KATOLICYZM I PROTESTANTYZM

 

w stosunku do

 

CYWILIZACJI EUROPEJSKIEJ

 

KS. JAKUB BALMES

 

PRZEŁOŻYŁ

 

KSIĄDZ STANISŁAW PUSZET

 

WIKARIUSZ KOŚCIOŁA ARCHIKATEDRALNEGO WE LWOWIE

 

––––––––

 

Rozdział X

 

 

JAKA JEST PRZYCZYNA, ŻE PROTESTANTYZM DOTYCHCZAS ISTNIEJE?

 

Po przeprowadzeniu dowodu wewnętrznej protestantyzmu słabości, mimowolnie nasuwa się to pytanie: Jeżeli protestantyzm z winy wewnętrznego składu swojego tak bardzo jest słabym, jakim sposobem zdołał się dotychczas utrzymać? Kiedy w łonie swoim zaród śmierci nosi, jak mógł stawić czoło tak potężnym nieprzyjaciołom: z jednej strony katolicyzmowi, a z drugiej bezreligijności i ateizmowi? By odpowiedzieć na te pytania, pod dwoma względami należy protestantyzm uważać: jako wiarę ściśle określoną i jako zbiór sekt, które pomimo swych między sobą różnic, zgadzają się w nazwie: "chrześcijańskich" i zachowują cień Chrystianizmu, odrzucając jednozgodnie powagę Kościoła. Pod tymi dwoma względami trzeba koniecznie protestantyzm uważać, gdyż sami jego założyciele, usiłując zniszczyć powagę i dogmaty Kościoła rzymskiego, starali się utworzyć jakieś ciało nauki i złożyć skład wiary. Protestantyzm pod pierwszym uważany względem znikł już prawie zupełnie, a raczej zaginął przy swym narodzeniu, lub nawet nigdy nie istniał. Prawda ta jasno wypływa, z tego com poprzednio już mówił o zmianach protestantyzmu w obecnym stanie jego, w różnych Europy krajach. Czas jasno dowiódł, jak dalece oszukali się rzekomi reformatorowie, pragnąc, że się słowami pani Staël posłużę, postawić słupy Herkulesa dla ducha ludzkiego.

 

I rzeczywiście, któż dzisiaj broni nauki Lutra albo Kalwina? kto szanuje granice przez nich położone? Gdzież jest kościół protestancki, któryby się odznaczał gorliwością w zachowaniu jakiegoś dogmatu? Który protestant wierzy dziś jeszcze w boskie posłannictwo Lutra, któren uznaje, że papież jest antychrystem? Kto między nimi czuwa nad czystością dogmatów, kto z nich się opiera potokowi sekt? Czyż czuć w ich pismach siłę przekonania i gorącą miłość dla prawdy? Jakaż to ogromna różnica, jeśli z kościołem protestanckim porównamy Kościół katolicki. Zapytajmy ten ostatni o jego dogmaty, a usłyszymy z ust następcy Piotra Piusa IX odpowiedź jaką Luter z ust Leona X otrzymał. Porównajmy naukę Leona X z nauką jego poprzedników a drogą prostą dojdziemy do Apostołów i Jezusa Chrystusa. Spróbujcie zaczepić choćby jeden dogmat, zmienić zasadę moralności, głos dawnych Ojców zagrzmi przeciwko błędowi, i wyda wam się w XIX wieku, że dawny Leon i Grzegorz powstali z swych grobów. Jeśli wola wasza jest słaba, znajdziecie pobłażliwość, jeśli wielkie są wasze zasługi będą was oszczędzać, jeśli w świecie wysokie zajmujecie stanowisko, będą obchodzić się z wami z uszanowaniem. Lecz jeśli zechcecie, nadużywając talentów, wprowadzić jakąś do nauki nowość, jeśli nadużywając znaczenia, żądać będziecie ustępstwa w rzeczach dogmatycznych, choćby nawet w celu uniknięcia zamieszek, pogodzenia umysłów, "Nigdy!", odpowie wam następca Piotra, "Wiara to skarb drogi, którego zmieniać nie można, prawda jest niezmienną i jedną".

 

A z tym głosem Wikariusza Chrystusowego, który od razu wasze nadzieje rozproszy, złączy się znowu głos nowych Atanazych, Grzegorzów Nazjanzeńskich, Ambrożych, Hieronimów i Augustynów. Taż sama zawsze stałość w tejże samej wierze, taż nieugiętość i siła. Pochodziż to z uporu, zaślepienia, fanatyzmu? Ależ 18 wieków, przewroty państw, różnica pojęć i obyczajów, potęga prześladowców, usiłowania namiętności, światło nauki, nic nie mogło zwyciężyć tego zaślepienia, przełamać uporu i oziębić fanatyzmu. Wobec takiego widoku, każden uczony, i zdolny do zapanowania nad przesądami swego wychowania protestant, poczuje wątpliwości co do nauki, jaką otrzymał, uczuje chęć rozebrania bliżej cudu, który mu się z takim majestatem w Kościele katolickim przedstawia. Lecz wróćmy do naszego przedmiotu.

 

Rzecz to widoczna że sekty protestanckie z dniem każdym coraz więcej się rozwiązują, a ten ich rozstrój wewnętrzny musi z dniem każdym się wzmagać. Nie ma czemu się dziwić, że Protestantyzm jako zbiór sekt zachowujących imię i jakieś Chrystianizmu resztki dotychczas nie znikł zupełnie. Uważmy, w jakich warunkach mógłby zniknąć do szczętu: Albo ludy protestanckie pogrążyć by się musiały w bezreligijności i ateizmie, albo przejść w inną religię ustaloną gdzieindziej. Tak jedno jak drugie jest niemożebne. I dlatego to ten sfałszowany Chrystianizm trwa i trwać będzie, w pomyślniejszych, lub mniej pomyślnych warunkach, aż dotąd, pokąd protestanci do jednej nie wejdą owczarni Chrystusa.

 

Rozwińmy te myśli. Dlaczegoż to protestanckie narody nie mogą zginąć w bezreligijności i ateizmie lub indyferentyzmie? Bo złe to może dotknąć jednostkę ale nie lud cały. Przez czytanie złych pism i życie bezbożne może pojedynczy człowiek stłumić najżywsze serca swojego uczucie, do milczenia przywieść wyrzuty sumienia, zamknąć swe uszy na przestrogi zdrowego rozumu, lecz społeczeństwa nigdy nie uczynią tego. Społeczeństwa przechowują grunt szczerości i posłuszeństwa, co wśród najsmutniejszych obłędów a nawet i ohydnych zbrodni otwiera uszy na natchnienia natury. Przy największym nawet zepsuciu, mała tylko cząstka traci zupełnie zaród prawości, jakim ręka Stwórcy wzbogaciła duszę naszą. Namiętności odurzają, lecz gdy już ucichną, człowiek wchodzi w siebie, a dusza jego otwiera się na głos rozumu i cnoty. Głębokie nad społeczeństwem badania pouczają na szczęście, że mało ludzi jest w stanie zwalczyć na zawsze wewnętrzny głos prawdy i cnoty; mało jest takich, co by dowcipem sofizmu ciągle odpowiadać chcieli na wołanie zdrowego rozumu, a zimny stoicyzm przeciwstawiali najszlachetniejszym natchnieniom natury. Ogół ludzi więcej pojedynczy, szczery nie zdoła się zastosować do systematów ateizmu lub indyferentyzmu. System taki może zapanować nad pysznym niektórych uczonych i marzycieli umysłem, może się stać dogodnym przekonaniem w epoce zboczeń młodości, w czasach burzliwych pozyska kilka głów gorących, lecz nigdy nie dojdzie do tego, by wśród społeczeństwa spokojnie panował i stał się w nim stanem normalnym.

 

Jednostka powtarzam bezreligijną być może, rodzina i społeczeństwo nigdy nie będzie. Bez podstaw, na których budowa społeczna mogłaby się oprzeć, bez wielkiej idei, z której by się zrodziły pojęcia rozumu, cnoty, sprawiedliwości, obowiązku, prawa, zarówno dla społeczeństwa potrzebne jak krew i pożywienie do życia człowieka, żaden naród istnieć nie może. Bez słodkich wreszcie węzłów, jakimi pojęcia religijne członków jednej rodziny wzajemnie kojarzą, familia się nie obędzie, albo stanie się tylko związkiem, chwilowym, brutalnym, podobnym do tego, jaki zwierzęta między sobą mają. Bóg wlał we wszystkie istoty instynkt zachowawczy, tym to instynktem wiedziona rodzina i społeczeństwo, oburza się przeciw tym poniżającym ideom co wysuszając wszelki zaród życia, rwiąc wszystkie węzły, burząc całe gospodarstwo, chciałyby jedno i drugie cofnąć do stanu ciemnoty i barbarzyństwa.

 

Tak liczne przestrogi, jakich nam doświadczenie nastręcza, winne były przekonać człowieka i społeczeństwo nieznających filozofów, że pojęcia i uczucia ręką Boga złożone w sercu każdego nie dadzą się zniszczyć przez sofizmaty i deklamacje. Kilka niestałych tryumfów mogło ich zaślepić, lecz dalszy ciąg idei i zdarzeń ze złudzenia ich wyprowadzi. Któżby się nie śmiał ze szaleńca, któryby stłumiwszy uczucie w sercach kilku matek, chełpił się, że macierzyńską miłość wygnał ze świata.

 

Społeczeństwo (nie mówię ludy ani pospólstwo) pozostanie religijnym albo przesądnym: Jeśli w rzeczy rozumne nie wierzy, wierzyć będzie w brednie, jeśli odepchnie religię zesłaną mu z nieba, przyjmie zmyśloną przez ludzi. Szaleństwem jest utrzymywać inaczej. Walczyć przeciwko tej dążności, znaczy tyle, co powstawać na odwieczne prawo; silić się, aby je powstrzymać, to wyciągać rękę na zatrzymanie ciała z nadzwyczajną rzuconego siłą; ręka odpadnie, a ciało swoim ruchem pójdzie. Nazwą to przesądem, fanatyzmem, złudzeniem; piękne słowa zdolne zaledwie, by pocieszyć się w złości.

 

Religia rzeczywistą jest koniecznością, tym tłumaczy się zjawisko, jakie nam historia i doświadczenie podaje: mianowicie, że religia nigdy zupełnie nie znika. Jeśli się zmienia, widzimy natenczas dwie religie dłuższy lub krótszy czas ze sobą walczące, a jedną z nich stopniową odnoszącą nad drugą przewagę.

 

Protestantyzm przeto istnieć musi tak długo, póki inna religia jego miejsca nie zajmie. A gdy w obecnym stanie cywilizacji nie ma żadnej prócz katolickiej, która by zastąpić go mogła, rzeczą jest jasną, że sekty protestanckie odgrywać będą w krajach swoich większą lub mniejszą rolę, póki na łono Kościoła nie wrócą.

 

I rzeczywiście, czyż przy dzisiejszym stanie cywilizacji mogłyby głupstwa Koranu i bałwochwalstwa mieć u ludów protestanckich jakieś powodzenie? Duch Chrystianizmu krąży po żyłach nowszych społeczeństw, jego pieczęć jest wyciśnięta na wszystkich prawodawstwa częściach, jego światło oświeca wszystkie wiedzy gałęzie; obyczaje urządzone są wedle jego natchnień; jednym słowem Chrystianizm wcisnął się w żyły tej tak wielkiej, tak rozmaitej i bujnej cywilizacji na chwałę nowszych społeczeństw; jakże przeto może zniknąć religia, która do szacownej swej starożytności, wplata wdzięczności wieniec, jaki sobie wśród ludzkości zdobyła? Czyż do społeczeństw chrześcijańskich zdoła zrobić sobie przystęp religia, która na pierwszy rzut oka rękę ludzką zdradza? Choć zasadniczy pierwiastek protestantyzmu podkopuje fundamenta religii chrześcijańskiej, szpeci jej piękność, poniża majestat, zachowuje jednakowoż niektóre Chrystianizmu ślady, jak: chrześcijańskie pojęcie o Bogu, z zasadami moralności ewangelicznej, a te ułomki czynią go wyższym nad wszystkie systematy filozoficzne i religie ziemskie.

 

Zachował zaś dlatego pewien cień religii chrześcijańskiej, bo uważając narody w odszczepieństwie udział biorące, niepodobnym było, by imię chrześcijańskie znikło między nimi zupełnie. Jeśli znów zważymy na usiłowania polityki, naturalne a interesowne przywiązanie pastorów, złudzenia pychy, która szuka wolności w pozbyciu się wszelkiej powagi, wpływy wychowania i inne podobne przyczyny, znajdziemy klucz do rozwiązania zagadki. Nie będzie nam się wydawało dziwnym, że protestantyzm istnieje jeszcze w stronach, gdzie zbieg opłakanych okoliczności dozwolił mu zapuścić korzenie.

 

–––––––––––

 

 

Katolicyzm i protestantyzm w stosunku do cywilizacji europejskiej, przez J. Balmesa, za pozwoleniem właściciela dzieła przełożył Ksiądz Stanisław Puszet, Wikariusz kościoła Archikatedralnego we Lwowie. Tom I. Lwów. Nakładem tłómacza i Alexandra Vogla. Z DRUKARNI ZAKŁADU NARODOWEGO IMIENIA OSSOLIŃSKICH pod bezpośrednim zarządem uprzywilejowanego dzierżawcy Alexandra Vogla. 1873, ss. 105-111.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2011

Powrót do spisu treści dzieła ks. J. Balmesa pt.
Katolicyzm i protestantyzm
w stosunku do cywilizacji europejskiej

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: