ECÔNE – koniec, kropka

(Rozprawa z 1982 r.)

 

KS. NOËL BARBARA

 

 

DOKTRYNA

 

Dzieje abp. Lefebvre i jego działalności począwszy już od Vaticanum II są bogate w nauczanie dotyczące doktryny osoby, która najczęściej znana jest przez deformujący pryzmat pochlebstw, wzgardy lub po prostu fałszywych informacji. Biskup "tradycjonalistów", żelazny biskup, zbuntowany biskup, nowy Atanazy: tak wiele tytułów, których, jak mówiono, sam arcybiskup Lefebvre nie cenił zanadto, a które nie odzwierciedlały prawdy.

 

Wszystko to, co zwykło się nazywać "sprawą Ecône" uczyniło z abp. Lefebvre osobę publiczną. Wszystkie jego przemówienia zostały zrelacjonowane przez prasę, bądź też rozpowszechnione w licznych książkach. Co do jego czynów i posunięć, to dla kogoś, kto w ostatnich latach żył w środowisku "tradycjonalistów" nie tracąc zainteresowania sprawami Kościoła, zasadnicza ich część jest znana. Wszystko to składa się na bogaty materiał, z którego można wydobyć doktrynę abp. Lefebvre.

 

Kryzys, który Kościół obecnie przechodzi zmusił katolików do postawienia sobie znacznej liczby pytań, które można zgrupować według trzech kategorii: sobór, msza i papież. Mieliśmy prawo oczekiwać od abp. Lefebvre, biskupa, następcy Apostołów, członka Kościoła nauczającego, iż rzuci on jakieś światło na te zagadnienia. Jego działalność sprawiła, że obowiązek ten stał się jeszcze bardziej naglący. Otóż, paradoksalnie, argumentacja rozwinięta przez niego w ostatnich latach jest często naznaczona wyraźnie niespójnym, a czasami nawet niezrozumiałym stylem. Gdy tylko sobór i papież były tematem wypowiedzi, abp Lefebvre wyraził niemal wszystko, wszystko i przeciwieństwo wszystkiego, od najbardziej pochlebnych tez dotyczących soborowej apostazji, aż do najostrzejszych.

 

Jak praktycznie wszyscy, którzy od początku sprzeciwili się Vaticanum II, abp Lefebvre rozpoczął od działania motywowanego nie czym innym jak instynktem wiary (1). I to było normalne. Ale za tą pierwszą zdrową reakcją nie nastąpiła próba doktrynalnego wyjaśnienia. Lubił on powtarzać swoim oponentom, że się nie zmienił i w tym właśnie punkcie miał słuszność. Jego dzisiejsze uzasadnienia nie różnią się niczym od tych, które podawał wczoraj. Jednakże jak prawe by one wtedy nie były, stały się one niezmiennym pretekstem anomalnych praktyk (praxis). Nawet najbardziej naglące okoliczności – mowa tu szczególnie o wydarzeniach 1976 roku – nie skłoniły arcybiskupa do poważnego potraktowania sprawy. Wielokrotnie udzielał zdumiewających wypowiedzi, lecz ostatecznie zawsze uchylał się od dania świadectwa wiary, w momencie, gdy okoliczności tego od niego wymagały.

 

USPRAWIEDLIWIENIE PRAXIS

 

Od czasu założenia seminarium abp Lefebvre nadał swojemu przedsięwzięciu uzasadnienie, które stało się odtąd motywem przewodnim: Vaticanum II pogrążyło Kościół w bezprecedensowym kryzysie; przede wszystkim najważniejsze jest zachowanie wiary i podtrzymywanie jej przez mszę, sakramenty i nauczanie katechizmu; dlatego konieczne jest formowanie kapłanów trzymając się przy tym tego, co Kościół zawsze czynił; jeżeli pozostaniemy wierni Tradycji nie ma ryzyka, że zbłądzimy. "Trzymamy się ściśle wszystkiego, w co wierzono i praktykowano w kwestii wiary, moralności, nabożeństw, nauczania katechizmu, formacji kapłanów, zwyczajów Kościoła w Kościele wszechczasów, a co zostało skodyfikowane w księgach wydanych przed modernistycznym wpływem soboru, oczekując jednocześnie by prawdziwe światło Tradycji rozproszyło ciemność, która przesłania niebo wiecznego Rzymu. Czyniąc tak... jesteśmy przekonani, że pozostajemy wierni Kościołowi" (2). "To dlatego założyłem seminarium: abyśmy mieli dobrych kapłanów i świętych kapłanów i żeby Kościół mógł nadal trwać. To dlatego nieskończenie dobry Bóg postawił mnie na tej drodze" (3). Jak widzimy, abp Lefebvre pozostawia innym zadanie rozpędzenia mroków ciemności, sam zaś przyjmuje natychmiast postawę czysto obronną: "Moi współpracownicy i ja nie działamy przeciw komuś, przeciw osobom czy instytucjom. Pracujemy by budować, kontynuować to, co Kościół zawsze czynił i nic poza tym. Nie jesteśmy związani z żadnym ruchem, z żadnym stronnictwem czy też z jakąkolwiek konkretną organizacją. Jesteśmy przywiązani do Kościoła rzymskokatolickiego i pragniemy kontynuacji kapłaństwa w Kościele rzymskokatolickim. Nic poza tym... Chcemy wypełniać dzieło Kościoła" (4).

 

Trzeba przyznać, że wywód abp. Lefebvre jest dość zachęcający. Istotnie, w trudnych czasach mocne trzymanie się tego, czego Kościół zawsze nauczał i co robił jest bardziej niż kiedykolwiek konieczne i stanowi zabezpieczenie przed zbłądzeniem. Jednakże, jak nie urzekającym by ten argument nie był, to jest on sam z siebie niewystarczający. Szczególnie, że jego natychmiastową konsekwencją jest pojawienie się poważnego pytania. Katolik nie może pojmować Tradycji w oddzieleniu od żywego Magisterium, wykonywanego przez kolegium biskupów, a w pierwszym rzędzie przez Papieża. Abp Lefebvre odwołuje się do Tradycji w opozycji do Vaticanum II, praktycznie wbrew wszystkim biskupom i wbrew "papieżowi". Taka postawa nosi wszelkie znamiona buntu. Jeżeli jednak jest słuszna, to nadal jest absolutnie konieczne, by przedstawić jej teoretyczne fundamenty.

 

Z drugiej strony, odwoływanie się do Tradycji przeciw innowatorom nakłada obowiązek zwalczania tych ostatnich, a w przypadku biskupa jest to obowiązek szczególnie naglący, jako że jest on szczególnie predysponowany do obrony wiary. A fakt, że inni biskupi aż dotąd nie uczynili tego co należy, w niczym nie usprawiedliwia apatii arcybiskupa Lefebvre. Zadowalanie się wykonywaniem tego, co zawsze w przeszłości czyniono, na przykład kształceniem kapłanów tak jak odbywało się to w XIX wieku – z, jak wiadomo, wspaniałymi wynikami – zupełnie nie przystaje do powagi obecnej sytuacji. Drży się na samą myśl, co by to było, gdyby ludzie Soboru Trydenckiego udzielali wypowiedzi w stylu abp. Lefebvre.

 

W końcu, o ile jest prawdą, że kształcenie kapłanów jest czymś nieodzownym, to jednak niemniej konieczne jest by uprzednio zapewnić im możliwość wykonywania owej posługi. Założenie, że będą mogli ją wykonywać na trwałej podstawie, w opozycji do oficjalnej hierarchii oznacza wybór drogi schizmy, chyba że wykaże się, iż to hierarchia jest nieprawowita, i że pracuje się nad przywróceniem prawdziwej, katolickiej hierarchii. Przyjęcie, że dokonają tego w ramach soborowego pluralizmu jest niczym innym jak hołubieniem złudzenia. Złudzenia, ponieważ soborowy kościół nigdy nie zgodzi się na uznanie abp. Lefebvre de jure, chyba że za cenę wygórowanych ustępstw. Urojeniem jest również spodziewanie się, że porządek w Kościele może zostać przywrócony przez wiernych i paru kapłanów – nawet gdyby to byli kapłani Bractwa Św. Piusa X – pozostających na peryferiach hierarchii oraz w opozycji do trwale osadzonych uzurpatorów, których oszustw nawet nie chcą zdemaskować. Abp Lefebvre hołubił każdą z tych mrzonek, jedną po drugiej. Zwłaszcza druga z nich nieustannie powracała w jego przemówieniach: "Z zadowoleniem można odnotować, że w katolickim świecie, zmysł wiary u wiernych odrzuca nowości i przywiązuje się do Tradycji. Właśnie stamtąd nadejdzie prawdziwa odnowa Kościoła. A ponieważ nowości te zostały wprowadzone przez duchowieństwo zarażone modernizmem, to dlatego właśnie najpilniejszym i najkonieczniejszym zadaniem w Kościele jest kształtowanie głęboko katolickiego duchowieństwa. Temu właśnie dziełu się poświęcamy" (5). "Biskupi zadecydują o miejscu i porze dla tej Tradycji. Jedność od razu odbuduje się na poziomie Biskupa diecezjalnego. Z drugiej strony, jakież korzyści dla Kościoła: odnowa seminariów i klasztorów; wielka gorliwość w parafiach. W ciągu kilku lat biskupi zdumieją się odnalezieniem ducha pobożności i uświęcenia, o których sądzili, że znikły na zawsze" (6). Jak abp Lefebvre mógł poważnie wierzyć, że msza św. Piusa V odprawiana w soborowych kościołach mogłaby zdobyć przychylność wiernych? Jak mógł naprawdę sądzić, że wierni samorzutnie porzuciliby rozwiązłość dla wymagającej moralności? Jak mógł naprawdę wierzyć, że prawda postawiona na równej stopie z błędem ostatecznie zatriumfuje? Czy on rzeczywiście w to wierzył?

 

Abp Lefebvre, który wyznawał, że jest katolikiem, a do tego biskupem, wiedział, że Kościół jest apostolski, i że jest niepojęte, aby odnowa Kościoła mogła być przeprowadzona bez biskupów, a tym bardziej przeciwko nim. Jednak mimo wszystkich uwag jakie mu uczyniono, nie przestał obwarowywać się za swoją koncepcją "kształcenia kapłanów, w taki sposób w jaki to Kościół zawsze czynił". Broniąc swego dzieła często mówił, że święci nie postępowali inaczej (7). Abstrahując od jawnie błędnej natury argumentu, powinniśmy wiedzieć, że naśladowanie świętych nie polega na odtwarzaniu, uczynek po uczynku, ich działań i przedsięwzięć, lecz na naśladowaniu ich cnót, w okolicznościach wybranych dla nas przez Opatrzność. Każdy wie, że abp Lefebvre był porównywany do św. Atanazego. On sam cytował tego świętego na usprawiedliwienie własnego zachowania (8). Lecz gdyby św. Atanazy zadowolił się kształceniem kapłanów, zostawiając na boku obietnice dane Kościołowi przez naszego Pana, świat teraz byłby ariański.

 

Tak więc nieustanne usprawiedliwienia abp. Lefebvre były niepoważne zważywszy na wagę podjętych przez niego działań i powagę sytuacji. Śmieszne są, ale za to wygodne jako sposób na zrzucenie z siebie nie cierpiącego zwłoki obowiązku. Są zarazem urzekające. Wielu ludzi pozwoliło się przez nie wprowadzić w błąd, podobnie jak dało się zbałamucić sprzecznymi wypowiedziami abp. Lefebvre, tak różnymi w istocie, że każdy mógł znaleźć w nich coś zgodnego ze swoim upodobaniem.

 

DOPASOWANIE SŁÓW DO OKOLICZNOŚCI

 

W ten sposób abp Lefebvre raz na zawsze wybrał sobie linię postępowania, jak bardzo by ona nie była skrajna i nieprzewidywalna. Niemniej jednak, szybki przegląd jego oświadczeń po Vaticanum II może wywołać wrażenie, że wręcz przeciwnie, abp Lefebvre zmienił poglądy i to w wielu okolicznościach. Znajdujemy tam sporo bardzo sprzecznych elementów.

 

Jednego dnia abp Lefebvre ostro krytykował Vaticanum II: "Odrzucamy i zawsze odrzucaliśmy pójście w ślady Rzymu o tendencji neomodernistycznej i neoprotestanckiej, która wyraźnie zaznaczyła się podczas Drugiego Soboru Watykańskiego, a po Soborze we wszystkich wynikających z niego reformach" (9). Dodał ponadto, że: "Błędne jest twierdzenie, że reformy nie mają swoich korzeni w Soborze" (10), że "oficjalne posoborowe reformy i tendencje bardziej niż jakikolwiek dokument ukazują oficjalną i zamierzoną interpretację Soboru" (11) i że "dlatego jest niemożliwe by jakikolwiek świadomy i wierny katolik przyjął tę Reformę i w jakikolwiek sposób mógł się jej poddać" (12). Innym razem abp Lefebvre deklarował swą gotowość "podpisania deklaracji przyjmującej Drugi Sobór Watykański interpretowany zgodnie z Tradycją" (13). Pewnego dnia grzmiał on przeciw "mszy Lutra", która "zakłada inną koncepcję katolickiej religii, inną religię" (14). W kategoryczny sposób wyszczególnia nawet powody swojego sprzeciwu: "Niech nie będzie tu żadnych wątpliwości, to nie jest kwestia różnicy zdań między abp. Lefebvre i Papieżem Pawłem VI. Tu chodzi o radykalną niezgodność między Kościołem katolickim, a kościołem soborowym, mszą Pawła VI stanowiącą symbol i program soborowego kościoła" (15). Podkreślał poważne niebezpieczeństwa, jakie niesie z sobą nowa msza: "Katolicko-protestancka msza, zatrute od tej chwili źródło, które wywołuje nieobliczalne zniszczenia... Ekumeniczna msza prowadzi w logiczny sposób do apostazji" (16). Ale już innym razem abp Lefebvre nie wstydził się rozważać współistnienia dwóch rytów. Dokonywał rozróżnienia między "dobrymi" i złymi nowymi mszami. Nie przekreślał nawet uczestnictwa w nowej mszy w celu wypełnienia niedzielnego obowiązku: "Uważam, że nie można opuszczać żadnego publicznego aktu religijnego i w związku z tym, jeżeli msza jest odprawiana w sposób pełny szacunku i nie świętokradzki, to sądzę, że właściwa jest obecność na tej niedzielnej mszy w celu spełnienia obowiązku" (17). Jednego dnia abp Lefebvre traktuje soborowy kościół, jego hierarchię a szczególnie jego "papieża" jak schizmatyków: "Wszyscy, którzy współpracują przy realizacji tego przewrotu, akceptują i przynależą do tego nowego soborowego kościoła... popadają w schizmę" (18). A już kiedy indziej zniża się do proszenia owych "schizmatyków" o wciąż przez niego wyczekiwane uznanie: "Ojcze Święty, przez wzgląd na cześć Jezusa Chrystusa, na dobro Kościoła, na zbawienie dusz, błagamy cię byś wymówił jedno słowo, jedno słowo: «kontynuujcie»" (19). Na tym musimy zakończyć prezentację wszystkich sprzeczności abp. Lefebvre, by spróbować je wyjaśnić.

 

A oto pierwsza myśl jaka się nam nasuwa. Wydarzenia powinny były zmusić abp. Lefebvre do wyjaśnienia stanowiska. To, że jego wypowiedzi ulegałyby zmianie, byłoby jak najbardziej naturalne; niepokojące było coś przeciwnego. Ale to wytłumaczenie nie zadziałało. Pokazaliśmy, że działalność abp. Lefebvre opierała się na usprawiedliwianiu, które się nie zmieniło. Sam to potwierdza: "Uważam, że mogę powiedzieć, iż nie zmieniłem swojej opinii w tych sprawach" (20). Z drugiej strony, krótka analiza jego słów wskazuje, że w tych samych okolicznościach był zdolny wypowiedzieć jedną rzecz, jak i jej przeciwieństwo. I tak na przykład dużo było rozmów na temat "gorącego lata" 1976 roku i faktem jest, że pod ciśnieniem wypadków, ton nieco przybrał na sile. Dnia 29 lipca pod wpływem wstrząsu jakim była suspensa a divinis, abp Lefebvre oświadczył: "Ten soborowy kościół jest kościołem schizmatyckim, ponieważ zrywa z Kościołem katolickim wszystkich wieków...". "Ten soborowy kościół jest schizmatycki, ponieważ obrał sobie jako podstawę swojego uwspółcześniania zasady stojące w opozycji do zasad Kościoła katolickiego". "Kościół, który zatwierdza tego rodzaju błędy jest zarówno schizmatycki jak i heretycki. Soborowy kościół nie jest zatem katolicki". Po czym, niespełna tydzień później, tak mówił o soborze: "Nie odrzucam go w całości. Przyjmuję sobór o tyle o ile jest zgodny z Tradycją" (21). Jeszcze lepiej, w wywiadzie dla gazety "Le Figaro" przeszedł samego siebie. Po powtórzeniu tych twardych słów z 29 lipca i zakwestionowaniu legalności Pawła VI zakończył tymi słowami: "A zatem, cokolwiek się zdarzy, jesteśmy najzupełniej zdecydowani kontynuować nasze dzieło odnawiania katolickiego kapłaństwa w przeświadczeniu, że nie możemy oddać lepszej przysługi Kościołowi, papieżowi, biskupom i wiernym. Niech tylko pozwolą nam na eksperyment tradycji" (22).

 

Niektórzy dopatrywali się w tych sprzecznościach taktycznych posunięć. Gdyby naprawdę tak było, już samo to byłoby wystarczająco haniebne. W rzeczywistości wszystko to dowodzi, że abp Lefebvre nie miał żadnej doktryny. Wierny raz przyjętemu sposobowi postępowania, tzn. bezkarnej realizacji swojego dzieła, przeciwdziałał wobec mogących mu zagrozić wydarzeń, w taki sposób by je chronić i siebie usprawiedliwiać. Czy nie jest to zbyt pochopny wniosek? Niestety nie; by się o tym przekonać wystarczy tylko pokrótce przypomnieć dzieje Bractwa Św. Piusa X.

 

Początkowo, abp Lefebvre mówił, że pragnie czynić to, co Kościół zawsze czynił. Jednakże, ponieważ działanie wbrew soborowi ekumenicznemu nie jest w Kościele prawdziwie tradycyjnym postępowaniem, odwołał się do pojęcia soboru "duszpasterskiego" spodziewając się, że tym sposobem uratuje nieomylność rzymskiego Papieża i Kościoła: "Nie możemy niczego zmienić w Soborze Trydenckim, podczas gdy Drugi Sobór Watykański był soborem duszpasterskim, który słusznie uniknął angażowania się w dogmatyczne definicje i dlatego mógł być tym, czym był" (23). Następnie przyszła kolej na wydarzenia z lat 1975-76. Ingerencje z Rzymu rozdrażniły abp. Lefebvre. Jego dzieło stanęło pod znakiem zapytania. To właśnie wtedy wyraził bardzo cierpkie opinie, które słyszeliśmy. Czy abp Lefebvre zgłębił poważne zagadnienia doktrynalne, nad którymi nie mógł się nie zastanawiać? Czy w końcu zrozumiał, że trzeba zerwać z soborową sektą? Czy w końcu zabrał się za wypełnianie swojego biskupiego obowiązku? W rzeczywistości, nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Abp Lefebvre nie zmienił się; jego słowa, to słowa wypowiadane na potrzebę chwili, w zależności od okoliczności (24). Dowodem na to jest fakt, że gdy tylko wszczęto pertraktacje z Pawłem VI, powrócił do łagodniejszych wypowiedzi dzięki czemu jego dzieło mogło rozwijać się w spokojnej atmosferze. Nieco później kilku kapłanów i seminarzystów – nie bardziej zwiedzionych przez Jana Pawła II niż przez Pawła VI – zaniepokoiło się kwestią papieża oraz uzasadnieniami działań abp. Lefebvre. Kolejny raz jego dzieło znalazło się w niebezpieczeństwie. Wówczas opublikował swoje "ostateczne" przemyślenia dotyczące tych palących tematów i oddalił wprowadzających zamęt. A kiedy Union pour la Fidélité dołożyła starań, by wskazać nielogiczności w uznawaniu Jana Pawła II za Papieża przy jednoczesnym nie słuchaniu go we wszystkim (25), arcybiskup wypuścił na arenę "teologów", którzy pośpieszyli z udoskonalaniem herezji dotyczącej zwyczajnego Magisterium Papieża i Kościoła, co w rzeczywistości było powtórzeniem dawnych protestanckich i gallikańskich herezji.

 

Tak więc abp Lefebvre nie przyjął wydarzeń – chcianych lub dopuszczanych przez Opatrzność od założenia Bractwa – jako okazji do poszukiwania prawdy, zebrania się w sobie i wypełnienia swych obowiązków biskupa, lecz potraktował je jedynie jako atak na jego dzieło. O różnorodności tych ataków świadczą jego wypowiedzi, sprzeczne ze sobą, ale mające jeden punkt wspólny: wszystkie pojawiły się w wyłącznym celu chronienia mrzonki, którą zdecydował się zrealizować wbrew wszystkiemu.

 

Czyniąc to, abp Lefebvre skrzywdził wielu ludzi, głównie tych katolików, którzy do zrozumienia potrzebowali pewnego czasu. Celem abp. Lefebvre było  raczej dobro jego dzieła, niż dobro Kościoła. Lecz wyrządzając krzywdę wiernym, którymi bez ograniczeń się posługiwał, a bez których Bractwo Św. Piusa X byłoby dzisiaj niczym, sam poniósł szkodę odmawiając przy wielu okazjach świadectwa wiary.

 

ODMOWA WYZNANIA WIARY

 

Abp Lefebvre zdawał sobie sprawę, jak sam to stwierdził, że Kościół przeżywa obecnie wyjątkowy kryzys, niewątpliwie najpoważniejszy w jego historii. Wiedział również, że głównym problemem jest prawowitość przywódców soborowego kościoła. Ciążyła na nim szczególna odpowiedzialność wskazania rozwiązania tego problemu, nie po to tylko by rozstrzygnąć o takim czy innym sposobie działania oraz odpowiedzieć na oczekiwania katolików, ale również by przed całym światem dać świadectwo, że soborowy kościół nie jest Kościołem Chrystusowym, że jego przywódcy są oszustami. Tak się stało, że abp Lefebvre rozważał tę kwestię. I tak, w liście wysłanym 6 października 1978 do czterdziestu kardynałów – w tym do Karola Wojtyły – napisał: "Papież, zasługujący w pełni na to miano, prawdziwy następca Piotra nie może deklarować, że poświęci się wprowadzaniu w życie Soboru i jego reform. Czyniąc tak, zrywa ze wszystkimi swoimi poprzednikami, a w szczególności z Soborem Trydenckim". Trudno byłoby o lepsze sformułowanie problemu i podstawę jego rozwiązania. Jednakże na dalszy jego ciąg trzeba było stale czekać, a okazja była wyjątkowa.

 

Ohydne przyzwyczajenie

 

Ogólnie rzecz biorąc, zanim abp Lefebvre rozwinął sam kilka błędnych lecz wygodnych tez lub ktoś inny zrobił to dla niego zawsze zadbał o to, by przedstawiając je móc się zaraz potem z nich wycofać, odsuwając je na odległą przyszłość lub powierzając je innym. Już w 1973 roku mówił: "Ach, ale czegóż oczekujecie? Musimy być posłuszni naszym biskupom, musimy być posłuszni papieżowi, musimy być posłuszni Rzymowi. Sam nie wiem: powiedziałbym, że nie chcę rozważać tych spraw, że pragnę zbawić swoją duszę, że pragnę osiągnąć życie wieczne, a wiara mi je wyjedna. Dlatego raczej wolę umrzeć niż porzucić moją wiarę. A cokolwiek sprzecznego z wiarą by mi mówiono – kategorycznie odrzucę" (26). W ten sam sposób wykręcał się w 1976 roku: "Od początku pontyfikatu Pawła VI przed sumieniem i wiarą każdego katolika stanął poważny problem. Jak może papież, prawdziwy następca Piotra, cieszący się asystencją Ducha Świętego kierować najgłębszą destrukcją Kościoła, rozgrywającą się w przeciągu tak krótkiego czasu, czego żadnemu herezjarsze nigdy nie udało się dokonać? Na to pytanie trzeba będzie pewnego dnia udzielić odpowiedzi, lecz pozostawmy ten problem teologom i historykom; rzeczywistość zmusza nas do praktycznej odpowiedzi zgodnie z radą św. Wincentego z Lerynu" (27). Odrzucenie tej próby, skandaliczne dla każdego chrześcijanina, a tym bardziej skandaliczne dla biskupa, wyziera kolejny raz z deklaracji, którą abp Lefebvre szeroko upowszechnił w listopadzie 1979 roku: "Błogosławieni ci, którzy żyli i umarli nie musząc zadawać sobie tego rodzaju pytań!" (28).

 

Inny przykład jasno ukazuje, że abp Lefebvre odmawiał wyznania wiary, aby lepiej zabezpieczyć doczesne powodzenie swego dzieła. Wiemy, że z atakowania soborowej deklaracji o wolności religijnej uczynił – jakże słusznie – swoją specjalność. Pomimo tego, pomimo tego... Na konferencji w Angers, 23 listopada 1980 roku abp Lefebvre oświadczył: "Musimy mieć nadzieję, że wraz z Papieżem Janem Pawłem II sprawy same się ułożą, ja wcale nie straciłem nadziei, że on te kwestie rozwiąże..." "Prosimy tylko, by, o ile to możliwe, nie roztrząsać zanadto teoretycznych problemów, by pozostawić na boku kwestie, które nas dzielą, takie jak na przykład wolność religijna. Nie jesteśmy zobowiązywani do rozwiązania tych wszystkich problemów teraz, czas przyniesie wyjaśnienie, rozwiązanie...". Trzeba jasno sobie uświadomić: Abp Lefebvre, który tak często głosił, że przyjęcie wolności religijnej wyznawanej przez Vaticanum II równałoby się zanegowaniu praw Chrystusa nad światem, sam nie proponuje niczego innego jak ukrycie Królewskiej godności Pana naszego pod korcem, jeśli tylko pozwoliłoby mu to na wejście w łaski soborowego kościoła. Lecz czy nie rozumiał on, że usiłując doprowadzić swe bezowocne pertraktacje do satysfakcjonującego zakończenia podporządkowuje wiarę katolicką powodzeniu swego dzieła?

 

Chwila prawdy

 

By zakończyć tę kwestię, musimy zrelacjonować również konfrontację abp. Lefebvre z Kongregacją Doktryny Wiary. Istotnie, abp Lefebvre chciał by a totnieować jącwego e 3.nudego posobie działania jak najbardziej ______________________________________________________________wszystkie elementy tej konfrontacji zostały zebrane w specjalnym numerze pisma Itinéraires i podane do publicznej wiadomości (29). Jako wprowadzenie, abp Lefebvre zacytował swą odpowiedź skierowaną do dawnego Świętego Oficjum oskarżającego go o dzielenie Kościoła: "Kiedy pomyślę, że jesteśmy w budynkach Świętego Oficjum, które jest wyjątkowym świadkiem Tradycji i obrony katolickiej Wiary nie mogę powstrzymać się od wrażenia, że jestem u siebie w domu i że to ja, którego nazywacie «tradycjonalistą» powinienem was osądzić. Tradycja wyobraża przeszłość tak niezachwianą jak ten budynek, liberalizm zaś nie ma żadnego fundamentu i przeminie. Pewnego dnia Prawda odzyska swoje prawa". Jak sam abp Lefebvre przyznaje, była to świetna okazja do osądzenia i potępienia soborowego kościoła i doprowadzenia do triumfu Prawdy.

 

Punktem kulminacyjnym konfrontacji była rozmowa prowadzona w dniach 11 i 12 stycznia 1979 roku. Musimy tu pokrótce opisać jak do niej doszło. Pierwszy list kardynała Šepera do abp. Lefebvre był datowany na 28 stycznia 1978 roku. Do tego listu dołączony był kwestionariusz, który abp Lefebvre wypełnił dnia 26 lutego. Jego odpowiedź została uznana za niekompletną, a 16 marca otrzymał kolejne żądanie wyjaśnień, które musimy tu przytoczyć niemal w całości:

 

"1. Odnośnie Ordo Missae:

a) katolik nie może poddawać w wątpliwość zgodności z doktryną wiary sakramentalnego obrzędu ogłoszonego przez Najwyższego Pasterza;

b) ...

c) ...

 

2. Wasze ogólne deklaracje (na temat autorytetu Drugiego Soboru Watykańskiego i Papieża Pawła VI) łączą się z praktyką, która prowadzi do postawienia sobie pytania: czy nie mamy do czynienia z ruchem schizmatyckim? W rzeczy samej, wyświęcacie kapłanów wbrew formalnej woli Papieża i bez «litterae dimissoriae» wymaganych Prawem Kanonicznym – czego nie zaprzestaliście po otrzymaniu suspensy a divinis – wysyłacie tych kapłanów do przeoratów, gdzie wykonują posługę bez upoważnienia miejscowego ordynariusza; wygłaszacie przemówienia mające na celu rozpowszechnianie waszych poglądów w diecezjach, w których biskupi nie udzielili wam pozwolenia; czy tego chcecie czy nie, wraz z kapłanami, których wyświęciliście zaczynacie tworzyć grupę, która przypuszczalnie stanie się dysydencką wspólnotą kościelną.

 

3. Uważacie, że wyświęceni przez was kapłani posiadają jurysdykcję udzielaną przez Prawo Kanoniczne w sytuacjach wyższej konieczności. Czy nie jest to sugestia jakoby prawowita Hierarchia przestała istnieć?

 

4. Papież posiada «supremam potestatem iurisdictionis» «non solum in rebus quae ad fidem et mores sed etiam in iis quae ad disciplinam et regimen Ecclesiae per totum orbem diffusae pertinent» (Concilium Vaticanum I, Constitutio Pastor Aeternus, DS 3064) (30), tak więc należne mu posłuszeństwo nie ogranicza się do kwestii doktrynalnych.

 

5. Przez wasze wypowiedzi na temat podporządkowania się Soborowi oraz posoborowym reformom Pawła VI – wypowiedzi pozostające w zgodności z całym postępowaniem, a zwłaszcza z nielegalnymi święceniami kapłańskimi – popadliście w poważne nieposłuszeństwo, które w logicznej konsekwencji prowadzi do schizmy".

 

Co byśmy nie sądzili o przymiotach i intencjach najemników nowego kościoła, musimy przynajmniej przyznać, że stawiają oni konkretne pytania. Czy można zakwestionować sakramentalny ryt ogłoszony przez Papieża? Jeżeli ten ryt jest obiektywnie wątpliwy, to czy człowiek, który go ogłosił może być Papieżem? Czy postępowanie podobne do postępowania abp. Lefebvre uznającego soborowych przywódców za prawowitych nie oznacza wyboru drogi do schizmy? Albo czy takie działanie nie zakłada, że prawowita władza przestała istnieć? Czy katolik może ograniczyć zakres swojego posłuszeństwa wobec Papieża jedynie do kwestii doktrynalnych? Naprawdę można stwierdzić, że powyższe pytania znacznie ułatwiły abp. Lefebvre zadanie.

 

Jak bardzo zadziwiające mogłoby się to wydawać, abp Lefebvre nie dbał o udzielenie odpowiedzi. Będąc dalekim od rozpatrzenia całego kwestionariusza punkt po punkcie, zadowolił się wysyłaniem paru "ogólnych refleksji na temat sytuacji Kościoła od Drugiego Soboru Watykańskiego..." i kilku "szczegółowych myśli". "Ogólne refleksje" nie dały odpowiedzi na pytania, ale były tylko powtórzeniem jego niezmiennych przemówień. Co do "szczegółowych myśli" to nie spełniły lepiej swego zadania. Uzasadniały nieposłuszeństwo wobec papieża przy wykorzystaniu encykliki Leona XIII Libertas praestantissimum kosztem pomieszania jednego, świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła z dowolną naturalną społecznością przy pominięciu cechy nieomylności.

 

Tak więc na takich podwalinach doszło do rozmowy 11-12 stycznia 1979 roku. Nie będąc w stanie przytoczyć tutaj całej debaty, ograniczymy się do przytoczenia dwóch pierwszych pytań modernistów oraz odpowiedzi jakich na nie udzielił abp Lefebvre. Są one najbardziej znamienne.

 

1. PYTANIE:

 

"Czy z tych zeznań mamy wnioskować (31), że według was, Papież przez ogłoszenie i wprowadzenie nowego Ordo Missae oraz ogół biskupów, którzy go przyjęli, założyli i zgromadzili wokół siebie wyraźnie nowy «soborowy» Kościół zasadniczo niezgodny z Kościołem katolickim?".

 

ODPOWIEDŹ ABP. LEFEBVRE:

 

"Chciałbym przede wszystkim zauważyć, że określenie «soborowy Kościół» nie jest moje lecz abp. Benelli, który zażądał w oficjalnej korespondencji, by nasi kapłani i seminarzyści podporządkowali się «soborowemu Kościołowi».

 

Uważam, że w koncepcji nowej Mszy, a nadto w całej Reformie Liturgicznej przejawia się duch modernistycznych i protestanckich dążności. Sami protestanci potwierdzają to i sam abp Bugnini domyślnie to przyznał stwierdzając, że Reforma Liturgiczna została podjęta w duchu ekumenicznym. (Mogę przygotować studium wykazujące, w jaki sposób dostrzec protestancką mentalność w nowym Ordo Missae)".

 

2. PYTANIE:

 

"Czy utrzymujecie, że wierny katolik mógłby myśleć i uważać, że sakramentalny obrzęd – w szczególności ryt Mszy – zaaprobowany i ogłoszony przez Papieża, mógłby nie być zgodny z Wiarą katolicką lub «favens hearesim»?".

 

ODPOWIEDŹ ABP. LEFEBVRE:

 

"Obrzęd ten sam w sobie nie wykłada katolickiej wiary w tak klarowny sposób jak dawne Ordo Missae, a w konsekwencji może sprzyjać herezji. Jednakże nie wiem, komu należałoby to przypisać, ani nie wiem czy Papież jest za to odpowiedzialny.

 

Co najbardziej zdumiewa to fakt, że Ordo Missae o posmaku protestanckim, a zatem «favens haeresim», mogło zostać ogłoszone przez rzymską Kurię".

 

Warto zwrócić uwagę na to jak powściągliwość odpowiedzi abp. Lefebvre kontrastuje z doniosłością zadanych mu pytań. Okazja była niepowtarzalna. Podczas gdy najemnicy nowego kościoła zwykle ograniczają się do niespójnych wypowiedzi, w tym szczególnym dniu zadawali pytania z nadzwyczajną precyzją. Czy było to z ich strony wynikiem pomyłki? Czy z drugiej strony, ośmieleni pisemnymi odpowiedziami – które prałat już do nich nadesłał – wiedzieli, że ustąpi i mieli nadzieję, że tym sposobem obrócą sytuację na swoją korzyść? Jakkolwiekby nie było, Opatrzność chciała, by te pytania zostały postawione; a siłą rzeczy należy zauważyć, że abp Lefebvre odmówił udzielenia odpowiedzi. Został wezwany do opowiedzenia się czy wraz z Vaticanum II narodził się nowy kościół czy też nie i czy ten kościół jest, czy też nie jest sprzeczny z Kościołem katolickim. Przepytywali go ci, którzy byli wilkami przebranymi za pasterzy. Odpowiedź jest prosta. Arcybiskup sam stwierdził, że to on powinien ich osądzać. A tymczasem, po wykonaniu piruetu – kilku niewyraźnych uwag na temat ducha reformy – wycofał się. Już po raz wtóry nowy kościół stawiając pytanie wydał na siebie wyrok potępienia. Czy rozsądny katolik mógłby utrzymywać, że Papież Świętego Kościoła mógłby promulgować to, co on, abp Lefebvre, tylokrotnie nazywał "mszą Lutra"? I po raz drugi się wycofał. Przez szacunek obowiązani jesteśmy uważać, że niewiedza, co do odpowiedzialności "papieża" za nowe "ordo missae" jest ignorancją udawaną, pożałowania godną ucieczką. Pytanie to nie mogło go zaskoczyć, gdyż było mu stawiane po raz trzeci na przestrzeni roku: rok na przygotowanie jedynie możliwej odpowiedzi. Czy jego fałszywi sędziowie zadziałali przez pomyłkę czy podstęp, faktem jest, że abp Lefebvre nie wypełniając swojego obowiązku sam się potępił tracąc prawo do osądzenia ich w imię wiary i w oczach wszystkich postawił się poza Kościołem. Faktem pozostaje, że odmówił wykonania tego, czego żądała od niego Opatrzność: wyznania wiary, dania świadectwa, że soborowy kościół nie jest Kościołem i że jego przywódcy to oszuści.

 

ZAŚLEPIENIE

 

Począwszy od odmowy wyznania wiary, sprawy zaczęły przybierać znacznie gorszy obrót. Owocem tego strasznego fiaska była deklaracja z 8 listopada 1979 roku, akt narodzin tego, co nazwać trzeba "lefebryzmem". Z jednej strony abp Lefebvre ślepo ignorował zarzuty, które stawiała mu katolicka doktryna (32), a z drugiej błogosławił wszystko, co sprzyjało jego własnemu uporowi.

 

Sam będąc ślepcem, prowadził innych ślepców. Jego doktrynalna świta składała się z bezwarunkowych zwolenników, niedopominających się o zasady, zręcznych w ich naginaniu, którzy ważyli i osądzali wszystko w relacji do jego praxis. Istnieją różne trendy, kwitnie doktrynalny zamęt, ale czy ma to jakieś znaczenie (?), byle tylko praktyki biskupa Lefebvre nie były kwestionowane. "Lefebryzm" wzbogacił się, w miarę upływu czasu, doktrynalnymi przyczynkami, pozornie bez większej spójności, z których wszystkie miały na celu oczyszczenie biskupa z wszelkich podejrzeń.

 

Mówimy to wyraźnie: miały na celu oczyszczenie biskupa z wszelkich podejrzeń. "Lefebrystyczni myśliciele" nie byli zainteresowani przedstawieniem elementów katolickiej nauki mogących poprzeć ich stanowisko. Nade wszystko chodziło im o obronę ich mistrza przed atakami prawdziwej doktryny i wynalezieniem ripost o pozornie tradycyjnym aspekcie.

 

I tak, w maju 1980 dostrzegliśmy pojawienie się protestanckich sofizmatów ks. Williamsona, potem w styczniu 1981 (33) gallikańskich proklamacji kanonika Berthod, alias P. René-Marie. W kwietniu ukazały się chaotyczne dywagacje zainspirowane teorią Rousseau na temat Prawa Kanonicznego autorstwa Rogera Lefebvre, potem komunikat o "świętym oporze" w maju, a w końcu, w lutym 1982 – oczekując czegoś lepszego – fałszerstwa Georgesa Saleta, alias Michela Martina. Zastanawiamy się, dlaczego abp Lefebvre nigdy bezpośrednio nie przykłada swojej ręki do wytwarzania tej przegniłej mieszanki najbardziej klasycznych herezji. Nawet podpisany przez niego komunikat, ukazał się całkiem wyraźnie jako praca ks. Coache. Czy był on świadomy wysoce sztucznego charakteru tych wytworów? Czy obawiał się kompromitacji swojego imienia w wytworach napisanych w duchu, który aż nazbyt wyraźnie nosił na sobie ślady złej woli? Tak czy inaczej abp Lefebvre ciągle je wspierał i zatwierdzał.

 

ANEKS

 

Dwie haniebne próby

 

Dla usprawiedliwienia tego niedopuszczalnego stanowiska, wszyscy stronnicy abp. Lefebvre przyjęli tę samą postawę: za wszelką cenę starali się sprowadzić oczywiste fakty do zwykłych hipotez, a najpewniejszą doktrynę do rangi prywatnych opinii, co następnie umożliwiło im demaskowanie naszej "nieznośnej" pretensji do posiadania prawdy. Tą drogą, każdy dochodził do granic swych możliwości i wyobraźni. Niektórzy z nich byli wybitnie uzdolnieni w zaawansowanej sofistyce. Mniej powszechna jest wiedza o tym, że abp Lefebvre sam dawał przykład. Zobaczmy jaki użytek robił on z logiki.

 

LOGIKA ABP. LEFEBVRE

 

Jeden z naszych przyjaciół, ksiądz Delmasure, posłał naszą książkę Le devoir des catholiques arcybiskupowi Lefebvre. Ten ostatni wkrótce potem odpowiedział mu w następujący sposób:

 

"Dlaczego upierasz się przy popieraniu tych którzy pogubili się w fałszywej logice z powodu nie przestudiowania przesłanek?

 

Uproszczenia są zwykle sprzeczne z rzeczywistością. Łatwo jest powiedzieć: oficjalnym kościołem jest kościół soborowy, soborowy kościół jest heretycki, a więc papież, który przewodniczy temu kościołowi jest heretykiem i nie jest papieżem".

 

"Istnieje pewien niuans pomiędzy stwierdzeniem, że soborowy kościół jest niekatolicki, a stwierdzeniem, że jest heretycki. Wielu biskupów, kapłanów i wiernych nie jest już katolikami, są oni liberałami, w większym lub mniejszym stopniu modernistami, ale mimo to nie są heretykami w kanonicznym sensie tego słowa. Żaden papież tego nie orzekł, nawet św. Pius X...".

 

"W pełni zgadzam się ze wszystkimi oskarżeniami wysuniętymi wobec Papieża i Watykanu, ale nie z wnioskiem z nich wyciągniętym. Wykracza on poza przesłanki" (34).

 

Zanim skomentujemy te zadziwiające stwierdzenia, przypomnimy stanowisko podtrzymywane w naszej książce, postawę całkowicie zgodną z katolicką nauką i faktycznym stanem sprawy:

 

"Pierwsza przesłanka większa" – Magisterium Powszechne rzymskiego Papieża, samodzielnie albo wraz z biskupami z nim zjednoczonymi na soborze, jest nieomylne.

 

"Pierwsza przesłanka mniejsza" – Paweł VI, samodzielnie i na soborze, korzystał z wszystkich pozorów takiego magisterium; podobnie Jan Paweł II, który kontynuował jego dzieło.

 

"Pierwszy wniosek i druga przesłanka większa" – Według wszelkich zewnętrznych pozorów, ich nauczanie jest zatem nieomylne.

                                                                        

"Druga przesłanka mniejsza" – Istnieje sprzeczność między treścią tego, czego uczyli albo nakazywali Kościołowi powszechnemu, a doktryną uprzednio zdefiniowaną w sposób niereformowalny.

 

"Wniosek ogólny" – Pod warunkiem, że 1 główna przesłanka pochodzi z wiary, wynika stąd wniosek, że nauczanie Vaticanum II ogłoszone i wprowadzane przez Pawła VI i potwierdzone przez Jana Pawła II nie jest nauczaniem Kościoła oraz że ani Paweł VI ani Jan Paweł II nie mogą być uznawani za papieży.

 

To, co abp Lefebvre przedstawia jako nasz sylogizm nie ma zupełnie nic wspólnego z tym co powyżej przeczytaliśmy:

 

"Przesłanka większa" – Oficjalny kościół to kościół soborowy.

 

"Przesłanka mniejsza" – Soborowy kościół jest heretycki.

 

"Wniosek" – A zatem papież, który przewodniczy temu kościołowi jest heretykiem i nie jest papieżem.

 

Nieuczciwość jest tak rażąca, że nie potrzeba tu żadnego komentarza. Jednakże, bądźmy wielkoduszni i puśćmy to płazem. Ostatecznie, mimo bardzo nieprecyzyjnego sformułowania, rozumowanie, które abp Lefebvre nam przypisuje nie jest tak bardzo mylne. Niewątpliwie to ono tak wzbudza jego zrozumiałe oburzenie. Czy przesłanka większa jest fałszywa? Czy fałszem jest identyfikowanie "oficjalnego kościoła" z "kościołem soborowym"? Wydaje się jasnym, że organizacja, która oficjalnie przybiera formę katolickiego Kościoła – lecz tak naprawdę tylko obłudnie się pod niego podszywa – rzeczywiście jest tym, co jej przywódcy ochoczo nazywają "kościołem soborowym". Sam abp Lefebvre często im to zarzucał. I na odwrót, ten "soborowy kościół" w oczach świata posiada wszelkie oficjalne pozory.

 

Czy zatem przesłanka mniejsza jest fałszywa? Właśnie to biskup chce nam dowieść: "Istnieje rozróżnienie pomiędzy stwierdzeniem, że soborowy kościół jest niekatolicki, a stwierdzeniem, że jest heretycki". I jest to prawdą. Nie jest on koniecznie tylko heretycki; być może jest on również schizmatycki, albo apostatyczny, a najprawdopodobniej posiada wszystkie te trzy cechy jednocześnie. Lecz nie to próbuje nam powiedzieć abp Lefebvre: "Wielu biskupów, kapłanów i wiernych nie jest już katolikami, są oni liberałami, w większym lub mniejszym stopniu modernistami, ale mimo to nie są heretykami w kanonicznym sensie tego słowa". I dodaje tę głęboką uwagę – chodzi o, jak przeczytaliśmy, dzisiejszych modernistów: "Żaden Papież tego nie orzekł, nawet św. Pius X".

 

Pewne jest, że żaden papież nie oświadczył, że ludzie nowego kościoła są heretykami w kanonicznym rozumieniu tego słowa. Jeśliby nawet udzielony im został dar prorokowania, to nie wyraziliby tego tymi słowami. W rzeczywistości modernista, tak jak luteranin, jak nestorianin, nie jest heretykiem w kanonicznym sensie tego słowa, aż do momentu, gdy uporczywie nie przylgnie do błędów, które głosi. Tak więc dzisiaj nie wszyscy, którzy są po stronie nowego kościoła są bezwzględnie heretykami w kanonicznym rozumieniu, to znaczy nie są poza Kościołem.

 

Lecz jeśli żaden papież tego nie orzekł, to również żaden papież nie potwierdził czegoś przeciwnego, to znaczy, że nie będąc katolikiem można jednak pozostawać wewnątrz Kościoła. Cóż zatem abp Lefebvre chciał nam powiedzieć? Być może jego pióro wyprzedziło myśl; być może napisał "nie są już katolikami", podczas gdy myślał "nie są już w pełni katolikami". Bądźmy po raz kolejny dobroduszni i przymknijmy na to oko. Ale wówczas jeszcze bardziej zaskakujący jest wniosek jaki arcybiskup wyciąga, a który z pewnością wykracza poza przesłanki. W jego opinii, jak również w naszej, "wielu biskupów, kapłanów i wiernych nie jest już (w pełni) katolikami, są oni liberałami, w większym lub mniejszym stopniu modernistami, ale mimo to nie są heretykami w kanonicznym sensie tego słowa". Ale wówczas, co z innymi? Z tymi, którzy uporczywie trwają w swoich błędach? Z tymi, którzy dopuścili się publicznej apostazji? Ci z pewnością są heretykami w kanonicznym rozumieniu tego słowa. Papieże – nawet św. Pius X – i prawo kanoniczne przewidzieli ich przypadek: "Każdy, kto by po otrzymaniu chrztu, zachowując miano chrześcijanina, uporczywie zaprzeczał albo poddawał w wątpliwość jedną z tych prawd, w które trzeba wierzyć boską i katolicką wiarą – jest heretykiem" (35).

 

Niewątpliwie abp Lefebvre był tego świadomy. Dlaczegóż zatem musi, jakby dla przyjemności, wypaczać nasze stanowisko, a wraz z nim naukę katolicką, którą powyżej ponownie przedstawiliśmy? Rozważmy przez chwilę następujący fakt: nasza książka nie stała się przedmiotem żadnego publicznego komentarza ze strony głównych obrońców ruchu "tradycjonalistycznego". Wszyscy oni potraktowali ją jak gdyby nie istniała. Abp Lefebvre uczynił to samo, przynajmniej publicznie. List, który powyżej zacytowaliśmy był wyjątkiem, lecz była to prywatna korespondencja, a nawet mimo to nie wspomina wyraźnie tytułu pracy! Metodą "odparcia zarzutów" wyprodukował tylko kilka sofizmatów przedstawionych w formie twierdzeń. Taka postawa jest haniebnym wykręceniem się od obowiązku, ale również niechlubnym przyznaniem: biskup bardzo dobrze znał podstawę zagadnienia, jedyną, jaka obecnie może stanąć przed sumieniami tych, którzy nadal są katolikami. Jednak uparłszy się by go uczciwie nie poruszać i uwolnić się od tego, co go niepokoiło, jako pierwszy gotów był do skorzystania z logiki kłamstwa. Abp Lefebvre chciał nas zdyskredytować, lecz sam się zhańbił. Nie jest on niestety jedyny.

 

ZWOLENNIK MAGISTERIUM

 

Spośród tych, którzy popierali niespójne wypowiedzi abp. Lefebvre, przywołamy nazwisko G. Saleta, który pod pseudonimem Michel Martin, wydawał wielokrotnie powielane pismo De Rome et d′ailleurs. Nr 26 tego pisemka, zaledwie się pojawił, został entuzjastycznie przyjęty przez lefebrystów oraz parę innych osób, które rychło przywitały z radością to mistrzowskie rozprawienie się z naszą książką. Mieliśmy już okazję ukazać ile ta praca jest warta (36), toteż nie będziemy do niej wracać. Zwrócimy jedynie uwagę na jeden punkt, który świadczy o nadzwyczajnej przebiegłości tego inżyniera teologii G. Saleta (37).

 

Według niego, pomyliliśmy się zasadniczo stwierdzając, że nauczanie Pawła VI, a wraz z nim soboru, przybrało pozory powszechnego magisterium Kościoła. Dlaczego? Po prostu dlatego, że wbrew najoczywistszym przejawom, Paweł VI i jego sobór zupełnie niczego nie nauczali. A to dopiero kopernikańskie odkrycie Vaticanum II! Pod każdym dokumentem ogłoszonym na uroczystej sesji przez J.B. Montiniego, nie mniej uroczysta formuła oznajmiała wolę Pawła VI nauczania Kościoła powszechnego, ale mamy ją zlekceważyć oraz zmusić się do uznania za niejasne tego, co jest oczywiste: "... To wszystko, co wyrażone zostało w niniejszej Konstytucji dogmatycznej, w całości i w poszczególnych punktach zyskało uznanie Ojców Soboru. My zaś, na mocy udzielonej Nam przez Chrystusa władzy apostolskiej, wraz z Czcigodnymi Ojcami w Duchu Świętym  zatwierdzamy, postanawiamy, ustalamy i nakazujemy, by to co zostało uchwalone na Soborze, zostało ogłoszone na chwałę Boga. W Rzymie, u Świętego Piotra, dnia 21 listopada roku 1964, Ja, Paweł, Biskup Kościoła katolickiego" (38). To jednak wyrażenie jeszcze nie wystarcza, by powstrzymać naszego miłośnika paradoksu od następującego komentarza: "Paweł VI oraz sam sobór na różne sposoby okazywali wolę, nie obligowania wiernych do przyjęcia soborowego nauczania" (39). Znakomita asekuracja, którą G. Salet przywołuje na poparcie swych tez uciekając się do kolejnego sofizmatu, którego istota jest następująca: "Aby mówić o nieomylności, trzeba mieć adekwatne zamanifestowanie (wyraźne albo domniemane, lecz wystarczające) woli Magisterium nałożenia na cały Kościół wiążącego go zobowiązania". Aż do tego miejsca, nie ma żadnych nieporozumień; G. Salet wyważa otwarte drzwi: "Wolę tę we wszystkich ekumenicznych soborach, aż do Vaticanum II wyraża bardzo wyraźnie krótka, lecz potężna formuła «Anathema sit»". Doskonale, ale gdzie to nas zaprowadzi? U dołu strony, gdzie jest o tym mowa, G. Salet oświadcza, że "encyklika typu, Quanta Cura jest nieomylna (ponieważ zawierała potępienia). Czy, wobec tego, inne encykliki pozbawione są nieomylności, dlatego że nie zawierają żadnych potępień? Czy promulgowanie przez św. Piusa V Mszału rzymskiego jest omylne, ponieważ zupełnie niczego nie potępia? Doprawdy osobliwa to koncepcja, by pozbawiać rzymskiego Papieża prawa pozytywnego nauczania prawdy, albo przynajmniej gwarancji, że faktycznie jest to nauczanie Samego Chrystusa.

 

Naturalnie, G. Salet dostarcza nam ostatecznych "dowodów" swoich twierdzeń. Zwróćmy uwagę na co się powoła, ażeby dowieść, że Vaticanum II nie tylko nie miało intencji nauczania Kościoła powszechnego, lecz co więcej, pomimo uroczystych promulgacji, posiadało wyraźną wolę, by nie nauczać? Otóż, to bardzo proste, na cztery deklaracje ogólnej natury, nie mające nic wspólnego z tematem. Przed otwarciem soboru Jan XXIII powiedział, że pragnie "użyć raczej leku miłosierdzia niż oręża rygorów", a Paweł VI zawtórował mu w Ecclesiam Suam: "[Kościół] może postawić sobie za cel wyszukiwanie zła, które się w świecie panoszy, i publicznie go potępiać... Wydaje się nam jednak, że Kościół... może nawiązać ze społeczeństwem takie stosunki, które lepiej oddają istotę dialogu". Z tych tekstów, które stanowią zbiór deklaracji intencji głównych aktorów Vaticanum II, G. Salet dedukuje jakoby, Paweł VI nie zamierzał nauczać Kościoła powszechnego. Jesteśmy sami zdumieni, znając wysiłki czynione przez tego człowieka, by narzucić wszystkim katolikom swoją utopię poprzez użycie i nadużycie stosownych dla jego urzędu uprawnień. W rzeczy samej, G. Salet jest gotów użyć wszelkich argumentów na poparcie swojej teorii. Czy zdaje sobie sprawę, że przekracza granice przyzwoitości? W każdym razie jego praca kończy się niejasno: "Jest najzupełniej pewne, że w porównaniu z dwudziestoma poprzednimi soborami ekumenicznymi, Vaticanum II jest przypadkiem atypowym" (Atypowy sobór? Dużo bardziej atypowy jest sposób rozumowania naszego fantazyjnego zwolennika). "Jest to ewidentnie zaskakujące i a priori trudne do przyjęcia", "ale wynika to wprost z katolickiej doktryny". Na tym pozostawmy tego Mistrza, by mógł sobie sam przyznać certyfikat doskonałej ortodoksji i już więcej o tym nie mówmy. Tego typu błazeństwa hańbią swoich autorów.

 

Ks. Nöel Barbara

 

Z języków francuskiego i angielskiego tłum. Iwona Olszewska i Mirosław Salawa

 

–––––––––––

 

Przypisy:

(1) Gdy w wyjątkowych okolicznościach dusza mająca dobrą wolę zetknie się z czymś, co przedstawia trudność dla jej wiary, trudność której złośliwość podważa wiedzę z prawd wiary posiadaną przez duszę, instynkt wiary zaczyna działać i pozwala duszy przezwyciężyć ową trudność. Dusza przezwycięża to nie za pomocą rozumu (czego nie jest w stanie dokonać) lecz nadprzyrodzonym odruchem, instynktem wiary, będącym normalną reakcją u tych, którzy są pobudzani Duchem Jezusa. Gdy trudność zostanie raz przezwyciężona, a instynkt spełni swoją rolę, to jego wyraźne działanie ustaje. Dusza, zakosztowawszy boskiej prawdy, musi następnie działać samodzielnie, by lepiej przyswoić tę przelotnie spostrzeżoną prawdę, oświecając swą wiarę poprzez studia doktryny i przez rozwijanie swej cnoty wykonywaniem aktów wiary.

 

(2) Deklaracja z 21 listopada 1974 roku.

 

(3) Gardons la foi (Zachowajmy wiarę), St. Gabriel 1974.

 

(4) Un évêque parle (Biskup przemawia), DMM 1974, s. 208.

 

(5) Lettre aux amis et bienfaiteurs (List do przyjaciół i dobroczyńców), nr 18, niedziela Quasimodo 1980.

 

(6) List do Jana Pawła II, 24 grudnia 1978.

 

(7) Cokolwiek by arcybiskup nie mówił, to dzikie seminaria, święcenia bez zezwolenia, bierzmowania i spowiedzi bez jurysdykcji są praktykami sprzecznymi z tym, co zawsze czynił Kościół. Z wyjątkiem heretyko-schizmatyków, którzy nie uznają katolickiego Kościoła za jedyną arkę zbawienia i nie należą do niego, nigdy żaden biskup ani święty nie otwierał seminarium, uniwersytetu, miejsca kultu, nawet prywatnego, ani nie udzielał sakramentów bez uprzedniego zezwolenia ordynariusza, a tym bardziej nie czynił tego lekceważąc jego zakazy, bez wcześniejszego ujawnienia jego herezji, a w konsekwencji publicznego działania, jak to w swoim czasie uczynił św. Atanazy.

 

(8) Pisemna odpowiedź do Kongregacji Doktryny Wiary, 13 stycznia 1979.

 

(9) Deklaracja z 21 listopada 1974.

 

(10) Cor Unum, nr 1, s. 6.

 

(11) Lettre aux amis et bienfaiteurs, nr 9, 3 września 1975.

 

(12) Deklaracja z 21 listopada 1974.

 

(13) Odpowiedź do Kongregacji Doktryny Wiary, w czasie rozmów 11-12 stycznia 1979.

 

(14) Le coup de Maître de Satan, St. Gabriel, s. 12.

 

(15) Komunikat dla agencji France-Presse, 12 lipca 1976.

 

(16) Lettre aux amis et bienfaiteurs, nr 14, 19 marca 1978.

 

(17) List do pani T., z 15 marca 1974. List ks. Coache do ks. Nöela Barbary z 21 lutego 1974 jest dosyć instruktywny: "Najgorszą rzeczą jest kwestia Mszy. On wcale nie lubi ks. de N. (powtórzył mi to ponownie i powiedział, że nie ma z nim żadnych kontaktów); jednak ich stanowiska są prawie takie same; w rzeczy samej, abp L. przedstawił mi swój punkt widzenia: lepiej mieć nową mszę, niż nie mieć mszy w ogóle; by nie ryzykować utraty wiary, bezpieczniej jest pójść na nową mszę, niż nie pójść w ogóle. Sprawia wrażenie, że nie chce roztrząsać tej sprawy. Ja zresztą, otrzymuję ostatnio dużo listów od korespondentów, którzy są zgorszeni postawą Mgr. L.". Na szczęście dla ich wiary, kapłani i wierni, którzy od wielu lat próbowali już wszystkiego, by uratować mszę, nie poszli za radą abp. Lefebvre. Gdyby to zrobili, to zresztą szybko zostałby sam. Możemy dodać, że odnośnie nowej mszy, abp Lefebvre wiedział jak połączyć czyny ze słowami i dać przykład. 30 czerwca 1980 roku, przy okazji pogrzebu członka swej rodziny, wraz z ks. Simoulin aktywnie uczestniczył we "mszy Lutra", całkowicie według nowej modły.

 

(18) Le Figaro, 4 sierpnia 1976.

 

(19) List do Jana Pawła II, 24 grudnia 1978.

 

(20) Deklaracja z 8 listopada 1979.

 

(21) France-Soir, 4 sierpnia 1976.

 

(22) Le Figaro, 4 sierpnia 1976.

 

(23) Gardons la foi, St. Gabriel 1974, s. 25. Abp Lefebvre dodaje uwagę, której teologiczną głębię każdy może docenić: "Gdyby papież zwołał dogmatyczny sobór, Duch Święty ochroniłby go swoją asystencją, i to wszystko nie mogłoby się wydarzyć; raczej sprawiłby, że bomba atomowa spadłaby na bazylikę św. Piotra... cóż poradzić, było to niemożliwe". Nieomylność Kościoła chroniona za pomocą bomby atomowej jest teologiczną opinią, zdecydowanie bardzo na czasie, ale z pewnością niegodną biskupa.

 

(24) We wcześniej wspomnianej odpowiedzi skierowanej do Kongregacji Doktryny Wiary abp Lefebvre w ten sposób "uzasadnia" swoje wypowiedzi: "Jeśli w moich przemówieniach użyłem nieco radykalnych sformułowań, to trzeba to przypisać literackiemu stylowi". "Kościół schizmatycki", "kościół heretycki" – literacki styl prałata z Ecône jest dość dosadny, ale wycofanie się z niego jest zupełnie godne pożałowania.

 

(25) W Combat de la Foi z 25 marca 1982 roku, ks. Coache rozróżnia między "nieposłuszeństwem wobec konkretnych dekretów, a odmową uznania zasady posłuszeństwa wobec Papieża" (jego podkreślenie), aby lepiej potwierdzić, że w praktyce stosuje tylko to pierwsze. Czy ks. Coache żartuje? Bardzo chcielibyśmy wiedzieć, w czym jest on posłuszny Janowi Pawłowi II. W rzeczywistości, podobnie jak wielu jego zaprzyjaźnionych "tradycjonalistycznych przywódców", jest nieposłuszny we wszystkim... z wyjątkiem kwestii honorariów za msze. To bardzo wątły grunt, by mógł stanowić model posłuszeństwa. Hipokryzja ks. Coache nie wystarcza by ukryć jego rzeczywistą "odmowę uznania zasady posłuszeństwa wobec Papieża".

 

(26) Gardons la foi, St. Gabriel 1974, s. 24. Nie można nie dostrzec luterańskiego charakteru tej wypowiedzi: gwarantem wiary, "latarnią Prawdy" jest Rzym, tzn. żywe Magisterium realizowane głównie przez Papieża, a nie indywidualne sumienie, nawet biskupa.

 

(27) Le Figaro, 4 sierpnia 1976.

 

(28) "I owszem, błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go" (Łk. XI, 28).

 

(29) Mgr. Lefebvre et le Saint-Office (Mgr. Lefebvre i Święte Oficjum), nr 233, maj 1979. Pochodzą stamtąd wszystkie przytoczone cytaty.

 

(30) Papież posiada "najwyższą władzę jurysdykcji" "nie tylko w rzeczach wiary i moralności, lecz także w tym, co dotyczy karności i rządzenia Kościołem na całym świecie".

 

(31) Kilka wypowiedzi abp. Lefebvre podano wcześniej.

 

(32) "Pragnę uniknąć wszelkich kontrowersji w tej sprawie. To dlatego nie odpowiadam na żaden list dotyczący dyskusji na te tematy. Uważam, że mam dosyć pracy z wrogami Kościoła, żeby jeszcze tracić czas dla tych, którzy będąc kiedyś współpracownikami, obecnie zwą się naszymi nieprzyjaciółmi" (list do ks. Siegela, 1 października 1981). Zauważmy, że pragnienie pozostania katolikiem oznacza zakwalifikowanie się do kategorii wrogów abp. Lefebvre.

 

(33) Por. Una Voce Helvetica, styczeń 1981. Cytujemy tylko parę słów: "Zgodność z Tradycją jest zatem podstawowym warunkiem dla nieomylności zwyczajnego Magisterium". Kanonik Berthod czuje się jeszcze zobligowany do dodania następującej definicji: "Nie oznacza to podporządkowywania Magisterium swobodnym badaniom...".

 

(34) List z 12 lutego 1982.

 

(35) Kanon 1325, par. 2.

 

(36) Zobacz Forts dans la Foi, Dodatek do nr 9 NS.

 

(37) De Rome et d'ailleurs, nr 26, s. 17.

 

(38) Formuła kończąca soborowe konstytucje i deklaracje (tu z Lumen Gentium).

 

(39) Ten nonsens przedstawiony został na s. 18, nr 27 tego samego pisma.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2008

Powrót do spisu treści tekstu ks. Noëla Barbary pt.
ECÔNE - koniec, kropka

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: