F A B I O L A

 

POWIEŚĆ

 

Z CZASÓW PRZEŚLADOWANIA

CHRZEŚCIJAN W ROKU 302

 

KARDYNAŁ M. WISEMAN

 

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

 

Chwile rozejmu

––––

 

ROZDZIAŁ XV.

 

Znowu miłosierdzie

 

Gdy zmieszana chwilowo cisza powróciła, rozdawnictwo dalej się odbywało spokojnie. Oprócz większych jałmużn, jak np. te, które rozdawał św. Wawrzyniec ze skarbu Kościoła, często w pierwszych wiekach całkowite majątki rozdawane były od razu przez osoby, prag­nące świat opuścić.

 

Słusznie można było spodziewać się, że wzniosłe miłosierdzie Kościoła katolickiego w Je­rozolimie nie zostanie daremnym przykładem dla Kościoła rzymskiego. Lecz tak hojna do­broczynność bardzo naturalnie rozwijała się w czasach, gdy Kościół zagrożony był prześla­dowaniem i gdy chrześcijanie z położenia i oko­liczności przewidując dla siebie męczeństwo, chcieli oczyścić serca i dom, jak do boju, wy­próżniając jedno i drugie z wszystkiego, co mogło przywiązywać do ziemi, lub stać się łu­pem bezbożnych żołnierzy, a miało być raczej wsparciem dla ubogich.

 

Nie zapominano też przy tym o wielkim przy­kazaniu, by światło dobrych uczynków jaśniało przed ludźmi, a ręka, która lampę napełnia, wlewała olej potajemnie, widziana od Tego tyl­ko, przed którym nic ukrytego nie ma. To, że srebra i klejnoty możnej rodziny publicznie oceniano, sprzedawano i pieniądze rozdawano pomiędzy ubogich, musiało być zaprawdę świet­nym przykładem dobroczynności, który napeł­niał Kościół pociechą, zachęcał szczodrych, zawstydzał skąpych, wzruszał serca katechume­nów, a ubogich do błogosławieństwa i modłów pobudzał. A przecież co prawa ręka czyniła, to ściśle taiła przed lewą, a pokora i skrom­ność dawcy bezpiecznie się ukrywała na łonie Tego, któremu te ziemskie bogactwa były od­dane w zamian za przyszłą wieczną i nieskoń­czoną zapłatę.

 

I tak się też działo teraz. Gdy wszystko było przygotowane, Dionizjusz, kapłan a zara­zem lekarz, któremu było powierzone pielęgno­wanie chorych, i następca Polikarpa przy ka­plicy św. Pasterza, wszedł i zająwszy miejsce w krześle na końcu podwórza, tak przemówił do zgromadzonych:

 

– Kochani bracia, miłosierny Pan nasz na­tchnął serce dobroczynnego chrześcijanina, aby się ulitował nad ubogą bracią swoją i poświęcił swe wielkie ziemskie bogactwa dla miłości Chry­stusowej. Kto on jest, nie wiem i nie dochodzę. Nie pragnie on przechowywać bogactw swoich tam, gdzie je rdza pożera i gdzie zło­dzieje skraść je mogą, lecz jak błogosławiony Wawrzyniec chce, aby były zaniesione rękami ubogich Chrystusowych do niebieskiej skarbni­cy. Przyjmcież więc, jako dar od Boga, który natchnął ten miłosierny uczynek, jałmużnę, któ­rą rozdamy, a która może być użytecznym za­siłkiem w zbliżających się czasach nawiedze­nia. I wypełniając jedyną prośbę dawcy, zmów­my zwyczajną modlitwę, którą co dzień odma­wiamy za tych, co nas wspierają i dobrodziej­stwa nam świadczą.

 

Podczas tej krótkiej przemowy, biedny Pankracjusz nie wiedział, w którą stronę patrzeć. Skrył się w kąciku poza słuchaczami, a Se­bastian z litości zasłaniał go sobą. Wzruszenie chłopięcia zdradzało go jawnie, gdy wszyscy zgromadzeni, uklęknąwszy z wyciągniętymi rę­kami i wzniesionymi oczami, rzewnym i jakby jednym głosem zawołali:

 

"Racz Panie doprowadzić do życia wiecz­nego wszystkich, którzy w Twoim imieniu do­brodziejstwa nam świadczą".

 

Rozdano wtedy jałmużny, które przewyż­szyły wszelkie oczekiwanie. Obfite jadło roz­dzielono także pomiędzy wszystkich i wesoła uczta zakończyła budującą uroczystość. Wczas jeszcze było, więc wielu nie spożyło ziemskie­go pokarmu, bo słodsza daleko i duchowa uczta gotowała się dla nich w pobliskim pa­rafialnym kościele.

 

Gdy wszystko było skończone, Cecylia chciała koniecznie odprowadzić biednego para­lityka, aby widzieć, jak mówiła, starego kalekę szczęśliwie wypoczywającego w domu; tak we­soło szczebiotała po drodze, dźwigając dobrze naładowaną torbę płócienną nędzarza, że się dziwił staruszek, gdy prędko doszli do drzwi ubogiego, lecz czystego mieszkania. Ciemna przewodniczka wcisnęła mu wtedy w rękę wo­rek i, spiesznie pożegnawszy, z oczu znikła. Sakwa wydała się starcowi bardzo ciężką, przerachował więc starannie pieniądze i z wielkim zdziwieniem spostrzegł, że ma dział podwójny. Za pierwszą sposobnością wywiadywał się u Reparata, lecz się niczego nie dowiedział. Gdyby był widział Cecylię, jak na zakręcie ulicy śmia­ła się wesoło, że się jej udało podejście, a po­tem biegła lekko, ciężaru się pozbywszy, byłby z łatwością rozwiązał zagadkę bogactwa swego.

 

 

Kardynał M. Wiseman, Fabiola. Powieść z czasów prześladowania chrześcijan w roku 302. Przekład z angielskiego w nowym opracowaniu. Tom I. Łomża 1936, ss. 116-118.


© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2007

Powrót do
spisu treści powieści Kardynała M. Wisemana pt.

FABIOLA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: