F A B I O L A

 

POWIEŚĆ

 

Z CZASÓW PRZEŚLADOWANIA

CHRZEŚCIJAN W ROKU 302

 

KARDYNAŁ M. WISEMAN

 

 

CZĘŚĆ DRUGA

 

WALKA

––––

 

ROZDZIAŁ VII.

 

Smutna śmierć

 

W kilka dni po powrocie Fabioli ze wsi, Sebastian postanowił odwiedzić ją dla donie­sienia o rozmowie Korwina z niewolnicą, o ile można bez wyrządzenia komukolwiek niepo­trzebnej krzywdy.

 

Z wszystkich młodzieńców, bywających w do­mu ojca Fabioli jeden tylko Sebastian pozy­skał jej szacunek, a nawet i uwielbienie. Szcze­ry, szlachetny i waleczny a nie chwalący się, łagodny, uprzejmy w mowie i czynie, niesamolubny i troskliwy o drugich, łącząc tak świet­nie w swojej osobie szlachetność i prostotę, głęboką mądrość i praktyczny rozsądek, wyda­wał jej się najdoskonalszym wzorem męskiej cnoty, która by niełatwo z czasem osłabić się mogła lub uprzykrzyć w pożyciu.

 

Gdy więc doniesiono jej, że oficer cesarski, Sebastian, pragnie z nią mówić sam na sam, serce zadrżało na niezwykłą wiadomość, a myśl nasunęła tysiąc dziwnych domysłów o prawdo­podobnym celu tych odwiedzin. To wzrusze­nie nie zmniejszyło się, gdy przeprosiwszy za natrętność, dodał z uśmiechem, że dobrze wie­dząc, jak już jest udręczona od ubiegających się o jej rękę, przykro mu jest, że przyszedł jeszcze jednego nieznanego dodać do tylu innych.

 

Jeśli ta niejasna przedmowa zadziwiła Fabiolę, a może jej i pochlebiła, wkrótce ją ubodła wiadomość, że tym nowym kandydatem był szpetny i głupi Korwin. Ojciec jej bowiem, chociaż tak mało biegły w sztuce przenikania charakterów, poznał się dosyć na Korwinie przy ostatniej uczcie, aby w ten sposób nowego zna­jomego, syna prefekta, córce opisać.

 

Sebastian, obawiając się raczej fizycznego, niż moralnego działania napojów Afry, uznał za stosowne ostrzec Fabiolę o znoszeniu się dwóch mistrzów czarnej sztuki, której wszakże największa skuteczność zdawała się okazywać w wyciąganiu pieniędzy z kieszeni oszukanego klienta. Nie wspomniał więc o tym, co w tej rozmowie mówiono o chrześcijanach. Prosił tylko, aby się miała na ostrożności i otrzymał obietnicę, że położy koniec nocnym wycieczkom niewolnicy, biegłej w sztuce czarnoksięskiej. Fabiola nie myślała na chwilę, by Afra kiedy­kolwiek uskutecznić chciała, co obiecała Korwinowi; nie obawiała się także sztuki, którą za nic miała. W istocie ostatnie słowa Afry do siebie samej powiedziane, dostatecznie do­wodziły, że ofiarę swoją oszukiwała. Lecz Fa­biola oburzała się na myśl, że była przedmio­tem niecnych targów i przedstawioną jako oso­ba chciwa i skąpa, którą kupić można za złoto.

 

– Czuję – rzekła nareszcie do Sebastiana – jaka dobroć z twej strony, żeś mnie ostrzegł w tej okoliczności, i podziwiam delikatność, z jaką przystąpiłeś do tak niemiłej sprawy i pobłażanie dla każdej z osób, o których mó­wiłeś.

 

– Uczyniłem w tej okoliczności – odparł żołnierz – to tylko, co bym uczynił dla każdego, pragnąc oddalić o ile możności wszelkie troski lub niebezpieczeństwa.

 

– Od przyjaciół twoich, zapewne myślisz – rzekła śmiejąc się Fabiola – inaczej obawiała­bym się, abyś całego życia nie przetrawił na nieodwdzięczanych dobrodziejstwach.

 

– Niechby i tak było; lepiej użyte być nie może.

 

– Zapewnie żartujesz, Sebastianie, Gdybyś wiedział, że osoba, która by cię nienawi­dziła i zguby twej szukała, zagrożona jest nie­szczęściem, które by cię od niej uwolnić mogło, czyżbyś wyciągnął rękę, by ją ratować, lub wesprzeć?

 

– Nie godziłoby się inaczej. Gdy Bóg każe słońcu swemu świecić i deszczowi padać za­równo dla nieprzyjaciół jak dla przyjaciół swo­ich, czemuż by słaby człowiek miał tworzyć so­bie inne prawidła sprawiedliwości?

 

Na te słowa zdumiała Fabiola. Tak były te słowa podobne do słów na tajemniczym pergaminie zapisanych, tak zgodne z moralnymi teoriami niewolnicy.

 

– Byłeś na wschodzie, zdaje mi się, Se­bastianie – zapytała się nagle – czy tam się na­uczyłeś tych zasad? Mam przy sobie sługę, kobietę rzadkich umysłowych zdolności, która rozwinęła przede mną te same myśli a pocho­dzi z Azji

 

– Nie uczyłem się tego w dalekim kraju, lecz w Rzymie wyssałem z mlekiem matki; chociaż pierwotnie te myśli w samej rzeczy ze wschodu pochodzą.

 

– Są niezaprzeczenie piękne w abstrakcji filozoficznej – rzekła Fabiola – lecz śmierć by nas dościgła, zanim byśmy cokolwiek wykonać mogli, chcąc w postępowaniu naszym takich się zasad trzymać.

 

– A jakżesz lepiej mogłaby nas zastać śmierć spodziewana, jeżeli nie oddających się powin­ności naszej, chociażby nie doprowadziwszy żadnego dzieła do końca?

 

– Co do mnie – odrzekła Fabiola – dzielę zdanie naszego dawnego epikurejskiego poety. Ten świat jest biesiadą, od której powinnam być gotową powstać, gdy będę nasyconą a nie pierwej. Pragnę przeczytać księgę żywota, i zamknąć spokojnie, gdy tylko skończę ostat­nią kartkę.

 

Sebastian potrząsł głową z uśmiechem i rzekł:

 

– Na ostatniej karcie księgi tego świata zapisaną jest: "śmierć" czasem w połowie to­mu. Lecz od następującej kartki poczyna się jasna księga nowego żywota, która ostatniej kartki nigdy mieć nie będzie.

 

– Rozumiem cię – odrzekła Fabiola wesoło – jesteś walecznym żołnierzem i mówisz stosownie do tego. Ty musisz być zawsze przygoto­wanym na śmierć w tysiącznych przypadkach; nas śmierć rzadko kiedy gwałtownie napada, do słabych zbliża się łaskawiej i jakby ukrad­kiem. Ty zapewne marzysz o świetnych czy­nach, niezliczonych strzałach nieprzyjacielskich w ciebie godzących, o zgonie pełnym chwały, a potem wyglądasz żołnierskiego stosu i na nim trofeów. Tobie po śmierci otwiera jasne kar­ty swoje księga chwały.

 

– Nie, nie, szlachetna pani – zawołał Se­bastian z zapałem – nie zrozumiałaś mnie. Nie dbam o chwałę, którą bym się cieszyć miał za pomocą ulatującej w przyszłość wyobraźni. Mówię o zwyczajnej śmierci, która mię spotkać może wspólnie z najuboższym niewolni­kiem; o śmierci, pożerającej zwolna palącą go­rączką albo zbliżającej się wśród mąk, zwolna jątrzących się ran, albo zadanej przez okrutniejsze złości ludzkiej razy. Niechaj przyjdzie pod jaką bądź postacią, przychodzi zawsze z ręki, którą kocham.

 

– I czy istotnie myślisz, że śmierć pod taką postacią byłaby tobie miłą?

 

– Tak wesołym będzie serce moje, jak Epikurejczyk, gdy widzi podwoje sali biesiad­nej szeroko rozwarte, a dalej jasne lampy, błyszczący stół i smaczne potrawy, z służbą pięknie ubraną i w wieńce róż strojną; tak ra­dosnym będzie serce moje, jak oblubienica, gdy jej oznajmują, że przyszedł oblubieniec z bogatymi dary, aby ją zaprowadzić do domu swego; tak radosnym będzie serce moje, gdy śmierć pod jaką bądź postacią roztworzy po­dwoje żelazne po tej stronie, lecz złote po tam­tej, które prowadzą do nowego i wiecznego żywota. I nie lękam się, jakkolwiek ponury posłaniec oznajmia przybycie tego Pana, który jest niebiańskiej piękności.

 

– A któż on jest ten Pan? – chciwie za­pytała Fabiola. – Czy nie może być widzial­nym jak tylko przez przezroczyste żebra śmierci?

 

– Nie – odrzekł Sebastian. – On bowiem musi być nagrodą nie tylko za dobre życie, lecz i za dobrą śmierć. Szczęśliwy ten, którego serce, zawsze dla Pana otwarte, było czyste i niewinne, a czyny cnotliwe! Dla nich zgoto­wane jasne poznanie ukochanego, które jest dopiero prawdziwą nagrodą.

 

Jakie podobieństwo z nauką Syry! Lecz zanim się zapytać mogła, skąd ta nauka, nie­wolnik wszedł, stanął na progu i rzekł z usza­nowaniem:

 

– Posłaniec pani w tej chwili przybył z Bajae (1).

 

– Wybacz, Sebastianie! – zawołała. – Nie­chaj zaraz wejdzie.

 

Zostawiwszy spoconego konia u bramy, wszedł znużony i kurzem okryty posłaniec i oddał jej zapieczętowany list.

 

Ręka jej drżała odbierając pismo, i prze­cinając związkę, z trwogą zapytała Fabiola:

 

– Od mego ojca?

 

– O nim przynajmniej – była złowieszcza odpowiedź.

 

Rozłożyła arkusz, rzuciła nań okiem, krzyk­nęła i upadła. Sebastian pochwycił padającą, położył na łożu i pozostawił ją w rękach nie­wolnic, które się zbiegły na krzyk pani.

 

Jednym rzutem oka wszystkiego się dowie­działa. Ojciec żyć przestał.

 

–––––––––––

 

 

Kardynał M. Wiseman, Fabiola. Powieść z czasów prześladowania chrześcijan w roku 302. Przekład z angielskiego w nowym opracowaniu. Tom I. Łomża 1936, ss. 210-215.

 

Przypisy:

(1) Modne wówczas kąpiele niedaleko Neapolu.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMVIII, Kraków 2008

Powrót do
spisu treści powieści Kardynała M. Wisemana pt.

FABIOLA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: