Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej

 

Kościół

 

KS. DR JULES DIDIOT

 

––––––

 

§ II. Boski cel Kościoła

 

I. Jaki cel miał Chrystus, Założyciel Kościoła? Celem Chrystusa było postawić na swoje miejsce, dla dalszego spełniania swego zadania, społeczeństwo nigdy nie ginące, którego hierarchia spełniałaby własne Chrystusa zadanie i którego członkowie czy poddani odbieraliby dobrodziejstwa tego nieustannego i Bożego wpływu. A jakież to zadanie postawił sobie Chrystus? Zadanie uwielbienia Boga, gładzenia grzechów przez ludzi przeciw Bogu spełnianych, przywracania tym ostatnim prawnej możliwości i praktycznych środków dojścia do nadprzyrodzonego celu, który Bóg miłosiernie przywrócić nam raczył, gdyśmy go byli już zatracili, a którym jest bezpośrednie i błogosławione oglądanie istoty Bożej w niebiosach. Takim tedy jest ów cel, jaki Chrystus wskazał i przepisał swemu Kościołowi. Najwyraźniej świadczy o tym Ewangelia.

 

A co o tym myśli sam Kościół? Kościół myśli to samo i nic innego. Przy każdej sposobności na wszelkie sposoby to głosi. Tak dalece utożsamia się on z zadaniem Chrystusa, że św. Paweł a z nim cała Tradycja oświadcza, że Kościół jest ciałem, którego Chrystus jest Głową, – Głową rządzącą, ożywiającą i w ruch wprawiającą całe ciało.

 

A zatem nie należy mieszać Kościoła z sektami i szkołami filozoficznymi, ze stowarzyszeniami popierania nauk, moralności i dobrobytu w świecie, ze społeczeństwami państwowymi i politycznymi, utworzonymi przez własnych członków, ale poza Kościołem. Nadprzyrodzony cel Kościoła wyróżnia go od tego wszystkiego, co nie jest nim, i daje mu w przestrzeni i w czasie miejsce najzupełniej odrębne. Kościół jest władzą duchowną, inne zaś społeczeństwa są władzą świecką; on jest ojczyzną dusz, a nie ojczyzną ciał, jest kolebką, w której się człowiek rodzi dla nieba, a nie dla ziemi, on jest świątynią, nie zaś atrium lub starożytnym forum: jest wreszcie Królestwem Niebieskim, a nie królestwem ziemskim. Nie znaczy to bynajmniej, aby Kościół nie miał dosięgać ciał ludzkich, instytucji i społeczeństw ludzkich; aby nie mógł wykonywać czynności zewnętrznych i widzialnych, aby nie mógł posiadać żadnych majątków lub władzy doczesnej; tylko że nie ten jest jego cel istotny i bezpośredni, jest to tylko następstwo głównego duchowego celu, jest ani mniej ani więcej tylko ogół warunków, często do osiągnięcia duchowego celu koniecznych. Na tych to zasadach urządzał Kościół po wszystkie czasy swe stosunki z państwami świeckimi. Leon XIII w mistrzowskiej swej Encyklice Immortale Dei daje o tym następujące ogólne pojęcie: Kościół i państwo mają każde swój własny zakres, swą niezależność, swą samodzielność, stosownie do swej natury i do swego celu. Kościół jest niezależny w swych sprawach z natury i ze swego przeznaczenia duchowych i świętych. Również i państwo wcale nie jest podległe Kościołowi w sprawach z natury swej i z przeznaczenia doczesnych i ziemskich. Kościół ma względem państwa obowiązek nauczania, roztropnej miłości, macierzyńskiej życzliwości i dobroci. Państwo zaś względem Kościoła ma obowiązek poszanowania, religijności, pomocy, zarówno ze względu na Boską powagę, przebywającą w Kościele, jak ze względu na obywateli i poddanych, których głównym zadaniem jest zbawić duszę w Kościele i przez Kościół. Tak samo jak, ogólnie biorąc, pierwiastek materialny jest podporządkowany pod pierwiastek duchowy, pierwiastek przyrodzony, pod pierwiastek nadprzyrodzony, tak samo cele doczesne podporządkowane być muszą pod cele duchowe i kościelne, zakres działania świeckiego pod zakres działania kościelnego, a zatem bez umniejszenia w czymkolwiek powagi rzeczy doczesnych i uprawnionej ich samodzielności, przyznać trzeba, że porządek społeczny jest niższy od porządku kościelnego, i że powinien mu ustąpić pierwszeństwa w sprawach mieszanych. Zdarzyć się jednak może, iż oba te porządki nawzajem sobie ustępują ze swych praw i swych przywilejów na mocy układów i umyślnych konkordatów, ustępują jednak w ten zawsze sposób, że władza religijna pozostaje dostatecznie zabezpieczona, że ustępstwa z jej strony czynione nie obracają się na szkodę zbawienia dusz, Kościołowi powierzonych.

 

II. Główniejsze zarzuty, jakie wywołuje pytanie o nadprzyrodzonym celu czyli o Boskim przeznaczeniu Kościoła są następujące:

 

1. Myśl Chrystusa Pana odnośnie do tego punktu jest niewyraźna; chciał On może tylko wprowadzić nową politykę do stosunków ludzkich.

 

2. W każdym razie, przedstawiciele Kościoła mieli zawsze widoki ludzkie i ambicje doczesne: przeciwne ich oświadczenia nie zgadzają się z ich czynami i postępowaniem.

 

3. Kościół posiada może więcej zręczności, może wyższe i szersze zamiary, aniżeli jego religijni, filozoficzni lub polityczni współzawodnicy, ale tak samo jak oni i przeciw nim na tym samym polu walczy o byt własny.

 

4. Inaczej bowiem jakże wytłumaczyć to nieustanne mieszanie się jego do spraw tego świata, jego zamiłowanie do posiadania i wykonywania władzy doczesnej, dóbr doczesnych i bogactw?

 

5. Skąd ta nieustanna pretensja do panowania nad państwem, do pochłaniania go i wyzyskiwania jedynie na swoją korzyść?

 

6. Skąd to zdanie teologów katolickich, że państwo trzeba podporządkować Kościołowi?

 

7. Skąd wreszcie to zdanie innych teologów i innych kanonistów, że konkordaty są tylko przywilejami i łaskami, przyznawanymi przez Kościół rządom, z którymi tenże Kościół wchodzi w stosunki?

 

III. Powyżej dany wykład nauki katolickiej o Kościele dostatecznie odpowiada na wszystkie te zarzuty. I rzeczywiście:

 

1. Czyż potrzeba przypominać, że zacięci wrogowie Chrystusa mogli Go oskarżać, iż był publicznym wichrzycielem i rewolucjonistą, ale nie mogli Mu tego udowodnić wobec rządu rzymskiego; – że jedyną rewolucją, jakiej chciał Chrystus, była rewolucja pojęć i obyczajów, które przywiódł z powrotem do prawdy i czystości, skąd po czterech z górą wiekach usiłowań wyszedł nowy świat polityczny, będący koniecznym tylko następstwem, nie zaś bezpośrednim celem tej olbrzymiej przemiany moralnej. Chrystus pragnął przede wszystkim i w rzeczywistości dokonał przywrócenia zerwanych przez grzech stosunków pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Boskim swym wzrokiem widział On niezawodne skutki tego przywrócenia zerwanych stosunków w osobistym życiu człowieka, w życiu jego rodzinnym, w życiu społecznym i, szczęściem, naprawy tych stosunków pragnął jako skutków dla nas. Wszystko to jednak nie ma nic wspólnego z polityką, chyba że się polityką zwać będzie wszelkie staranie, by ludzie byli sprawiedliwi, uczciwi, prawomyślni, roztropni i miłosierni.

 

2. W tym znaczeniu, przyznajemy chętnie, nie przestawał Kościół i nie przestanie nigdy prowadzić wielkiej polityki. O politykę zaś w ścisłym znaczeniu wyrazu, w zakresie spraw wyłącznie ziemskich, Kościół wcale nie dba. Zrobiliśmy wyżej rozróżnienie pomiędzy Kościołem a ludźmi kościelnymi; otóż, że istotnie bywają w Kościele niektórzy ludzie niegodni swego nadziemskiego posłannictwa, nie dowodzi to bynajmniej, żeby wszyscy w Kościele byli tacy, i sam Kościół razem z nimi. Raz przecież trzeba uwierzyć często ponawianym oświadczeniom Kościoła i wierzytelnym świadectwom tych, którzy go najdoskonalej znają, i którzy wiedzą, że dążności i cele Kościoła nie są z tego świata. Jeśli się w tę bezinteresowność jego nie uwierzy, często postępowanie jego wydawać się będzie niezrozumiałym, w tym postępowaniu Kościoła, którego szlachetności i podniosłości się nie uzna, będzie się wszędzie dopatrywało najpospolitszych i najniższych sprężyn i celów ukrytych. Ale na cóż się to przyda? Kościół nigdy nie przestanie działać tak, jak działał dotychczas w widokach Królestwa, które nie jest z tego świata, a tym sposobem najskuteczniej stawi czoło tym wszystkim krzywdom i niesprawiedliwościom. Żadna nie istnieje mniemana sprzeczność pomiędzy słowami a postępowaniem Kościoła; by ją wykryć, trzeba naprzód przekręcać albo jego słowa, albo jego czyny, albo i jedno i drugie razem.

 

3. Jeśli Kościół jest obowiązany walczyć na tym samym polu co herezje i wszelkiego rodzaju sekty, nie można jeszcze z tego wnioskować, aby nie miał więcej niż tamte prawa do utrzymania się na nim. Sam będąc widzialnym, musi odpowiadać swym wrogom widzialnym; ale ma on nadto w sobie pierwiastek niewidzialny i nadprzyrodzony, przez który pozostanie zawsze zwycięskim w tych zapasach, jakie prowadzi wprawdzie, ale nie za swoją egzystencję, lecz dla większej chwały Bożej, dla prawdy i świętości, dla odkupienia i zbawienia dusz ludzkich: oto jedyny przedmiot i cel walki Kościoła, a poza tym celem nie ma on żadnego celu innego.

 

4. Tym samym tłumaczymy mieszanie się Kościoła do spraw tego świata: Kościół musi zbawiać ludzi, którzy żyją na tym świecie, musi sam nawet świat uświęcać; jakże więc nie ma się nim zajmować? Jeśli posiada majątki, bogactwa, jeśli dba o władzę doczesną, którą mu Opatrzność, rządząca rozwojem wypadków i kierująca polityką panujących i ludów, w wielu krajach a zwłaszcza w Rzymie powierzyła, uważa on to wszystko za środki pożyteczne, a niekiedy moralnie konieczne do spełnienia swego posłannictwa. Kościół chce posiadać nie dlatego, aby posiadać, lecz dlatego, aby móc działać. A któżby go za to śmiał karcić? Czyniąc to, Kościół nie przekracza granic, jakie mu jego Założyciel zakreślił, i jakie go oddzielają – nie od zakresu widzialnych i materialnych środków działania, lecz od zakresu, w którym te materialne środki są wszystkim albo prawie wszystkim, cel bowiem, jaki te środki osiągnąć mają, jest cel widzialny i materialny.

 

5. Kościół nigdy nie chciał zapanować nad państwem, to znaczy, nigdy nie chciał wdzierać się w jego wyłączną dziedzinę, zawładnąć jego władzą, jego rządem, jego administracją, położyć rękę na jego skarbach i majątkach. Daleki od chęci pochłaniania państw, Kościół bardzo jasno i bardzo uroczyście nauczał przez swych papieży, – tych nawet, którzy uchodzili za najchciwszych panowania i za najzuchwalszych zaborców, – przez usta Grzegorzów VII, Innocentych III, Bonifacych VIII, że państwo ma swój zakres działania zupełnie odrębny i samodzielny, niezależny od władzy duchownej, chyba tylko na punkcie sumienia i grzechu. Jeśli kiedy za swe duchowne posłannictwo, za swe usługi doczesne, jakie oddawał państwu przez swe nauczanie, przez starania około chorych i ubogich, wymagał pewnych pomocy i subwencji, cóż w tym może być niesprawiedliwego lub nadzwyczajnego? Budżet kościelny, cokolwiek by o tym mówili średniowieczni i nowożytni nieprzyjaciele Kościoła, nie był nigdy niebezpieczny dla budżetu państwa; owszem, odwrotny stosunek jest historycznie prawdziwy.

 

6. Podporządkowanie porządku społecznego pod porządek kościelny, jak je rozumieją poważni teologowie, nie przedstawia w rzeczywistości nic ubliżającego lub niepokojącego dla państwa. Znaczy ono tylko, że świat jest niżej Boga, ciało niżej duszy, czas niżej wieczności, człowiek mający być usprawiedliwionym – niżej Boga i własnego sumienia; znaczy ono, że rozum obowiązany ulegać wierze, że człowiek świecki obowiązany czcić rzecz świętą, że Jezus Chrystus wreszcie jest Królem narodów, zarówno ich zwierzchników jak prostych obywateli. I jakżeż tu zdania podobne, istotą swą złączone z filozofią i z chrystianizmem, mogłyby zawadzać lub strachem przejmować państwa? Jakże więc wyniki tych zdań prawdziwych – pewne i rzeczywiste, mają przeszkadzać państwom w prawomocnym spełnianiu ich praw i przywilejów? Nie widzimy tego, i nikt nam tego nie okaże, chyba że przeciw rozumowi i przeciw zgodnemu z nim tu – jak wszędzie zresztą – Objawieniu zechce nadmiernie rozszerzać i wynosić rzeczywiste zadanie państw świeckich. Przywykło się w pewnych kołach ustawicznie narzekać na wdzieranie się Kościoła do spraw państwowych; byłoby dobrze również zwrócić uwagę na wdzieranie się świeckich czynników do zakresu duchowego.

 

7. Zagadnienie w przedmiocie konkordatów, poruszane przez katolickich teologów i kanonistów, należy do dziedziny zagadnień czysto teoretycznych. Istotnie bowiem, wszyscy jednomyślnie przyznają, że Kościół, zawierając z władzą świecką jakąś umowę, traktat, konkordat, zaciąga wobec niej obowiązek w takim stopniu, w jakim taż władza wymaga, by się Kościół względem niej zobowiązał rzeczywiście, szczerze, z wszelką sprawiedliwością i dobrą wiarą. A gdy się Kościół w takim znaczeniu zobowiązuje, to zobowiązuje się prawdziwie i tak wiernie dotrzymuje danego słowa, iż najmniejszego nie można by przytoczyć z jego strony zamachu na stałość konkordatów, jakie przez wiele wieków z państwami zawierał; jeśli było kiedy, to nie od Kościoła pochodziło pogwałcenie wzajemnych umów. Jeśli kościelni teologowie i kanoniści w spekulacji filozoficznej badają, jakim sposobem Kościół, jakim sposobem ojciec rodziny, przełożony itd. może się zobowiązywać względem swego podwładnego, jeśli ci uczeni zastanawiają się nad tym, jaka jest najodpowiedniejsza formuła, najwłaściwsze słowo dla wyrażenia natury tego zobowiązania się dwóch stron między sobą nierównych, to żaden z nich przecie nie wątpi, że przełożony, jakkolwiekby stał wysoko, powinien drugiej stronie dawać przykład najsumienniejszej uczciwości i najściślejszej prawomyślności.

 

Ks. Jules Didiot

 

Doktor teologii

 

Tł. i opr. ks. Władysław Szcześniak

 

–––––––––––

 

 

Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem X. Wł. Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. II. Warszawa 1894, ss. 327-331.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMIV, MMXX, Kraków 2004, 2020

 

( PDF )

 

Powrót do spisu treści artykułu Ks. Dr. Juliusza Didiot pt.
KOŚCIÓŁ

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: