RUSIN

 

MOSKAL I POLAK

 

CZYLI

 

KOŚCIÓŁ UNICKI

 

A

 

SCHIZMA

 

––––––––

 

V.

 

Co się działo w cerkwi ruskiej w czternastym i piętnastym wieku?

 

Rusin. Wspomniałeś coś tam, mój Polaku, o litewskich kniaziach i królach polskich, że się troszczyli o cerkiew ruską; wytłumacz mi, skąd oni przyszli do tego, żeby się o to kłopotać?

 

Polak. Słyszałeś może o tym, że na początku wieku czternastego Litwini pod wodzą Giedymina zajęli Ruś wraz ze stolicą Kijowem. Czerwona Ruś dostała się już przedtem w posiadanie Polski, tak że Ruś cała była odtąd częścią pod litewskimi, częścią pod polskimi rządami. Słusznie więc też należało się tak polskim, jak litewskim książętom troszczyć się o dobro swych poddanych. Ale kniaziowie moskiewscy nie tracili nigdy ochoty na ruskie ziemie, a chociaż jeszcze sił po temu nie mieli, żeby je zabrać przemocą, to przynajmniej starali się niezgody niecić w łonie Rusi i umysły Rusinów zniechęcać przeciw Litwinom i Polakom. Udawało się to zaś szczególniej za pomocą spraw religijnych, i to tym więcej, że metropolita kijowski, Piotr, uciekł na Suzdal do Moskwy, kiedy Giedymin miał Kijów zająć. Tak więc metropolita i dwóch jego następców, mieszkając w Moskwie, rządzili całą cerkwią na Rusi. Trwały te rządy lat 58, aż wreszcie kniaziowie litewscy zmiarkowali, że za pomocą metropolitów kniaziowie moskiewscy coraz większy wpływ na Rusi zyskują. Dlatego postarali się o to, że Władycy ruscy obrali sobie własnego metropolitę. Ale kniaź moskiewski Iwan III był zaradny człowiek, więc skorzystał z tego i osobnego metropolitę dla Moskwy obrał, tak że odtąd cerkiew w ziemiach moskiewskich nie była już podległą ruskim metropolitom, tylko własny nią rządził metropolita. Tymczasem król polski, Kazimierz Wielki, naznaczał Władykę lwowskiego na metropolitę ziem ruskich, należących do Polski, i tak odtąd było trzech metropolitów. Na tym najlepiej wychodzili carogrodzcy Patriarchowie, bo aż trzech święcili metropolitów, i od trzech naraz brali pieniądze, nie dbając o to, jakich pasterzy owieczkom wiernym posyłają. Jakim zaś ludziom powierzali stolice biskupie, najlepiej świadczy to, że metropolita Focjusz, Grek rodem, który rządził i moskiewską i kijowską metropolią, okradał cerkwie kijowskie tak nielitościwie, że kniaź Witold zwołał Władyków do Nowogródka na Synod (r. 1414) i sprawił, że go z urzędu złożono, a obrano sobie Rusina, Zemiwlaka Hrehorego. Inny znowu metropolita moskiewski, Gerazym, który po śmierci Hrehorego i Focjusza rządził obiema metropoliami, moskiewską i kijowską, tak sobie z cerkwią ruską postępował, że go kniaź Świdrygiełło kazał spalić w Witebsku na żydowskim kamieniu.

 

Jasna rzecz, że takie zdarzenia źle wpływać musiały na moralność ludu, tym więcej, że niektóre Biskupstwa widocznie teraz do schizmy skłaniać się poczęły; a mianowicie pokazuje się to na Nowogrodzie Wielkim i Pskowie.

 

Z drugiej strony metropolici ruscy, co poczciwsi, czuli, jakie im teraz grozi niebezpieczeństwo, tak ze strony Moskwy, jak Carogrodu, i dlatego widocznie o to się starają, aby z Kościołem rzymskim łączność zachować i przez to ratować cerkiew ruską od coraz widoczniejszej zguby. Dlatego to metropolita kijowski, Hrehory, o którym już wyżej była mowa, pojechał z liczną drużyną na Sobór powszechny, który się odbywał w Konstancji na bawarskiej ziemi (r. 1418). Więcej jeszcze zdziałał metropolita Izydor, rodem Bułgar, który nawet Kardynałem został mianowany przez Papieża. Ten bowiem pojechał na Sobór powszechny do Florencji, gdzie Grecy także się stawili i zgodę a przymierze ścisłe z Rzymem zawarli. Podpis tego metropolity jest trzeci pod imieniem cesarza na dokumencie Unii, który spisano na tymże Florenckim Soborze r. 1439. Wróciwszy zaś na Ruś, wszędzie ogłaszał to, że teraz między greckim i łacińskim Kościołem jest jedność i zgoda, że więc i Ruś powinna taką jedność i zgodę zachowywać. Na Rusi nie potrzeba było do tego przymuszać nikogo, bo umysły były zawsze do jedności z Rzymem skłonne, ale inaczej rzeczy stały w Moskwie. Tam bowiem pojechał także Izydor, ale tutaj zamiast miłego przyjęcia, spotkało go więzienie, z którego zaledwie po dwóch latach zdołał umknąć. Kniaź Wasil nie chciał, aby cerkiew moskiewska łączyła się z zachodem, bo wtedy on by nie mógł w niej być samowładnym panem, a Władycy lękali się rzeknąć przy nim słowo. Tak się więc stało, że na ziemiach moskiewskich pozostało przy starym, a stamtąd złe na Ruś się szerzyło.

 

Metropolita Izydor wiedział, że go kniaź Wasil II będzie na wszelki sposób chciał zgładzić, i dlatego nawet na Rusi bał się zatrzymać i udał się do Rzymu, gdzie też po różnych przygodach życia dokonał. Po nim zamianował Papież Kalikst III metropolitą kijowskim Grzegorza, który także był rodem z Bułgarii i ten został też przyjęty i uznany przez wszystkich Rusinów, którzy szczerze do wiary swej byli przywiązani. Nawet rzeczpospolita pskowska i nowogrodzka, chociaż Izydorowi były przeciwne, chciały teraz razem z całą Rusią uznać Grzegorza za Metropolitę, ale temu gwałtem przeszkodził kniaź Wasil.

 

Gwałty tego kniazia przebrały jednak miarę, i dlatego chwycili za broń Nowogrodzianie i Pskowianie, a na czele tego powstania stanęła Marta Borecka. Atoli kniaź suzdalski zwyciężył, a rzeczpospolita nowogrodzka i pskowska dostały się odtąd pod ciężkie jarzmo moskiewskich kniaziów, a tym samym łączyć się z Rzymem nie mogły.

 

Moskal. Czemu nazywasz panowanie naszych kniaziów ciężkim jarzmem? przecież wasi królowie polscy cerkiew bardziej uciskali.

 

Polak. Otóż właśnie nadmienić chciałem, że zupełnie się rzecz przeciwnie miała. Nasi bowiem królowie, a mianowicie Władysław Jagiełło, Władysław Warneńczyk i Kazimierz Jagiellończyk nadawali cerkwi ruskiej i Władykom rozliczne przywileje, a duchowieństwo ruskie stawiali na równi z łacińskim, które zawsze w Polsce było w wielkim poszanowaniu. Tymczasem moskiewscy kniaziowie całkiem sobie inaczej postępowali, jakem to już nieraz wspominał.

 

Rusin. Opowiadaj tylko dalej, co się działo na Rusi, a spory odłóżcie na później.

 

Polak. Mówiłem więc o tym, że Ruś tylokrotne dawała dowody tego, że się w wierze swej niczym nie różniła z katolikami i że przyjazne zawsze czuła dla Rzymu usposobienie. Mógłby jednak temu ten lub ów nie wierzyć, ale niezbity dowód mamy jeszcze z tego czasu w tym, że metropolita Mizael Drucki wysłał poselstwo bardzo wspaniałe do Papieża Sykstusa IV z pismem, w którym wyraża przywiązanie swoje i wszystkich wiernych do Stolicy Apostolskiej i prosi o odpust dla cerkwi ruskiej. Ten list niechże sobie Moskal przeczyta, a przekona się, jak to Władycy ruscy prawdziwą katolicką wyznawali wiarę.

 

Następni metropolici, którzy w ostatnich latach piętnastego wieku i w pierwszych dwudziestu latach szesnastego wieku cerkwią ruską rządzili, byli szczerze do Kościoła przywiązani, a przynajmniej z moskiewskimi kniaziami nie mieli konszachtów; ale kiedy metropolita Józef Sołtan umarł (1520), nastąpił po nim na stolicę kijowską Jonasz i ten wiele złego nabroił.

 

Rusin. A skąd się wziął ten Jonasz?

 

Polak. Król polski Aleksander ożenił się z Heleną, córką Iwana III, i myślał, że w ten sposób będzie mógł z Moskalem zgodę i pokój łatwo zachować. Ale się pokazało, że nie dobrze ze złym się kumać. Bo kniaź Iwan nabrał teraz jeszcze większego wpływu na Ruś i sprawy kościelne. Królowa Helena miała na swoim dworze całe mnóstwo schizmatyckich popów i diaków, a król, ulegając jej wpływom, tymi właśnie obsadzał stolice biskupie na Rusi. W ten też sposób został kapelan królowej Jonasz metropolitą kijowskim. Ale zrobili kozła ogrodnikiem, bo ten Jonasz serdecznie nie cierpiał Rzymu i taką też nienawiść starał się rozsiewać i w umysły wiernym wszczepiać. Patriarcha carogrodzki znowu na tym najlepiej wychodził, bo metropolitów znowu wyznaczał, a brał grube pieniądze za to. Kilku następnych metropolitów popsuło to dobre, co zdziałali poprzednicy. Ale Pan Bóg znowu jakoś dopomógł, a głównie chciwość Patriarchów do tego dopomogła, że chociaż przez cały prawie wiek szesnasty znaków widocznych przyjaźni cerkwi ruskiej z rzymskim Kościołem nie mamy, to za to pod koniec tego wieku tym świetniej Ruś tę przyjaźń okazała, a nawet uroczyście zerwawszy z Carogrodem, połączyła się z Rzymem.

 

Rusin. Wspomniałeś coś o chciwości Patriarchów; czy nie mógłbyś wyjaśnić, coś chciał przez to powiedzieć?

 

Polak. Właśnie jeszcze słowo o tym powiem. Jużem kilka razy wspomniał o tym, że kto chciał zostać metropolitą, musiał niesłychane sumy pieniędzy płacić Patriarsze; a że tylu pieniędzy nie miał, więc część zapłacił z góry, a resztę częściami odpłacał. Jeśli na czas się nie uiścił, to go Patriarcha godności pozbawiał i urząd sprzedawał innemu.

 

Rusin. A skąd brał metropolita te pieniądze?

 

Polak. A otóż widzisz, jaka korzyść była z tego, jeśli na Rusi byli metropolici, którzy do schizmy się skłaniali. Każdy z nich zdzierał z wiernych, ile się dało, aby tylko Patriarsze się uiścić z długu. Jeśli zaś nie trzymał z Patriarchą, to też nie potrzebował zdzierać i dlatego to Ruś wolała z pewnością takich, którzy przez Patriarchę nie byli mianowani. Ale dzban tak długo nosi wodę, aż mu się ucho nie urwie, i tak się też i tu stało. Metropolita Onezyfor Dziewocza, był sobie człek uczciwy i nie chciał zbytecznie obciążać podatkami swych wiernych, więc też nie mógł tyle zebrać, żeby zapłacić Patriarsze. Za to Patriarcha strącił go ze stolicy, a sprzedał godność Michałowi Rahozie. Tymczasem trafił na swego, – ale o tym w następnym rozdziale będzie mowa.

 

–––––––––––

 

 

Rusin, Moskal i Polak, czyli Kościół unicki a Schizma. W Poznaniu. 1873, ss. 34-39.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIV, Kraków 2014

Powrót do spisu treści dzieła pt.

RUSIN, MOSKAL I POLAK, CZYLI KOŚCIÓŁ UNICKI A SCHIZMA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: