POJĘCIE O BOGU

 

w chrześcijaństwie i u filozofów

 

(Ciąg dalszy)

 

KS. ANTONI LANGER SI

 

––––

 

III.

 

Monizm materialistyczny – ogólne zbicie jego zasad o niestworzonej materii, o ruchu, o przypadkowym powstaniu świata i jego celowości. – Uwagi o teoriach kołowania i rozwoju.

 

Po monizmie panteistycznym zastanowimy się nad równie niebezpiecznym i od większej części uczonych wyznawanym monizmem materialistycznym. Materializm nie podnosi wprawdzie świata do godności Bóstwa, jak panteizm, ale prócz materii nie przypuszcza nic na świecie, dla niego są tylko dwie osie, około których wszystko się obraca: siła i materia. Bożyszczu Hartmanna oddaje hołd tylko szczupła garstka oświeconych, darwinistowski materializm Haeckla wyznają całe masy nieokrzesanych ludzi. Materializm więc sięga dalej, od badaczów natury rozciąga się aż do ludzi z najniższej warstwy społeczeństwa.

 

Jakie stanowisko ten system zajmuje wobec Kościoła, o tym poucza nas najcelniejszy jego przedstawiciel Ernest Haeckel. "Wobec tej olbrzymiej walki kulturnej przeciw najniemoralniejszym i najszkodliwszym uroszczeniom Kościoła, z którym nam wolno wystąpić do boju, nie możemy lepszego mieć sprzymierzeńca nad antropogonię (darwinistowską przez Haeckla rozwiniętą). Prawo rozwoju istot jest armatą Kruppa, największe znaczenie mającą w walce o wyświecenie prawdy. Całe szeregi dualistycznych (1) wywodów padają ugodzone kulami tej monistycznej artylerii, by nie powstać więcej, i dumny kolos hierarchii rzymskiej, potężna twierdza nieomylnej dogmatyki, rozsypuje się przed nami w gruzy. Całe biblioteki mądrości kościelnej, przepełnione dziełami urojonej filozofii, rozwiewają się jak mara, gdy staniemy wobec nich z oświecającym słońcem prawa rozwoju" (2).

 

Czy przytoczone tu słowa są wyrazem prawdy, albo czczymi frazesami maskującymi próżnię nauki, nad tym się nieco zastanowimy. Oceńmy najprzód ogólne zarysy systemu i dowody, na których opierają się.

 

Według systemu Haeckla nie ma nic na świecie, prócz materii i ruchu. Jest to tylko mechaniczny ruch materii, kiedy cokolwiek powstaje, albo ginie w przyrodzie. Wszelkie zjawiska w świecie nieorganicznym lub organicznym, aż do objawów wolnej woli w człowieku, dają się ostatecznie wytłumaczyć wyczerpująco przez ruch mechaniczny atomów. Więc świat jest jedynie mechanizmem; żadne prawo nim nie rządzi, niczyja myśl jemu przeznaczenia nie daje. Ponad tym mechanizmem i poza nim nic nie istnieje. Wprawdzie Haeckel nie chciałby zerwać zupełnie z nazwą duszy, i dlatego tak często mówi o jakiejś duszy atomowej i molekularnej, ale ta dusza odgrywa u niego rolę zbiornika sił, (aufgespeicherte Bewegungskraft). Myśl, wola, to tylko skutki sił, wprawiających w ruch materię.

 

Nie mniej doraźnie rozwiązują oni kwestię etyczną. Monistyczna moralność opiera się jedynie na socjalnych instynktach zwierzęcych, które znowu niczym innym nie są, jak ruchem materii. Ten ruch z jednej strony występuje w roli asocjacji i podziału mechanicznej pracy, z drugiej strony objawia się przez uczucie obowiązku. Takie są zasadnicze pojęcia tego systemu. Jakież na to mają dowody? Wszędzie wprawdzie opowiadają nam o jakichś rezultatach sumiennych badań, uzasadniających ich system, ale na próżno ich szukamy. Nie ma nigdzie takiego braku dowodów, jak w materialistycznej nauce. Twierdzić bez podstawy, to jej treść; zamiast dowodów, pięknie brzmiące słowa, to wszystko.

 

Gdyby system ten rościł sobie jakiekolwiek prawa do gruntownej wiedzy, wtedy starałby się przede wszystkim na dwa pytania nam odpowiedzieć: skąd materia, i skąd ruch się wziął. W ten tylko sposób można by się pozbyć groźnego widma Boga, jako Stwórcy i pierwszego motora. Przedstawiciele tego systemu wymijają powyższe pytania i rozwodzą się nad tym tylko, jak się świat przez ruch ustawiczny rozwija i kształci. Niektórzy tylko, mniej ostrożni filozofowie tego rodzaju występują z zdaniem, że świat ten był zawsze bez początku, a zatem, że w swym rozwoju nie potrzebuje się oglądać na żadną przyczynę sprawczą poza nim będącą. Gdzież jest na to dowód? Jeszcze żaden z uczonych go nie szukał. Unoszą się tylko nad postępem oświaty i to ich zasłania od wymagań udowodnienia tego, co twierdzą. Rozsądny jednak człowiek nie dbając o ich frazeologię, stawia jasne pytanie: skąd materia? skąd w niej ruch? Odpowiedź wprawdzie podają: jest to rzeczą doświadczenia, że drzewo, zwierzę, krótko mówiąc, rzecz każda przy swym tworzeniu się czerpie materię już gotową, przy swym zaś rozkładzie oddaje ją na powrót czy to ziemi, czy powietrzu, lub innym tworom tak, że materia nigdy nie powstaje i nigdy nie ginie. Tak musiało być zawsze. Byłoby więc przeciw doświadczeniu twierdzić, że materia powstała z niczego i w nic się obraca. To samo da się zastosować i do ruchu. Doświadczenie uczy, że każdy ruch jest skutkiem poprzedzającego ruchu. Stąd wynika, że materia od wieków w ruchu być musi (3). Z dziwnym rozumowaniem występuje tu materialistyczna nauka.

 

Że teraz żadna cząsteczka materii nie powstaje i żadna nie ginie, dlatego materia nie ma mieć zupełnie nigdy początku, nigdy nie mieć końca, ma być wieczna, ma być niestworzona! Takie wywody azali nie są zgubnym skutkiem zapomnienia zasad starej filozofii? Materia, gdyby była czymś niestworzonym, byłaby przez to samo czymś zupełnie doskonałym, tak, że bez ubytku, bez zmiany żadnej ze swoich sił i doskonałości, miałaby w sobie samej byt trwały, niezmienny, wieczny. Stara nauka tak o materii trzyma nieporuszenie, a nie tylko głosi tę zasadę, ale także dowodzi jej niezbicie. Bo każdy widzi, że materia niestworzona miałaby we własnej istocie konieczny powód bytu. A nic nie może mieć we własnej istocie koniecznego bytu, co nie ma za swoją istotę szczerego bytu; bo tylko istota, co w sobie jest szczerym i zupełnym bytem, z wnętrznej konieczności istnieje. Więc niestworzona materia byłaby z istoty swojej bytem zupełnym, szczerym, nie mogącym istnieć albo nie istnieć, istniejącym koniecznie. Ale co z własnej istoty jest szczerym i zupełnym bytem, to nie jest tym albo owym bytem, to ogarnia wszystko, co należy do rzeczywistego bytu; więc ma wszelką doskonałość, wszelką piękność. Więc niestworzona materia byłaby z wnętrznej konieczności nieskończenie doskonała (4).

 

Dalej: co ma wszelką doskonałość z wnętrznej konieczności, to ma w sobie koniecznie pewny i niezmienny sposób bytu, ma z wnętrznej konieczności stałą postać i stałą siłę; bo bytu bez właściwej postaci i siły pojąć nie można. Co zaś z własnej konieczności ma niezbędnie stałą postać bytu, to w żaden sposób nie może podlegać choćby najmniejszej zmianie. Więc materia niestworzona, materia bez żadnej niedoskonałości, byłaby niezmienna. Że zaś materia daleka od bezwzględnej doskonałości, to aż nazbyt wywodzą tłumy pesymistów; że materia daleka od niezmiennego stanu, to dowodzą sami materialiści, kiedy badają przyrodę w jej bezustannych przemianach. Więc materia jest stworzona.

 

Skądże znów pochodzi ruch ciał? Czy sama sobie materia ruch kiedyś nadała, czy była w nim zawsze? Bo od kogo innego nie mogłaby dostać ruchu, skoroby oprócz niej niczego innego nie było. Dawna i nowa fizyka dosyć wywodzą, że ciało w spoczynku nie może samo przez się przejść w ruch. Choćby materia odwiecznie była w ruchu, zawsze zostaje konieczne pytanie, skąd ten ruch? Odwiecznie byłaby jak dziś obojętna ze siebie na wszelkie stany ruchu, więc nigdy nie mogłaby sama obrać sobie jednego stanu raczej jak drugi; wiecznie potrzebowałaby poza sobą powodu, żeby znaleźć się raczej w tym, jak w innym stanie. Więc pomińmy nawet niedorzeczność materii niestworzonej: zawsze musimy szukać poza tą materią jakiejś istoty, co by jej oznaczony ruch nadała. Cóż na to odpowiedzieć? Wielu sławnych uczonych, jak Czolbe, Strauss, Reuschl, wpadli na myśl wiecznego kołowania. Jeden stan mechanicznym ruchem sprawia drugi, ten wywołuje nowy, itd.; w końcu rozwój dochodzi do swojego kresu, a ten stan końcowy zaczyna nowy szereg przemian postępowych; tak ma być bez końca. Takim ruchem mechanicznym rozwija się nasz świat, aż nastąpi rozkład ustroju, po którym żywioły z zamętu przejdą w nowe okresy rozwojów. Czyż to wieczne kołowanie usuwa trudności? Wielkie dzieci wynalazły tę zabawkę, ale ta nie służy wielkim uczonym za odpowiedź na pytanie.

 

Niech każdy okres rozwoju kończy się zmianą, która rozpoczyna nowy okres; niech tak dzieje się bez końca: po tysiącach okresów, po milionach wieków może ostatnia zmiana którego okresu będzie właśnie tą pierwszą, co rozpoczęła cały szereg okresów? Przypuścić to na chwilę, jest to samo, co mówić np., że pierwszy ojciec ludzkiego rodzaju pochodzi od ostatniego ze swoich potomków. Tę zagadkę chyba jej wynalazcy zrozumieją. W każdym razie pytamy się, skąd pochodzi ten ruch w nieskończonym łańcuchu, gdzie każde ogniwo wychodzi ze swojego stanu pod wpływem poprzedniego ogniwa?

 

W takim wiecznym kole możemy wziąć którekolwiek ogniwo za ostatnie. Skąd ma to ogniwo ruch? – bezpośrednio od poprzedniego, pośrednio od pierwszego. Skąd pierwsze w ruchu? – przez ostatnie. Więc ostatnie i każde za nim muszą być ruszone przez pierwsze. Trzeba tedy czekać, żeby pierwsze ruszyło wszystkie przed sobą; inaczej wszystkie będą w spoczynku. Ale i pierwsze nie ma żadnej mocy nad sobą, nie ma ze siebie ruchu, oczekuje go od działania ostatniego. Kiedyż tu więc w ogóle ruch powstanie? nigdy na wieki. Ostatnie ogniwo może ruszyć się tylko przez pierwsze; ale pierwsze nie może jemu nadać ruchu, póki samo go nie otrzyma; więc ostatnie czeka, aż pierwsze będzie ruszone; pierwsze ma ruchu nabyć właśnie od ostatniego; więc ostatnie ruszy się, kiedy samo sobie ruch nada; więc nigdy ruchu nie nabędzie; tak samo przedostatnie i każde inne. Więc w takim wiecznym kole musi panować wieczny spoczynek.

 

Niech przykład przedstawi widocznie wartość rozumowania Straussa. Nieskończony pociąg stoi na kolei żelaznej zbudowanej wkoło, tak, że ostatni wóz styka się z pierwszym, a nie ma żadnej lokomotywy. Jakim sposobem ten pociąg ruszy? Pierwszy wóz popchnie drugi, mówią ci wielcy myśliciele, drugi dalszy i tak do ostatniego. Ale co wprawi w ruch pierwszy wóz? Rozumie się, że ostatni; od tego dostanie ruch pierwszy: wynalazek ze wszech miar godny takich myślicieli. Kiedy ruszy się pierwszy wóz? Kiedy go popchnie poprzedni, kiedy ostatni ruszy się; – więc nim ostatni ruszy się, będą nieruchome pierwszy, drugi i dalsze aż do przedostatniego; cały pociąg na zaokrąglonym torze będzie na próżno wyczekiwał ruchu. Tak nie mogą wyjaśnić ruchu na świecie nasi wielcy badacze przyrody. Więc materia musi być stworzona, musi mieć stwórcę potężniejszego od siebie. Ruch musi mieć sprawcę, dzielniejszego od materii. Więc sama materia i ruch nie wystarczają, żeby pojąć obecny świat.

 

Ale jest jeszcze większa niedorzeczność, którą pozwalają sobie utrzymywać w swym poglądzie na świat materialistyczni moniści. Przebieżmy okiem całe stworzenie, w jego obecnym stanie. Nie zliczymy w nim elementów najróżnorodniejszych, co jednak łączą się między sobą jak kółka zegara najprzemyślniej urządzonego. Działanie jednego wprawia w ruch drugie; co sprawi jedno, co jedno wytworzy z siebie, to służy drugiemu do bytu i działania; wszystko łączy się w jedną całość, a w tej całości nawet słaby nasz rozum spostrzega najmędrsze prawa, według których każda część rusza się, żyje i działa. Wiążą się w całość nie tylko największe ciała niebieskie, ale nawet najmniejsze drobiny, co kupią się w jedno ziarnko piasku. Świat cały zbudowany najstosowniej; zachowane w nim wszelkie prawa; słabsze przeznaczone za narzędzia dla mocniejszych; wspólnie i zgodnie wszystko pracuje, żeby ubezpieczyć teraźniejszy stan świata: wszędzie, i w całości i w szczegółach najdrobniejszych, panuje zgoda i wykwita piękno. Podziwiać musimy, jak wszystko przemyślnie działa przy powstaniu kryształu, przy rozwijaniu się rośliny, przy ustroju zwierząt, przy obrocie ciał niebieskich.

 

Jakże objaśniają to zjawisko uczniowie materialistycznej szkoły? Cały wspaniały ten świat z tysiąckrotnymi objawami porządku i piękna, to wszystko zawdzięczać ma byt mechanicznemu ruchowi żywiołów, które w najzupełniejszym zamęcie, w niezliczonych, bezładnych i sprzecznych zbiegach wpadłyby przypadkiem w tak porządny układ, jaki stanowi świat obecny. Niechby kto podziwiał wspaniały zegar i pytał się, czyim jest dziełem, czy nie wziąłby za obłąkanego, kto mówiłby jemu, że to przypadkiem tak się ułożyły odłamki kruszcu w ruchu? Podobne zdanie o początku świata w ustach starożytnych mędrców wywołało śmiech powszechny. Dzisiaj ono daje się słyszeć ogólnie. Sama matematyka, na której materialiści najwięcej polegają, przeciwko nim przemawia. Cóż mówi matematyka na pytanie, czy jest prawdopodobnym, żeby świat z drobin w ruchu powstał przypadkiem? Ile ma być tych drobin? – nieskończona ilość. A ile połączeń może powstać przypadkiem przez ruch tych drobin we wszystkich kierunkach? ile każda drobina może mieć położeń względem każdej innej przy ruchu po trzech osiach w przestrzeni? Do jakiej niezmiernej potęgi wznieść należy liczbę możliwych połączeń przy nieskończonej ilości drobin? Liczba tych połączeń jest nieskończona, matematycznie = ; a jakież wypada matematyczne prawdopodobieństwo, że zdarzy się przypadkiem dane połączenie drobin, jakim jest świat obecny? Matematycznie = 1/, względnie zero: więc matematyk widzi, jak absolutnie jest nieprawdopodobny przypadek powstania świata z ruchu drobin (5).

 

Ale z tej teorii tych wielkich myślicieli, co ślepemu przypadkowi przypisują utworzenie świata, jeszcze jedna wynika niedorzeczność, która ich wiele za sobą wiedzie. Stawiają ślepy i bezmyślny przypadek za stwórcę niezmiernie wielkiej całości, pełnej ładu i myśli aż w najdrobniejszych szczegółach. Co by mi powiedzieli, gdybym zdumionemu nad "Dziadami" Mickiewicza tak miał wykładać sposób powstania tego dzieła: Wziął ktoś czcionki z kilku drukarni, wrzucił je do wielkiej urny i mieszał i kłócił je, jak mu się żywnie chciało; wiele czcionek wypadło wtenczas, resztę wyrzucił na stół i zobaczył, jak przypadkiem się ułożyły jedne czcionki z drugimi, żeby utworzyć te piękne słowa i wiersze i myśli i wspaniałą całość. Uważaliby mię pewnie za dojrzałego do domu obłąkanych. I słusznie. Bo kiedy dzieło wykonane z ładem i myślą, to jego twórca musiał wykonywać je rozsądnie i z rozmysłem, bo każdy skutek wymaga odpowiedniej przyczyny. Jeżeli skutek urządzony z ładem i myślą, to musiał sprawca mieć w sobie ten ład i tę myśl, według nich układać i urządzać poszczególne części. Tego wymaga zdrowy rozum. Jakżeż jest z całym światem? Pewnie nie trzeba do tego głębokiej mądrości, żeby postrzec i uznać fakt celowości w całym świecie. Choć są tysiące rzeczy, w których nie zdołamy domyślić się przeznaczenia dla całości, to ta nieudolność nie uprawnia nas jeszcze do tego, żeby wątpić, czy i te istoty mają swoje przeznaczenie i dążą do niego. Nasz rozum właśnie za mały, żeby ogarnąć tysiączne węzły, co łączą części pojedyncze w świecie. Widzimy, jak oko dziwnie zastosowane do patrzenia, ucho do słuchania; to wywołuje w nas konieczne uznanie, że ich ustrój przeznaczony do widzenia i słyszenia, i dlatego właśnie do swojego przeznaczenia zastosowany. Tę stosowność ustrojów, żeby wykonać jakieś przeznaczenie, tę dążność i zdolność do tego znajdujemy tak w najmniejszej rzeczy jak w największej w każdym dziale przyrody. Każdy ustrój z różnymi członkami, ich przemyślną mechaniką i pewnymi a niezmiennymi wynikami swojej pracy, niezbicie dowodzi swojej celowości. Kto chciałby mówić, że tylko przypadkiem oko widzi, ucho słyszy, jabłoń rodzi jabłka nie śliwki?

 

A może chciałby kto mówić, że tylko dlatego używamy ucha do słyszenia, bo przypadkiem mamy ucho, a nie przeciwnie raczej, że mamy ucho, żeby słyszeć; że tylko dlatego chodzimy, bo przypadkiem mamy nogi, a nie dlatego mamy nogi, żeby móc chodzić. Wiele tomów trzeba by wypełnić, gdyby chcieć choć w ogólnych rysach przytoczyć zjawiska celowości w przyrodzie. W zwierzęcym świecie widocznie okazuje się ta celowość w wyżywieniu się zwierząt, w obronie, w rozmnożeniu i opiece potomstwa. Wszystkie członki są w każdym rodzaju zwierząt najstosowniej urządzone; nawet mieszkania albo gniazda zwierząt i ptaków doskonale służą do celu. Cała budowa roślin z korzeniami, łodygą, liśćmi i kwiatami równie mądrze urządzona dla pożytku roślin, dla zachowania obrony i rozmnożenia. Nawet martwa przyroda zdradza w tym samym stopniu swoje przeznaczenie, czy mierzymy i ważymy działanie drobin, czy rozważamy ruch ciał niebieskich. Ta celowość w urządzeniu przyrody jest także podstawą praw, wedle których w przyrodzie wszystko działa i pracuje, bo tylko to może mieć stały skutek swojego działania, co zachowuje pewne prawa. Nie tylko prawowierni badacze (6) starali się celowość wykazać, robili to samo także niedowiarcy (7), co przed niczym się tak nie wzdrygają, jak przed widokiem śladu Bożego w świecie; tak uznaje to Darwin w jednym ze swoich ostatnich dzieł (8).

 

Więc jakiś cel w budowie świata jest faktem, którego nie można zaprzeczać. Otóż, jeżeli budowa świata służy do celu, wszystko z dziwną mądrością do niego zwraca się, natura każdej rzeczy z niezmienną dokładnością i stałością dąży do niego i osiąga go, to nie może być sprawcą tego celowego świata ślepy przypadek. Tego dowiódł już Arystoteles jońskim materialistom, co z Empedoklesem i Demokrytem wykładali tę samą naukę, którą do dzisiaj powtarzają badacze ścisłych umiejętności, bez zmiany w najdrobniejszym szczególe. Platon w Phaedonie i Tymeuszu mówi to samo, także Cyceron w księgach De natura deorum. Doprawdy nie trzeba wiele rozumu do tego, żeby widzieć, że dzieło chwali sprawcę i mądrość, co wyjawia się w dziele, daje świadectwo o mądrości sprawcy; bo dzieło to myśl sprawcy, nie słowami, ale czynem wyrażona. Nie jestże ten świat dziełem, z nieskończoną ułożonym mądrością, co z różnorodnymi działami swoich części postępuje według pewnych prawideł? A nierozsądek przypadku miałby sprawić to dzieło pełne mądrości? Niepewne, luźne, bezładne spotkanie się drobin, byłoby w stanie wytworzyć całość pełną praw i myśli? Zaiste nie! Przyczyna musi więc odpowiadać skutkowi, doskonałość całego świata musi zawierać się w jego sprawcy jeszcze doskonalszym sposobem.

 

Jeszcze jedna myśl w materialistycznym monizmie godna uwagi, bo służy za maskę, co mu powagę nadaje. Maska ta nazywa się rozwojem. Teoria ewolucji jest herbową tarczą, która ma nadawać szlachectwo materializmowi. Dobrze! Ale cóż rozumieją ci panowie pod rozwojem? Stan świata ma być wciąż zmienny, jedna postać rzeczy przechodzi w drugą, ta jest początkiem następnej, a cały ten przebieg wszech zmian wypływać ma z mechanicznego ruchu atomów. Wskutek przypadku wyłączają się drobiny z jednego związku i wstępują w drugi; sprawiają to tylko zupełnie przypadkowe przyczyny. To pierwsza zasada teorii rozwoju. Haeckel wyprowadza z takich przemian w drobinach przejście istot martwych w żyjące, przerodzenie się niższych ustrojów w wyższe, przerabianie się na koniec najwyższych w istoty myślące. Nie tu miejsce wyliczać przebieg szczegółowy darwińsko-haeckelskiego rozwoju: oceńmy samą jego podstawę. Czy jest jaki rozwój w przyrodzie? Jest najpewniej, tak w całości przyrody, jak w jej najdrobniejszych szczegółach. Rozwija się nasienie w roślinę, gąsienica w motyla, jajo w ptaka, zarodek w zwierzęcy ustrój. Ale czy to tylko dzieje się przez mechanizm atomów, bez zamiaru, bez żadnego prawa? Pewnie znaczy tu niemało mechanika drobin, bez niej nawet nie byłoby rozwoju. Ale czy tylko ona sprawia te przeobrażenia? Żeby wydać "Dziady", pewno trzeba siłą mechaniczną ruszyć czcionki, ułożyć je w słowa, podzielić we wiersze i stronice, powlec czernidłem i na papierze odbić; wiele tu mechanizmu trzeba. Ale czy ten mechanizm wystarczy, żeby bez myśli powstała książka? Istnieje rozwój, prawda! Ale nie wskutek samego mechanizmu, nie wskutek przypadku; ma swoje prawa, ma przyczyny głębsze od samego zawichrzenia drobin. Nasienie ma już w sobie zadatek całego ustroju, rozwija się przez asymilację cząstek martwych, tymi nadgradza żywotne straty w swoim ustroju i udoskonala się; ale to odbywa się według stałych praw, które także w zarodku złożone. Nic przypadkiem tu nie działa, chyba wpływ podrzędnych przyczyn. Dlatego skutki rozwoju są koniecznie zawsze te same. Zarodek bobu zawsze rozwinie się w bób, nigdy nie będzie grochem, z jaja wróblego nie wykluje się nigdy słowik: więc nie rozwija się to przypadkiem, jak to, co przypadkiem raz uda się, a drugi, setny, stokroć tysięczny raz na niczym spełznie. Przypadkiem zdarzają się kalectwa w życiu, ale i tu ustrój zepsuty dąży do naprawy na wzór stały, a kalectwa wypadają w najprzeróżniejszych postaciach. Słowem, rozwój przyrody składa się z niezliczonych zjawisk, które ścielą drogę temu, co dopiero kiedyś później ma się okazać, a co daje im piętno jakiegoś przeznaczenia na przyszłość, bo w chwili rozwoju muszą się ścierać z prądami, właśnie obecnym potrzebom odpowiednimi.

 

Jak znajdujemy rozwój przyrody w jej najdrobniejszych szczegółach, tak się to zjawisko uwydatnia w wypadkach, cały świat ogarniających. Geologia daje wskazówki o rozwoju ziemi; astronomia okazuje ślady rozwoju świata. Wszędzie uderza nasze oko rozwój; ale nie ten przypadkowy, jakiego chce monizm materialny: to rozwój pełen ładu i wdzięku, w którym pośród bezwiednych krążeń martwej materii przeziera zawsze celowa myśl Stwórcy, który ustawił porządek odpowiedni do wykonania swojej myśli, i nadał drobinom siły zgodne z tym porządkiem, tak, że ruch odbywa się według stałych praw, podlega im, stosuje się do nich i zależy od nich, aż całość ułoży się i utwierdzi się także według tych samych praw, które nadają jej byt wykończony i niezmienny.

 

Cóż z tych uwag wynika? Czy prawda, że dawne pojęcia o Stwórcy upadają jak dom z kart siłą dowodów materialnego monizmu? Czy jest jaka siła w tych dowodach? Rozbita skorupa powierzchownej gadaniny odkrywa tylko puste jądro wnętrznych sprzeczności. Przeciwnie, sam monizm wali się jak dom z kart, bo nie może utrzymać się na swojej podstawie (9). Podstawy jego nie tylko stoją na piasku, bez żadnych podwalin, ale są jeszcze najwidoczniejszymi niedorzecznościami, którym piękne i uczone słowa usiłują na próżno pozoru mądrości dodać. (C. d. n.)

 

X. Antoni Langer.

 

–––––––––––

 

 

"Przegląd Powszechny", Rok drugi. – Tom V (styczeń, luty, marzec 1885), Kraków 1885, ss. 425-435.

 

Przypisy:

(1) Dualizm, słowo techniczne u nowszych filozofów, oznacza przypuszczenie podwójnego pierwiastka: ponad widzialnym światem niewidzialnego Boga, w materialnym ciele niematerialnej duszy.

 

(2) Haeckel, Anthropogonie.

 

(3) Christian Winer, Grundzüge der Weltordnung.

 

(4) Zobacz zeszyt styczniowy, str. 80.

 

(5) Natur und Offenbarung, t. 17, str. 313.

 

(6) Kleutgen, Philosophie der Vorzeit, II, n. 751 i nast.; Pesch, Welträtsel, Sc. 1; Św. Tomasz, Summa, 1. q. 65, a. 2; Philosophia Conimbr., l. 2 ph. cap. 9, q. 1, a. 1.

 

(7) G. N. Schneider, Der thierische Wille. Leipzig 1880; Burmeister, Geologische Bilder, T. 1; E. v. Hartmann in "Pflügers Archiv f. Physiol.", 2 T. IV; Wandt, Grundzüge der physiologischen Psychologie, 1. 173.

 

(8) The pover of movement in plants. London 1880.

 

(9) Poszczególne zasady tego systemu, np. o człowieku, będą przytoczone i wyjaśnione przy odpowiednich pytaniach.

 

( PDF ) 

 

 © Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIII, Kraków 2013

Powrót do spisu treści dzieła ks. Antoniego Langera SI pt.
POJĘCIE O BOGU

W CHRZEŚCIJAŃSTWIE I U FILOZOFÓW

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: