O RÓŻNYCH FORMACH ŚWIĘTOŚCI

(na uroczystość Wszystkich Świętych)

 

O. REGINALD GARRIGOU-LAGRANGE OP

 

 

"W domu Ojca mego jest mieszkania wiele" (Jan XIV, 2)

 

Świętość, poufne obcowanie z Bogiem, przybiera najróżnorodniejsze formy, które przyczyniają się do harmonii mistycznego Ciała Chrystusowego, tworząc nieskończoną rozmaitość w zasadniczej jedności. Sobór Watykański orzekł, że połączenie jedności z katolickością – jedności wiary, nadziei, miłości, dogmatu, rządu, pomimo różnicy czasu, rasy, języka, obyczajów i instytucji – jest nieustającym cudem moralnym w Kościele: "divinae suae legationis testimonium irrefragabile". Jest ono również realizacją proroctwa Chrystusa Pana, że Kościół rozciągnie się na wszystkie kraje i narody (1), nie tracąc bynajmniej swej doskonałej jedności, aby prowadzić dusze wszelkich krajów i wieków do wiecznego żywota.

 

Trzeba nam dobrze zrozumieć przyczynę tej rozmaitości w jedności. Różnorodność temperamentów, charakterów, fizjonomii duchowych bywa często okazją do zbawiennego cierpienia, lecz także – niestety! – do grzeszenia przeciw miłości bliźniego, do irytacji, do niecierpliwości i sądów zuchwałych. W ciasnocie naszej pragnęlibyśmy nieraz, aby wszystkie dusze były zupełnie jednakowe, aby miały te same upodobania duchowe (2) co i my. Dzięki Bogu, tak nie jest. Harmonia Kościoła, zgromadzeń zakonnych, a nawet społeczności pojedynczych klasztorów, wymaga pewnej rozmaitości. Na tej wielkiej a żyznej równinie, którą jest Kościół święty, wznoszą się liczne pagórki, ze szczytu których patrzy się oczyma św. Benedykta lub św. Dominika, św. Franciszka lub św. Ignacego albo też św. Teresy. – "W domu Ojca mego jest mieszkania wiele", powiedział Pan Jezus.

 

Aby sobie to wyjaśnić, przyjrzyjmy się rozmaitym formom świętości, odpowiadającym różnym wezwaniom Bożym (attraits) oraz rozmaitym próbom wewnętrznym; każda z tych fizjonomii duchowych ma swoją wzniosłość i swoje odrębne piękno.

 

Świętość staje przed nami w trzech wyraźnie się uwydatniających formach, odpowiadających trzem głównym formom łaski, które jak trzy drogi, wijące się po przeciwległych stokach, dążą do zbliżenia się i doprowadzają na szczyt tejże samej góry. Te trzy formy świętości, jak zobaczymy, łączą się przedziwnie w najświętszej duszy Chrystusowej i w Jego niepokalanej Matce.

 

* * *

 

Te trzy odrębne formy świętości odpowiadają trzem głównym naszym obowiązkom względem Boga: znać Go, miłować Go i służyć Jemu. Zapewne, każdy chrześcijanin powinien spełniać te trzy obowiązki, lecz w ciele mistycznym jeden będzie celował w tym a drugi w innym.

 

Są dusze święte, których głównym zadaniem jest miłować Boga płomienną miłością, i wynagradzać w ten sposób wyrządzone Mu zniewagi; otrzymują one wcześnie łaskę miłości, która przetwarza ich wolę, czyniąc z niej siłę żywą, wydającą się nieustannie na chwałę Boga i ku zbawieniu bliźniego.

 

Inne znów dusze mają celować w kontemplacji Boga, mają dać Go poznać i wskazać nam drogę prowadzącą do Niego; te otrzymują od początku łaskę światłości, która coraz bardziej oświeca ich umysł, czyniąc zeń jakby latarnię morską, prowadzącą wiernych w żegludze ku wieczności.

 

Inne wreszcie dusze święte mają szczególną misję służenia Bogu przez wierność codziennym obowiązkom w rozmaitych dziełach miłosierdzia; tu pamięć ich i zdolności praktyczne są nieustannie czynne, pod wpływem cnót teologicznych, w służbie Boga i bliźniego.

 

Przyjrzyjmy się kolejno tym trzem formom świętości, których uosobieniem zdają się być trzej uprzywilejowani Apostołowie Chrystusa Pana, towarzyszący Mu na górę Tabor i do ogrodu Getsemani: Piotr, Jan i Jakub.

 

Każda z tych dusz celuje w sprawności jednej z głównych władz; a ponieważ łaska doskonali naturę w tym co ta ma dobrego, ogarnia ona żywiej i bezpośredniej tę władzę, aby się potem wylać i na inne, mniej rozbudzone. Łaska zużytkowuje w ten sposób dla naszego udoskonalenia i naszego zbawienia wszystkie możliwości naszego uzdolnienia naturalnego i tworzy tak nasz specjalny pociąg nadprzyrodzony, za którym zawsze iść trzeba, gdyż pochodzi on od Boga (3). Z drugiej zaś strony, każda z tych dusz ma do zwalczenia swą wadę główną, ma swój szkopuł do ominięcia, i dlatego Bóg zsyła każdej z nich odpowiednie próby.

 

Światły kierownik poznaje w duszach ten pociąg nadprzyrodzony specjalny, który Bóg im daje, a także i wadę główną do pokonania. Należy bowiem znać jedno i drugie, białą i czarną stronę, aby mieć pełne zrozumienie prób, które Bóg nam zsyła, aby lepiej z nich korzystać i uniknąć sądów zuchwałych w stosunku do innych dusz, dążących do tych samych szczytów, acz innymi drogami. Ci, którzy są z natury łagodni, powinni stać się mocnymi, a ci, którzy są z przyrodzenia mocni, niech się starają o łagodność. "Alius sic, alius sic ibat", mawiał św. Augustyn; rozmaite bywają drogi prowadzące do tego samego celu, a jeden może tąż ścieżką iść wolniej niż drugi, nie cofając się dlatego wcale (4).

 

Bóg, w kształtowaniu dusz, umie wszystko zużytkować. Nie ustosunkowuje się do duszy męża czynu, pałającego gorliwością, np. misjonarza, tak samo jak do duszy teologa, np. św. Tomasza; do duszy malarza, np. Fra Angelico, tak jak do duszy poety jak Dante, lub muzyka jak Beethoven, – ale wszystko w nich obraca na służbę wiary, nadziei i miłości. Służyć musi do tego u teologa – logika Arystotelesa, a u artysty czarowna harmonia dźwięków lub barw. Końcem końców, nic nie ma wartości w porządku intelektualnym i w porządku świata widzialnego, o ile nie służy do wyrażania doskonałości Bożych. Różne są stoki, po których wznieść się można na ten niebosiężny szczyt, – ale to tylko może nas głębiej i trwalej interesować, co do niego prowadzi. Officium uroczystości Wszystkich Świętych cudownie zaznacza wszystkie odcienie świętości w Apostołach, Męczennikach, Doktorach, Wyznawcach i Dziewicach.

 

* * *

 

Dusze, w których przeważa siła woli i żar miłości, podobne są do Serafinów (5). Według objawienia ci najwyżsi z Aniołów rozpaleni są miłością, której im udziela Duch Święty; miłość ta podnosi ich do kontemplacji niedoścignionego Piękna Bożego. Płomień ich duchowy jest bardziej gorejący niż oświecający. Śpiewają oni pieśń, którą podsłuchał Prorok w widzeniu: "Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów" (6), i tworzą najwyższy chór pierwszej hierarchii anielskiej; u tych bowiem co dążą prosto do Boga, najwyższą cnotą jest miłość, nie zgadzająca się (co o umiejętności powiedzieć się nie da), z grzechem śmiertelnym (7).

 

Tak samo i te dusze płomienne są najpierw porwane łaską miłości; dążą one do cnoty z gorliwością i stanowczością i pytają nieraz same siebie: "Cóż uczynię dla Boga?" Pragną gorąco cierpienia, umartwienia, aby dowieść Bogu swej miłości, aby zadośćuczynić za obrazę Majestatu Jego i zbawić grzeszników. Na drugim dopiero miejscu jest u nich troska o bliższe poznanie Boga.

 

Do tej grupy dusz należą: prorok Eliasz, "pełen gorliwości dla Pana" (8), Piotr Apostoł, ukrzyżowany głową na dół przez pokorę i miłość ku Mistrzowi swemu, wielcy Męczennicy jak św. Ignacy Antiocheński i św. Wawrzyniec, jak św. Franciszek Seraficki, św. Małgorzata Maria Alacoque, skłonna od młodości swej do cierpienia z miłości w duchu wynagrodzenia, św. Benedykt Józef Labre, ten żarliwy miłośnik Krzyża; a w apostolstwie i poświęceniu się dla bliźnich: św. Karol Boromeusz, św. Wincenty à Paulo i wielu, wielu innych.

 

Wszystkie te dusze odznaczają się bardziej przez swą miłość, przez płomienny poryw serca do Boga, niż przez światło.

 

Dla tych, co by nie były dość posłuszne Duchowi Świętemu, niebezpieczeństwem byłaby sama energia ich woli, która może się łatwo przerodzić w twardość, poleganie na sobie i upór. U mniej gorliwych z pomiędzy nich staje się to dość widoczną główną wadą; gorliwość ich nie jest dość oświecona, dość łagodna i cierpliwa. Niektóre z nich oddają się zanadto czynności zewnętrznej, z uszczerbkiem dla modlitwy.

 

Próby, które Bóg im zsyła, dążą szczególnie do wyrobienia giętkości w ich woli, czasami nawet do złamania tejże, jeśli się stała zbyt sztywną. Pan dopuszcza wtedy niepowodzenia jawne, aby gorliwość naturalna ustąpiła miejsca gorliwości prawdziwie nadprzyrodzonej, bezinteresownej, cierpliwej i łagodnej. Uczy je, aby ufność swą pokładały nie w naturalnym porywie serca, lecz w Miłosierdziu Bożym, zawsze gotowym przyjść nam z pomocą. Pan upokarza nieraz te gorące dusze, dopuszczając na nie gwałtowne pokusy, nawet zniechęcenia, jak np. na Eliasza na pustyni Bersabe (9), lub ciężkie upadki, jak zaparcie się Piotrowe.

 

Zsyła też niekiedy tym duszom długotrwałe oschłości, w kontemplacji bolesnej lecz miłującej i pełnej zasługi. Gorąca ich miłość spala je, pożera, sprawia im dotkliwe cierpienie na widok zniewag wyrządzanych Bogu, pobudzając do wynagradzania i ekspiacji.

 

Tak się wyrabiają te dusze, bardziej gorące niż jaśniejące, w których góruje płomienna gorliwość miłości, najwyższej z cnót teologicznych.

 

* * *

 

W drugiej grupie dusz przeważa najpierw nie działanie woli, lecz rozumu. Łaska podnosząca je bezpośredniej i silniej jest łaską światłości. Podobne są one do Cherubinów, których widzieli prorocy wokoło tronu Bożego (10). Aniołowie ci, cudownie oświeceni światłością udzieloną sobie przez Słowo przedwieczne, są najprzód porwani podziwem; wpatrują się w piękno Boże, a w ten sposób dochodzą do miłości i dają poznać Boga drugim (11). Płomień ich duchowy jest bardziej oświecający niż gorejący.

 

Podobnie i te dusze, które otrzymują najpierw łaski oświecające, są skłonne do rozkoszowania się w kontemplacji Boga, w wielkich syntezach, które daje dar mądrości. Miłość ich wzrasta jedynie drogą kontemplacji. Odczuwają one mniej niż poprzednie potrzebę działania, umartwiania się, cierpienia wynagradzającego; ale jeżeli są wierne, dojdą do miłości heroicznej tego Boga, który je porywa.

 

Do tej rodziny dusz należą wielcy Doktorowie Kościoła, taki św. Augustyn, św. Anzelm, św. Albert Wielki, św. Tomasz z Akwinu i wielu innych co jak słupy ogniste pokazywały ludzkości drogę prowadzącą do Boga.

 

Niebezpieczeństwem dla dusz tego pokroju, póki są jeszcze mniej doskonałe, byłoby zadowalanie się oświeceniami, które otrzymują, nie dość się troszcząc o dostosowanie do nich swego życia. Podczas gdy umysł ich jasno jest oświecony, woli brak nieraz zapału. Św. Franciszek Salezy boleje nad tym, błagając o łaskę siły.

 

Nierzadko Bóg zsyła tym duszom wielkie próby wewnętrzne. Noc zmysłów i noc ducha, opisane przez św. Jana od Krzyża, prowadzą je do zupełnej bezinteresowności i do hojnej, szlachetnej miłości. Te próby wewnętrzne są jednak mniej bolesne dla tych dusz, niż dla poprzednich. Światła, które otrzymują, są im pociechą; mają większy pociąg do modlitwy kontemplacyjnej, ale żalą się dość długo na brak energii. Ich miłość prawdy sprawia, iż cierpią one w szczególny sposób nad błędem, nad fałszywymi kierunkami duchowymi, które zwodzą umysły. Są one wielkim ich krzyżem i podnietą do szerzenia prawdziwej znajomości Boga.

 

Gdy owe dusze świetlane są oczyszczone cierpieniem i bardzo wierne światłu, które im Bóg zsyła, pragną coraz bardziej połączyć się z Nim, zanurzyć się w Nim i zatonąć bez zwrotu na siebie. Dusza taka, gdy wierna, bardziej będzie zjednoczona z Bogiem niż dusza poprzedniej kategorii mniej wierna.

 

Są niektórzy z wielkich Świętych, jak św. Paweł, św. Jan, św. Benedykt, św. Dominik, św. Gertruda, św. Katarzyna Sieneńska, św. Teresa, św. Jan od Krzyża, którzy byli jednocześnie i od samego początku duszami i wysoce kontemplacyjnymi, i bardzo gorącymi; łączyły one zawczasu przymioty obu grup, które dążą zresztą do podobieństwa, w miarę zbliżania się do szczytu, do którego wszystkie zmierzać powinny.

 

* * *

 

Są wreszcie dusze, których głównym zadaniem jest służenie Bogu przez wierność codziennym obowiązkom. Władza najbardziej u nich czynna, to pamięć z aktywnością czysto praktyczną. Do tych należy największa część chrześcijan. Pamięć zwraca ich uwagę na pojedyncze fakty: uderzają je dzieje dobrodziejstw Bożych, bądź w Starym Testamencie, bądź w Ewangelii lub w życiu Kościoła. Do dusz tych łatwo przemawia jakieś słowo z liturgii, jakiś rys z żywotów Świętych. Łaska dostosowuje się do ich natury i wykazuje im jasno, wśród mnóstwa zajęć, jaki obowiązek spełnić, jak Boga pochwalić, jak bliźniego wspomóc.

 

Natchnienie Boże rzadziej im daje ujęcie syntetyczne, lecz raczej wielką przytomność na wybór i trafne użycie rozmaitych środków do osiągnięcia doskonałości. Tym sposobem owe dusze, jeżeli są wierne i szlachetne, dojdą do znajomości rzeczy boskich bardzo praktycznej i życiowej i do wielkiej miłości Boga i bliźniego, a zatem do najwyższych szczebli świętości.

 

Niebezpieczeństwem dla nich byłoby zbyteczne przywiązanie do pewnych praktyk dobrych w sobie, lecz nie prowadzących bezpośrednio do Boga, jak pewne umartwienia zewnętrzne lub modlitwy ustne. To by mogło łatwo doprowadzić do drobiazgowości, do skrupułów, do przywiązywania się do metod użytecznych może w początkach, lecz zbyt mechanicznych a utrudniających poufność stosunku z Panem Jezusem.

 

Próby tych dusz znajdują się, biorąc na ogół, mniej w życiu wewnętrznym, jak raczej w praktykowaniu miłości bratniej i w dziełach poświęcenia się dla bliźnich. Wiele muszą wycierpieć z powodu wad drugich i przeszkód napotkanych w dziełach miłosierdzia, którymi się opiekują. Wielkie oczyszczenia wewnętrzne pojawiają się u nich znacznie później niż u powyższych dusz. Jednak w miarę swej wierności dojdą i one do pełnego zjednoczenia z Bogiem.

 

Oto są trzy formy świętości przedobrażone przez trzech Apostołów uprzywilejowanych: Piotra, Jana i Jakuba, których Zbawiciel wziął ze sobą na górę Tabor i do Ogrójca. Wszystkie te dusze są wezwane w rozmaitych formach do kontemplacji tajemnic wiary i do poufnego stosunku z Bogiem, a im więcej się zbliżają do szczytu, do którego dążą, tym bardziej stają się między sobą podobne, bo są znaczone wizerunkiem Chrystusa, nie tracąc jednak przy tym własnej swej fizjonomii.

 

* * *

 

Najświętsza dusza Chrystusowa obejmuje te trzy formy świętości bez żadnej z tych niedoskonałości, które mogą się jeszcze znajdować u Świętych, podobnie jak białe światło słoneczne zawiera w sobie siedem barw tęczy. Nie sposób bowiem lepiej znać Boga, lepiej Go miłować i lepiej Mu służyć.

 

Pan Jezus chciał nam na Sobie pokazać doskonały wzór tych trzech form świętości przez trzy główne fazy swego żywota ziemskiego: przez życie ukryte, życie apostolskie i życie boleści.

 

W życiu swym ukrytym, w domu cieśli w Nazaret, jest On nam wzorem wierności obowiązkom codziennym, w czynnościach zewnętrznie bardzo skromnych, lecz bardzo wielkich przez miłość, która je natchnęła i nadaje im niezmierzoną cenę.

 

W życiu swym apostolskim staje Chrystus przed nami jako światłość świata, mówiąc, że "ci, co za nim idą, nie chodzą w ciemności, lecz będą mieli światłość żywota" (Jan VIII, 12). To, czego naucza o życiu wiecznym i o sposobach dojścia doń, to nie jest dla Niego przedmiotem wiary, lecz bezpośredniego oglądania w Ojcu. Zakłada Kościół, powierza go Piotrowi, i mówi do Apostołów: "Wy jesteście światłość świata" (Mt. V, 14). Posyła ich, aby nauczali wszystkie narody, niosąc im chrzest i eucharystię.

 

Wreszcie w życiu swym bolesnym odsłania nam Jezus całą wielkość miłości swej ku Ojcu i ku nam. Miłość ta przynagla Go do podjęcia za nas śmierci krzyżowej; pragnie gorąco cierpieć, aby wynagrodzić zniewagi wyrządzone Bogu, aby zbawić dusze i dokonać dzieła Odkupienia. To pragnienie cierpienia jest w Nim nieskończenie większe niż u św. Andrzeja, św. Ignacego Antiocheńskiego, św. Wawrzyńca, św. Teresy lub św. Benedykta Józefa Labre. Serce Jezusa jest prawdziwie "gorejącym ogniskiem miłości". Nikt więcej niż On nie cierpiał nad grzechem, i z Jego to Serca zranionego wypływają wszystkie łaski, które otrzymują dusze wynagradzające, przypuszczone do wielkiej tajemnicy Odkupienia.

 

Jezus zatem posiada w sposób niezrównany wszystkie trzy formy świętości, bez żadnej niedoskonałości. Baczny na najmniejszy szczegół w służbie Bożej, nie zatrzymuje się na żadnym. Dusza Jego cieszy się najwyższą kontemplacją, lecz nie gubi się w niej jak Święty w ekstazie, bo jest On ponad ekstazą, a nie przestając oglądać głębokości Bożych, rozmawia poufnie z Apostołami swymi o szczegółach życia ich apostolskiego. Posiada On całą gorącość miłości, gorliwość najżarliwszą, a przy tym największą cierpliwość, słodycz, współczucie, które Go skłaniają do tej modlitwy za katów swych: "Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą co czynią".

 

Święta dusza Chrystusowa odbija się też w duszach Świętych, jak biały promień światła rozszczepia się na siedem kolorów tęczowych. Coś podobnego zachodzi – choć w niższym stopniu – i w duszy Najświętszej Panny Maryi, która ze swej strony łączy również w sobie wszystkie formy świętości.

 

Nie obniżajmy sobie życia Zbawiciela, chcąc je zanadto wytłumaczyć naszą ludzką psychologią; tak w XVII wieku przedstawiono światu Chrystusa-jansenistę, a w XIX Chrystusa-liberała. Wznośmy się do Niego, zamiast Go zniżać do siebie; przewyższa On nieskończenie wszystkie nasze najszlachetniejsze uczucia, a sam jest bez złudzeń. Góruje ponad wszystkimi Świętymi, i pozostaje mimo swej wyższości, naszym najdoskonalszym wzorem, dając nam nieustannie skuteczną łaskę do pójścia w Jego ślady.

 

* * *

 

Tajemnice życia Chrystusowego mają się, w pewnym znaczeniu, odtworzyć w nas, w tej mierze jak Zbawiciel zechce nas upodobnić do siebie i dać nam udział w swym życiu ukrytym, w swym życiu apostolskim, w swym życiu bolesnym, a wreszcie w swym życiu chwalebnym w niebie. To stopniowe upodabnianie jest uderzające w życiu niektórych zwłaszcza Świętych. Jeżeli zechcemy, codzienne rozmyślanie Różańca może nas coraz pewniejszym krokiem posunąć na tej drodze.

 

Radosne tajemnice dzieciństwa Chrystusowego, bolesne tajemnice Męki Pańskiej, tajemnice chwalebne Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia odpowiadają trzem wielkim aktom w życiu dusz: chcieć osiągnąć cel ostateczny, świętość i szczęśliwość wieczną, której wspomnienie budzi radość i pierwsze porywy duszy do Boga; – chcieć środków prowadzących do tego celu: zachowania przykazań i rad, dźwigając krzyż swój na wzór Mistrza i postępując za Nim; – spocząć z Nim w osiągniętym celu.

 

Niech więc te tajemnice życia Chrystusowego staną się coraz bardziej pokarmem duszy naszej, przedmiotem naszej kontemplacji, a ta w nie wniknie i zasmakuje w nich; będzie to jakby przedsmak wiecznej szczęśliwości. I pojmiemy coraz lepiej, że łaska poświęcająca jest nasieniem chwały: semen gloriae, inchoatio vitae aeternae (12); że życie chrześcijańskie w całej swej głębi jest początkiem życia wiekuistego, według słów Zbawiciela, kilkakrotnie zapisanych u św. Jana (13): "Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: kto wierzy we mnie ma żywot wieczny, a ja go wskrzeszę w ostateczny dzień".

 

O. Reginald Garrigou-Lagrange OP (14)

 

(tłum. S. M. R.)

 

–––––––––––

 

 

O. Reginald Garrigou-Lagrange OP, O różnych formach świętości, Lwów 1936. WYDAWNICTWO OO. DOMINIKANÓW. (Odbitka ze "Szkoły Chrystusowej". Za pozwoleniem Władzy Duchownej), str. 16.

(Pisownię nieznacznie uwspółcześniono).

 

Przypisy:

(1) Mt. XXVIII, 19; Marek XVI, 15.

 

(2) Autor użył tu słowa "attrait"; wyrażenie to, tak wiele mówiące w języku francuskim, nie ma odpowiednika w języku naszym. Etymologicznie podobne słowo "pociąg" ma znaczenie raczej fizyczne, zmysłowe. Francuscy pisarze ascetyczno-mistyczni rozumieją przez "attrait" szczególne upodobanie duchowe, nie będące wypływem naturalnego usposobienia, lecz skutkiem działania Bożego, wzywającego do szczególnej formy miłości i czci Bożej.

 

(3) Św. Tomasz I-II, q. 66, a. 2, ad 2.

 

(4) Rozmaitość charakterów nie wypływa, jak to jest przy temperamentach, z odmienności organizmu: są to rysy wyodrębniające samą duszę. W pierwszej fazie życia duchownego, póki zmysły jeszcze górują, temperament wyraźnie występuje. Lecz po drugim nawróceniu, cz. biernym oczyszczeniu zmysłów, wpływ temperamentu słabnie; wyższe władze wzmocniły się i fizjonomia duchowa każdego bardziej się uwydatnia. – Należy unikać sztucznych klasyfikacyj, ale nie tych, które się opierają na samej naturze duszy i jej władz; rozmaite bowiem fizjonomie duchowe, jak np. męża nauki, męża czynu lub artysty, odpowiadają silniejszemu działaniu tej lub owej władzy, a także i łaski, która tę władzę wprzęga w służbę Boga.

 

(5) Imię ich znaczy "gorejący". Wyobrażają oni świętość Bożą; zadaniem ich jest spalać i wyniszczać grzech żarzącym węglem miłości (Iz. VI, 2-7).

 

(6) Iz. VI, 3.

 

(7) Św. Tomasz.

 

(8) III Król. XIX, 10.

 

(9) III Król. XIX, 4-8: "I szedł w puszczę jeden dzień drogi. A gdy przyszedł i usiadł pod krzakiem jałowcu, żądał duszy swej, aby umarł, i rzekł: «Dosyć mam, Panie, weźmij duszę moją, bom nie jest lepszy niż ojcowie moi». I porzucił się i zasnął w cieniu jałowca, a oto Anioł Pański tknął go i rzekł mu: «Wstań, jedz, bo jeszcze daleką masz drogę»".

 

(10) "Błogosławionyś jest, Panie, który wypatrujesz przepaści i siedzisz na Cherubinach: qui sedes super Cherubim". Daniel III, 55. – Ps. XVII, 11; Ps. LXXIX, 2; Iz. XXXVII, 16.

 

(11) Św. Tomasz I, q. 63, a. 7, 1; q. 108, a. 5, 5.

 

(12) Św. Tomasz II-II, q. 24, a. 3, ad 2.

 

(13) Jan VI, 40, 44, 47, 55; III, 36; V, 24, 39.

 

(14) Rozdział XVII książki: "Le Sauveur et son amour pour nous".

 
 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: