DROGA DO NIEBA

 

KARDYNAŁ JAN BONA OCIST.

 

––––––

 

ROZDZIAŁ VI.

 

O łakomstwie. Jego cechy. Porównanie bogatego z ubogim. Próżność i zawód w bogactwach.

 

1. To najprzód poznaj, czym się najbardziej zwykło usprawiedliwiać łakomstwo, ażebyś uwieść się nie dał; tai się bowiem, i nie znajdziesz nikogo, kto by się przyznał do niego. Ten zbiera bogactwa, ażeby sobie i dzieciom dobry byt zapewnił; ten, ażeby mógł wspierać potrzebujących; ten, ażeby je mógł na pobożne uczynki obracać. Żaden z nich jednak nie wydaje zgromadzonych dostatków, owszem, coraz więcej zgromadza; a gdy na zbieraniu czas trawi, przechodzi życie, w którym miał zgromadzonych zbiorów używać. Jako gorączki nie ugasi woda, którą spragniony widzi w strumieniu, póki nią nie orzeźwi swych piersi; tak łakomiec niczym się nie nasyci, bo w duszy jego pali się ogień łakomstwa, którego żadne bogactwa, żadne skarby nie zagaszą. Duszę, która Boga może ogarnąć, sam tylko Bóg zapełnić zdoła.

 

2. Zgromadź łakomco całego świata bogactwa. Niech cię los więcej jak Salomona ubogaci. Marmurem wyściel podłogi, złotem obij ściany, diamentami sklepienia pałacu nasadź. Choćbyś mógł po skarbach deptać, choćbyś najpierwszych mistrzów posągi i obrazy zgromadził; choćbyś wszystko, co tylko sztuka usłużna zbytkom wypracowała, posiadał: coraz więcej i więcej żądać będziesz. Żądze naturalne mają kiedyż tedyż swoje granice; a te, które się z fałszywej opinii rodzą, nigdy nie mają miary i końca.

 

Cóż ci po tych skrzyniach złotem wypełnionych, cóż ci po tych zboża zapasach, jeżeli nie to liczysz, coś zebrał, ale, co zebrać pragniesz? Całego świata za mało temu, czyjego łakomstwa świat cały nie nasyci. A gdybyś rozważył, ile złego bogactwa ciągną za sobą i jakie nam wyrywają z rąk dobra, o! poznałbyś bez wątpienia, jak są prawdziwe słowa Apostoła: źródłem wszelkiego złego jest łakomstwo. Z niego to zdrady i wojny, z niego krzywoprzysięstwa i podejścia się rodzą. Niech ustanie łakomstwo, a niezgody nie będzie; niech ustanie łakomstwo, a chęć wyniesienia się zniknie. Skąd tylu złoczyńców na lądzie, tylu zbójców na morzu, tyle zamieszek w miastach, tyle oszukaństwa w życiu potocznym, tyle niesprawiedliwości w sądach, jeżeli nie z łakomstwa?

 

3. Porównaj, jeżeli chcesz, ubogiego z bogatym; spojrzyj na jednego i drugiego oblicze. Bogatego trawią zgryźliwe troski, a na zachmurzonym czole wewnętrzny się smutek przebija; kiedy na wesołym obliczu ubogiego serdeczna maluje się pogoda. Bogaty wpośród klęsk do żywego dojmujących dręczy się odmianą szczęścia; kiedy wolny od zmartwień umysł ubogiego, słodyczą wewnętrznego pokoju się napawa. Tamten chciwością zbiorów dręczony, bojaźnią straty nieszczęśliwy, na wszelkie zmiany losu narażony, im więcej ma, tym więcej pragnie. Ten, w ubóstwie bogaty, przestając na małym, niczego się nie lęka; bo nic nie ma, do czego by dusza jego przylgnęła, co by mu wydartym być mogło. Jakże wesoły dzień, jak spokojna noc ubogiego! albowiem bogaty, chory moralnie, gdzie się obróci, nosi z sobą swoją chorobę, zewsząd cierniami otoczony. Lecz śmiertelny to sen, w którym człowiek nawet kolców nie czuje.

 

4. Słuchaj nieszczęśliwy, którego łakomstwo jest nienasycone! choćby się po końcach świata twoje pałace wznosiły, choćbyś niezmierne stosy złota zgromadził, choćby się aż za morze twoje posiadłości rozciągały, przyjdzie jednak, przyjdzie dzień od wieków naznaczony, w którym to wszystko, chociaż niechętnie i nie bez żalu, razem z życiem opuścisz. Przeminie i zniknie to, co cię o zgubę przyprawi. Wtenczas dopiero poczujesz, jak liche rzeczy ceniłeś, podobny do owych dzieci, którym się każde cacko skarbem wydaje. Ich bawią znalezione nad brzegiem kamyczki i błyszczące się szkiełka; tobie bryły złota i rzadkie kamienie głowę zawracają. Nie mówię, żebyś się miał wyzuwać z bogactw, kiedyś się bogatym urodził; lecz żebyś ich nikomu nie wydarł, z cudzą krzywdą nie zbierał, bez niesprawiedliwych zysków, bez niepomiarkowanych zabiegów. Niech one do domu twego, ale nie do duszy wchodzą. Bądź gotów nie mieć ich, kiedy się tak Bogu podoba. Ten jest prawdziwie bogaty, kto nie potrzebuje bogactw. Nie czekaj, żeby zły człowiek, albo przygoda, wydarła ci to, co posiadasz. Obojętnie na rzeczy zewnętrzne patrząc, sam sobie odejmuj to, co inni odjąć ci mogą. Będziesz niezależnym od nich, jeżeli je nie za swoje uważać będziesz.

 

5. Naucz się unikać okazałości, a odzienie i pożywienie twoje niechaj się nie do prawideł świata, ale do obyczajów chrześcijańskich stosuje. Ubóstwo przy oszczędności w bogactwo się zamieni. Natura na małym przestaje, byle tylko głodu, pragnienia i zimna nie cierpieć. I bez marmurów mieszkać, i bez bławatów odziać się możesz. Czyż nie ugasisz pragnienia, jeżeli kubek, którym pijesz, kryształowy albo złoty nie będzie? Czyż nie odkroisz chleba, jeżeli na oprawie noża perły lub kość słoniowa nie świeci? Czyż w prostej miednicy rąk twoich nie umyjesz? Czyż koniecznie ma być misternej roboty lampa, żeby ci światło dawała? Ten jest niewolnikiem złota, kto sądzi, że mu złoto wartości doda. Jakżeby lepiej było, polubić prawdziwe bogactwa, które lepszym człowieka czynią, których żadna zmiana losu i sama śmierć nie wydrze. Czegóż się lękasz ubóstwa, gdy w sobie całe królestwo nosisz? Królestwo Boże w nas jest. Chroń się za innym dobrem gonić. Szukaj swego własnego dobra. Sam Bóg tylko jest dobry. Ten twoim dziedzictwem i twoim panowaniem niech będzie, który wszelkich dóbr i wszelkich skarbów jest źródłem. Świat u tego niczym, u kogo Bóg jest wszystkim.

 

6. Wszystko, co świat nazywa świetnym i wielkim, czymże jest, jeżeli nie próżnością, prochem i niczym? Czegóż się dziwisz, widząc człowieka, na którym świeci szkarłat i złoto? którego tłum służalców otacza? To zbytki. Popisują się nimi bogacze, lecz ich na zawsze posiadać nie będą; a one, jakkolwiek drogie im były, przeminą. Nie w starożytnych filozofów szkole, nie u krzyża Chrystusa, ani w odwiecznych Boga wyrokach, lecz od samych niewolników próżności, tę naukę wyczerpnąłem. Patrz, oto Aman bogactwy, potęgą i dostojeństwy nad śmiertelnych się wyniósł. Zwołuje wielbiące go tłumy i "zdaje się, jakbym nic nie miał, rzecze, póki przed progiem królewskiego pałacu widzieć Mardocheusza będę". Jakie zaślepienie i próżność! Czytałem i słyszałem nieraz, że wszystko jest niczym w porównaniu z tym dobrem, którego matką jest cnota, a piastunką wieczność. Ale u nas to dobro cenę swoją straciło; przy znikomości, niczym się nam być zdało.

 

Nic wielkiego nie dokażesz, gdy tym, co jest nikczemne, nie wzgardzisz. Trzeba z siebie, z jakiejś skłonności swojej, ofiarę uczynić: pohamować chciwość i niby związać jej ręce, ażebyś się nauczył szacować ubóstwo, i każdą rzecz podług jej prawdziwej wartości cenić. Bez trudności pogardzisz wszystkim, jeżeli zawsze pamiętać będziesz na śmierć.

 

–––––––––––

 

 

Droga do nieba. Dzieło kardynała Bony, w rodzaju Tomasza à Kempis, tłumaczone z łacińskiego przez X. A. S. Krasińskiego Biskupa Wileńskiego, Ś. Teologii Doktora. Wydanie drugie. Wilno 1863, ss. 36-42.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXV, Kraków 2015

Powrót do spisu treści dzieła kard. Jana Bony pt.
DROGA DO NIEBA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: