrodzonymi cnotami, które inaczej zowią się obyczajowymi, lub moralnymi dla odróżnienia od Boskich czyli teologicznych cnót, a pomiędzy przyrodzonymi cnotami nabytymi, które już filozofowie i mędrcy pogańscy samym rozumem poznali, zachodzi tak wielki przedział, jak wielki znajduje się pomiędzy łaską a naturą. Gdy zaś przez te cnoty przyrodzone wstępujemy w stan taki, iż możemy czcić i uwielbiać Boga, jako naszego najwyższego Stwórcę i Pana i służyć Mu jako niewolnicy, to przeciwnie przez owe cnoty nadprzyrodzone dostępujemy królewskiego kapłaństwa, które św. Piotr tak pięknie opisuje; miłujemy i czcimy Boga aktami uszanowania i uwielbienia jako synowie w połączeniu z Jego Synem jednorodzonym i przynosimy Mu w darze ofiary duchowe, poświęcone przez samego Ducha Świętego. Posiadając cnoty przyrodzone, żyjemy z naszymi bliźnimi jako obywatele królestwa ziemskiego i cenimy ich jak cenić powinien człowiek drugiego człowieka, istotę rozumną i naturalny obraz Boży; przeciwnie posiadając cnoty nadprzyrodzone, żyjemy ze sobą jako bracia w Bogu i w Chrystusie, "jako mieszczanie z świętymi i domownicy Boży" (2) i jako członkowie królestwa niebieskiego. Cnotami przyrodzonymi ozdobieni żyjemy jako ludzie rozumni i jesteśmy wyniesieni zacnością rozumu naszego nieskończenie wysoko ponad zwierzęta bezrozumne, prowadzić możemy też życie odpowiednie przyrodzonej obyczajności, skromności, mierności i czystości; przeciwnie cnotami nadprzyrodzonymi wyposażeni od Boga, posiadamy życie duchowe i o tyle wyższe od przyrodzonego, o ile życie ludzkie przewyższa życie bezrozumnych zwierząt; chodzimy nie w duchu naszym, ale w Duchu Świętym, rodzącym w nas owoce niebieskiej moralności, łagodności, wstrzemięźliwości, czystości i niewinności i równającym nas nie tylko z Aniołami, ale także czyniącym nas Bogu samemu podobnymi. Słowem łaska podnosi i uszlachetnia nie tylko naturę naszą, ale także wszystkie władze, stosunki i czynności nasze i użycza nam cnót tak szlachetnego rodzaju, iż najmniejszy i nic nie znaczący akt z nich pochodzący, jest piękniejszy i cenniejszy nieskończenie, aniżeli są wszystkie akty najwspanialsze, dokonane kiedykolwiek przez ludzi i Aniołów. Różnica tedy pomiędzy owymi aktami taka zachodzi, jaka istnieje pomiędzy aktami i czynami rozumnego człowieka, a działaniami zmysłowymi natury lub bezrozumnych zwierząt.

 

2. Cnoty te wspaniałe są wieńcem jaśniejącym, otaczającym łaskę, oraz dziwnie płodnymi konarami, potężnymi i silnymi, wyrastającymi z łaski, użyczającymi przyjemnego cienia ze wszystkich stron duszy naszej. Cnoty te są ową drogą i nieskończenie rozmaitą ozdobą sukni królewskiej, jaką Bóg przyodziewa swoją oblubienicę, bo do niej odnoszą się te słowa Psalmisty Pańskiego: "Stanęła królowa po prawicy twojej w ubiorze złotym, otoczona rozmaitością" (3). Cnoty te są ową kosztowną koroną, jaką Bóg kładzie na głowie swych synów, a którą niegdyś prorok podziwiał, widząc nią ozdobionego anioła światłości, nim jeszcze tenże duch łaski uświęcającej wskutek pychy nie utracił. Wszakże tak prorok Pański mówi do tego anioła i do wszystkich dusz usprawiedliwionych: "Tyś pieczęć podobieństwa, pełen mądrości i doskonałej piękności; byłeś w rozkoszach raju Bożego; wszelaki kamień drogi przykrycie twoje: sardius, topazius i jaspis, chryzolit i onyks i berillus, szafir i karbunkulus i szmaragd" (4). Daleko piękniej, aniżeli te drogie kamienie o różnych i cudownych kolorach upiększają głowę jakiejś królowej, zdobi łaska duszę z Bogiem zaślubioną rozmaitym blaskiem niebieskim cnót nadprzyrodzonych, zachwycającym aniołów i serce Boże. Jeżeli już każda cnota a więc i przyrodzona uszlachetnia człowieka prawdziwie i tak go zdobi, iż nic piękniejszego i milszego nie możemy oglądać na ziemi nad oblicze niewinne, będące zwierciadłem duszy pobożnej, to o ileż bardziej muszą zdobić duszę naszą rysy tych cnót niebieskich, jakie Bóg palcem prawicy swojej kreśli i tworzy w sercach naszych! Jakież to wysokie szlachectwo, jaki blask przecudny, jaką piękność nieopisaną i jaki wdzięk niewysłowiony muszą one rodzić w duszy naszej! A jeżeli już filozofowie pogańscy, światłem rozumu tylko oświeceni, nauczają, że cnota jest dobrem najwyższym dla ludzi, że dla niej można utracić wszystkie inne dobra: o ileż bardziej my, oświeceni wyższym światłem wiary, powinniśmy cenić i kochać owe cnoty nadprzyrodzone i o czym innym nie powinniśmy ani myśleć, jak tylko o tym, abyśmy te cnoty razem z łaską mogli nabyć, powiększyć i zachować.

 

Nadto cnoty te nadprzyrodzone przy swojej szczytności i właśnie dla tej szczytności mają jeszcze tę zaletę przed cnotami przyrodzonymi, iż można je nabyć bez pracy i mozołu wielkiego i to w jednej chwili, co uczynić je powinno jeszcze tym droższymi dla nas. Cnoty bowiem przyrodzone są owocem własnej naszej pracy i musimy sobie zadać wiele i długich trudów i mozołów, aby je nabyć i to nieraz nawet przez całe lata. Przeciwnie cnoty nadprzyrodzone są zanadto szczytne i nie potrafi też człowiek nabyć nawet najmniejszego stopnia tych cnót przy całej swej pracy i użyciu wszystkich sił, choćby żył lata niezliczone. Cnoty bowiem te są owocem Ducha Świętego, który nam je wlewa, a łaska Jego, jak naucza św. Ambroży, nie potrzebuje długich trudów, wstępując do duszy w jednej chwili. Przychodzą one też wszystkie razem i to w mgnieniu oka do naszego serca, kiedy w usprawiedliwieniu naszym łaskę i miłość otrzymujemy. Zapewne, że wykonywanie ich nie jest tak łatwe i przyjemne dla nas, jak długo im zaporę stawiają nasze dawne skłonności i złe przyzwyczajenia, – atoli cnoty te same dają nam światło i siłę, abyśmy pokonali i te przeciwności i z drogi usunęli i użyczają nawet aktom najtwardszego zaparcia się siebie samych, jakich przy tym wykonywaniu użyć musimy, takiego nieopisanego powabu, iż możemy wykonywać akty tych cnót z łatwością i wielką rozkoszą.

 

3. I dlatego więc powinniśmy Bogu dziękować, iż uczynił dla nas tak przystępnymi owe wzniosłe cnoty i że wlewa nam je tak obficie i hojnie razem z łaską i miłością swoją. Atoli jak te cnoty są nierozdzielnie połączone z łaską uświęcającą i miłością Boską i są zarazem orszakiem królewskim jej towarzyszącym, tak też znikną i giną one razem z łaską za każdym grzechem śmiertelnym i wystarcza tylko jedna chwilka na to, aby jakby uderzeniem jednym te cnoty razem wszystkie w sercu naszym zniszczyć. Wiara i nadzieja mogą jeszcze pozostać w grzeszniku bez miłości, ale za to wszystkie inne z miłością giną, podobnie jak z nią powstały i nie pozostawiają po sobie nawet cienia w duszy ze swej dawnej wspaniałości, bo miłość wszystkich tych cnót jest korzeniem i siłą pędu. Skoro bowiem niweczymy w nas ten stan wysoki łaski uświęcającej, utracamy także i możliwość prowadzenia życia odpowiedniego temu stanowi i wykonywania owych wzniosłych czynności i aktów, które odpowiadają godności i szczytności owego stanu.

 

O okrutna potęgo grzechu, niszcząca jak piorun za jednym strasznym uderzeniem wszystkie wspaniale kwiaty tych cnót niebieskich w duszy naszej, nie oszczędzająca żadnej, ale wyrywająca je wszystkie z korzeniem! O smutna przemiano duszy pozbawionej nagle wszystkich ozdób, strąconej ze szczytu swej wspaniałości i pokrytej kałem występków, oraz zmysłowych i zwierzęcych pożądliwości! O zniszczenie godniejsze większego opłakiwania, aniżeli owo straszne zniszczenie miasta Jeruzalem, nad którym prorok Jeremiasz gorzkie łzy wylewał!

 

Zatem daleko słuszniej, aniżeli o Jerozolimie można powtórzyć za prorokiem te płacze i narzekania o duszy nagle pozbawionej łaski uświęcającej: "Jako pośniedziało złoto, zmieniła się barwa najlepsza, rozmiotano kamienie świątyni po rogach wszech ulic! Synowie Syjońscy szlachetni, i ubrani w przedniejsze złoto: jako poczytani są za naczynie skorupiane... Którzy jadali rozkosznie, poginęli po drogach, którzy się wychowali w szkarłacie, obłapiali łajna... Bielsi nad śnieg Nazarejkowie jej, jaśniejsi nad mleko, rumieńsi niźli stare kości słoniowe, piękniejsi niźli szafir. Sczerniało nad węgle oblicze ich i nie poznano ich na ulicach; przyschła skóra ich do kości, wyschła i stała się jako drewno" (5).

 

Obraz ten smutny zburzonego Jeruzalem zaledwie jest słabą figurą duszy pozbawionej łaski, którą łaska uczyniła duchowym miastem Boga najwyższego. Kiedy przedtem dusza nasza była przybytkiem Bożym, na siedmiu słupach cnót niebieskich zbudowanym, jaśniejącym od chwały i wspaniałości Bożej, to obecnie grzech, ów straszny wicher, powyrywał i rozprószył wszystkie kamienie kosztowne z tej budowy przecudnej. Kiedy przedtem dusza nasza żywiła się niebieskimi owocami cnót nadprzyrodzonych i stroiła się wspaniale i kosztownie w perły uczuć świętych, to obecnie stara się nasycić karmą zwierząt bezrozumnych i wala się w błocie uciech bydlęcych; kiedy przedtem dusza stała dumna i pełna świeżości młodzieńczej, to obecnie rdzeń jej żywotny wysechł, siła zniknęła i leży złamana i bezsilna, wystawiona na pośmiewisko i naigrawanie nieprzyjaciół wszelkich. A przecież jakże mało jest takich, którzy by się smucili z tego spustoszenia i zniszczenia nawet wtenczas, kiedy nie siedzą na gruzach swej duszy, jak prorok Jeremiasz, ale pogrzebani i pochowani pod jej gruzami leżą, będąc sami sprawcami owego zniszczenia i spustoszenia! Czymże jest bowiem siła Samsona, przed którym truchleli Filistynowie, w porównaniu do Boskiej siły, użyczonej nam przez cnoty nadprzyrodzone, a przed którą nawet występki razem z piekłem drżeć i truchleć muszą? A przecież gniewamy się i srożymy na tego lekkomyślnego męża, zdradzającego tajemniczą siłę, jemu tylko wiadomą, kobiecie ciekawej i lekkomyślnej. Przeciwnie nie gniewamy się sami na siebie, chociaż tę siłę wysoką duszy naszej nieprzyjacielowi najgorszemu zdradzamy, nastawiamy ramiona na złowrogie cięcia i zniszczenia, żyły nasze pozwalamy mu podwiązywać i wreszcie dochodzimy do takiego stanu, iż ani walczyć z nim, ani też uciekać przed nim nie możemy! Czyż nie czynimy tego, wtenczas gdy wskutek grzechu temu kusicielowi otwieramy na oścież drzwi duszy naszej, przychodzącemu i zbliżającemu się tylko dlatego, aby zniszczyć jej nadprzyrodzoną siłę i okuć ją według zachcenia i upodobania swego w straszne kajdany? Chociaż tedy nie stajemy się zdrajcami względem siebie samych, to przecież uważamy ten skarb, z którego wszelkie błogosławieństwo, owoce najprzyjemniejsze i środki pomocnicze czerpiemy, ten nerw życia i zasług naszych nadprzyrodzonych za zakopany i nie myślimy o tym, iż z jego użycia musimy kiedyś złożyć ścisły rachunek. Bądźmyż tedy na przyszłość roztropniejsi, ciągnijmy pilnie i skrzętnie zyski z tego bogatego nasienia przez Boga zasadzonego w duszy naszej i wykonujmy owe cnoty nieustannie, aby one przynosiły Twórcy swemu coraz większą cześć, nam zaś korzyści coraz obfitsze.

 

–––––––––––

 

 

Uwielbienia łaski Bożej, według Dr. M. J. Scheebena i O. E. Nieremberga T. J. z czwartego wydania niemieckiego wolno przełożył X. J. Tylka. Tarnów 1891, ss. 371-381.

 

Przypisy:

(1) Mądr. VII, 11.

 

(2) Efez. II, 19.

 

(3) Ps. XLIV, 10.

 

(4) Ezech. XXVIII, 12 i następ.

 

(5) Tren. IV, 1-8.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXX, Kraków 2020

Powrót do spisu treści dzieła pt.
Uwielbienia łaski Bożej
według Ks. Dr. M. J. Scheebena i O. E. Nieremberga SI

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: