ŻYWOTY

 

ŚWIĘTYCH

 

PATRONÓW POLSKICH

 

X. PIOTR PĘKALSKI

 

ŚW. TEOLOGII DOKTOR, KANONIK STRÓŻ ŚW. GROBU CHRYSTUSOWEGO

 

––––––

 

Na dzień 4 maja

 

ŻYWOT

 

ŚWIĄTOBLIWEGO MICHAŁA,

 

Z KSIĄŻĄT LITEWSKICH GEDROJCÓW,

 

zakonnika braci Najświętszej Panny Maryi de Metri de urbe. (1)

 

~~~~~~~~~~~

 

Jeszcze przy schyłku czternastego stulecia, Litwini pogańskimi błędami olśnieni, ciosanym z drzewa lub kamienia rzezanym bałwanom oddawali tę cześć, która się jedynie prawemu Bogu, Stwórcy wszech rzeczy, należy. Dopiero Władysław Jagiełło, wielki książę litewski, po przyjęciu chrztu św. dnia 14 lutego 1386 r. (2) zostawszy królem polskim, on osobiście, mając przy boku swym z Polski kapłanów, zajął się pracą apostolską około nawracania do wiary i religii chrześcijańskiej, ludu litewskiego. W tej okolicy litewskiej ziemi, blisko Wilna, w której coraz korzystniej krzewiła się religia chrześcijańska, mieszkał wyższym urodzeniem mąż znamienity, imieniem Gedrojc, zamożny w majątek i sławę, książę na Gedrojcach. Pojął on żonę imieniem Mariannę, równie zacnego rodu niewiastę, która życia cnotliwego prawej chrześcijanki, czynami dowodziła. Z tak zacnego stadła urodziło się około 1425 roku pacholę, któremu przy chrzcie św. dano imię Michał. Rosło więc dziecię na pociechę rodziców swoich, rokując im piękne nadzieje przyszłego, ich rozległych włości, dziedzica. A gdy się w Michale władze umysłowe rozwijać zaczęły, nauczono go w domu rodzinnym czytać, pisać i pierwszych zasad wiary chrześcijańskiej. Widząc atoli rodzice w późniejszym wieku syna swego, że jest niskiego wzrostu i zdrowia słabego, że go dla wad przyrodzonych ani do wojska, ani też do gospodarstwa w rozległych dziedzinach swych nie mogą przeznaczyć, uważali się jakby bezpotomni, umyślili zatem poświęcić Michała służbie Bożej; zwłaszcza, że jeszcze pacholęciem będąc objawiał piękne nadzieje rzadkiej pobożności i cnoty serca swojego, które Bóg darem swej łaski przygotował na miły dla siebie przybytek. Z tajnego rozporządzenia Bożego Michał od lat najmłodszych aż do śmierci cierpiał rozmaite ciała słabości; a na domiar ułomności swej, utracił władzę chodzenia w jednej nodze, że nawet szczudła używać musiał. Ta słabość przeszkodziła mu do wykształcenia się w wyższych umiejętnościach, i tylko początkowe posiadał nauki. Wszakże bardzo często objawiał z umysłu swego rzadką zdolność w rozmowie, z wielkim słuchających go podziwem.

 

Kiedy ten według świata wysoko urodzony książę widział, że wątłe jego zdrowie i nogi kalectwo, przeszkadza mu do zajęcia się gospodarstwem w dobrach ojczystych, ale nakłaniają go szczególniej do służby Bożej, od razu zatem położył w młodziutkim sercu swym głębokiej pokory i pobożności podstawę, by na niej osadził świętobliwe życie swoje, którego by ani burza pokus zachwiać, ani rozetlała żądza zniweczyć nie mogła. A wysoko ceniąc każdą dobę czasu, która jeśli bezkorzystnie upływa, wielką życiu człowieka zrządza szkodę; bo każda następna chwila ma swe przeznaczenie; używał go zbawiennie, to na gorącą modlitwę, którą pokrzepiał duszę swoją, to się zajmował ręczną pracą, by uniknął szkodliwego próżnowania. Z wielką zatem radością, w chwilach wolnych od modlitwy, wyrabiał w pięknym kształcie naczynia, czyli puszeczki, w których słudzy ołtarza zanosili do chorych osób wiatyk święty. Tym rąk zatrudnieniem naśladował św. Pawła Apostoła, który o swej rękodzielni powiada: "Srebra i złota albo szaty żadnegom nie pożądał; jako sami wiecie, iż moim potrzebom i tych, którzy są ze mną, służyły te ręce" (3). Jeżeli posłaniec Boży, Paweł św. nie sromał się wyznać, że robieniem namiotów pracował na wyżywienie siebie i braci swej, to pewnie i ręczna robota, którą się pobożny Michał zajmował, nie poniżała jego krwi książęcej urodzenia. Prócz ręcznej pracy Michał martwił słabe swe ciało. Z jakimże to wszystkich podziwem tylko w niedzielę, wtorek i we czwartek zażywał pokarmów, w inne zaś dni w tygodniu chlebem i wodą pokrzepiał swe siły, podnosząc serce ku Bogu i ku rzeczom szczęścia wiecznego.

 

Bardzo lubił życie samotne, przezornie zatem unikał towarzystwa z płochymi i lekkomyślnymi wieku swego towarzyszami; a kiedy ci zajmowali się rozrywką i próżną rozmową, on po skończonym zatrudnieniu, wolne od pracy chwile skrycie poświęcał rozmyślaniu tajemnic Bożych, i tu w gorącej modlitwie niepojętą rozkoszą poił swą duszę, sposobiąc ją do wyższego zakresu życia w duchownym powołaniu. Ujmującą serca prostotą i budującym obyczajem, młody Michał, jakby już dojrzały, sędziwych nawet ludzi z podziwem przewyższał. A kiedy mu przyszło rozmawiać z rodzicami swymi, albo z obcymi osobami, wtedy żadne płoche słowo z ust jego nie wyszło, i każdy jego wyraz na ciężki kamień ważyć było można. Widząc rodzice, że syn ich wznosi się coraz wyżej po szczeblach pobożności do najwyższego cnotliwości szczytu, tym wyżej go potem cenili, im słabsze zrazu mieli o nim powzięte nadzieje. Zdarza się to bardzo często w składzie rzeczy przyrodzonych, że tam palec Boży łaskę swą szczególniej rozjaśnia, gdzie natura swych darów odmówiła. Ale pobożny ten młodzieniec unikając ludzkiej pochwały, kornym wiedziony sercem, całą chlubę swoją i rozkosz w ukrzyżowanym Zbawicielu z Pawłem Apostołem zakładał; i aby pobożne swe ćwiczenia w pamięci często odświeżał, na szyi swej nosił wizerunek na krzyżu wiszącego Chrystusa; a w gorących modłach prosił Boga o objaw powołania, w którym by do wyższych cnót chrześcijańskich wznieść się zdołał.

 

Niedługo potem, za natchnieniem Zbawiciela zawrzał ten pobożny książę żywym pragnieniem kosztowania rozkoszy świętych sług Bożych w zakonnym zaciszu; umyślił więc uczynić rozbrat z rodzicami i familią, opuścić dom książęcy, a z miłości ku Zbawicielowi iść drogą ubogiego i ostrego żywota. A lubo w owym czasie, co dopiero po rozkrzewieniu wiary chrześcijańskiej na Litwie, niewiele było klasztorów, to jednak już wtedy w miasteczku Bystrzycy, blisko Wilna i zamku Gedrojce a rodzinnego domu jego, Bracia pod imieniem Najświętszej Panny Maryi de Metrii, de urbe, beatorum martyrum de poenitentia, mieli swój klasztor jeneralny (4). Kiedy Michał był pacholęciem, często z rodzicami swymi zwiedzał klasztor braci Najświętszej Panny Maryi de Metrii de urbe w Bystrzycy, a widząc, że ich gorliwe nauczanie słowa Bożego, korzystnie rozkrzewiało wiarę chrześcijańską w litewskim narodzie, te więc religijne czyny budziły w umyśle jego gorące pragnienie wnijścia do tego zakonu. Jakoż po niedługim czasie objawił rodzicom swe postanowienie. Wielce ich ucieszyło duchowne ich syna powołanie; a tak udzieliwszy mu ojcowskie błogosławieństwo, wyprawili go do Bystrzycy. Skoro przybył do klasztoru, z głębokim ukorzeniem rzucił się u nóg przełożonego, prosząc usilnie, by go przyjął do zakonu i między bracią swą umieścił; powiedział mu przy tym, że to jest od samego dzieciństwa jego zamiarem. W owym czasie przodkował temu zakonowi w urzędzie jeneralnego przełożonego X. Augustyn; mąż ten oświecony i pobożny, który swoje nauki świątobliwym utwierdzał życiem, widząc szczere Michała powołanie i gorący umysł do pobożności, przyjął go z ojcowską miłością, oblókł w habit zakonny podczas uroczystości Mszy św. i zapisał imię jego w poczet braci konwersów.

 

Nie zaspokoił Michał pobożnego serca swojego samą tylko szumnego świata pogardą, ani opuszczeniem lubych rodziców i domu książęcego; ale idąc drogą przeznaczeńców Bożych, zamyślił wydalić się ze swej ojczyzny i od zamożnej rodziny książąt Gedrojców, by ta nie przeszkadzała mu w rozpoczętym życiu zakonnym. Niedługo po obłóczynach swych dowiedział się, że X. Augustyn przełożony jeneralny, zabiera się w drogę do Krakowa na zakonne zgromadzenie. Michał życząc sobie zwiedzić Kraków, słynny z mężów oświeconych i pięknych kościołów, wniósł do przełożonego korną prośbę, by go przybrał za towarzysza podróży.

 

Lubo X. Augustyn widział, że Gedrojc jest słabego zdrowia, a przy tym kalectwem dotknięty, i że jeszcze nowicjatu nie ukończył, zachęcony jednak rzadką jego życia pobożnością, którą nie tylko swych rówienników, ale i starszych zakonników przewyższał, przyrzekł mu że go do Krakowa zabierze. Nieskończenie ucieszyła go ta uprzejmość X. Augustyna, którą wyżej cenił nad rozległe włości spadkiem dla niego wyznaczone; a zażywając już rozkoszy życia zakonnego, gdy nadszedł dzień odjazdu, wsiadł na ubogi wózek z drugimi zakonnikami i puścił się w drogę do krakowskiego klasztoru. Podczas obrad na jeneralnych posiedzeniach w klasztorze św. Marka, Michał ukończył rok nowicjatu i uczynił śluby zakonne. Potem prosił X. Augustyna, jeneralnego przełożonego, by mu pozwolił mieszkać w krakowskim klasztorze, że tu widzi dla siebie najdogodniejszą sposobność do służby Bożej. Do jego prośby chętnie przychylili się ojcowie zakonni. A upatrzywszy małą celkę blisko podwoi kościelnych, prosił o nią do zamieszkania i aby mu powierzono klucz od kościoła, do którego by mógł, kiedy będzie chciał, wchodzić na oddawanie czci Bogu należnej. Przełożeni zakonu widząc już wtedy w Michale znamiona wielkiej pobożności, kazali oddać mu klucz ode drzwi z korytarza do kościoła wiodących, i przyrządzić celkę, którą dla siebie na zamieszkanie był wybrał. Ta mała a uboga celka stanęła Michałowi z miłości ku Bogu, za książęce niegdyś w zamku Gedrojce jego mieszkanie. Ozdobił on ją ulubionymi sprzęty; zawiesił na ścianie wizerunek ukrzyżowanego Zbawiciela, na małym stoliku umieścił książkę do modlenia, paciorki i dyscyplinę, a na ziemi trochę słomy dla spoczynku. Tu Michał w bogomyślności zanurzony, rozważał nieocenioną tajemnicę okupu ludzkiego rodzaju, i wielką dobroć Zbawiciela, że go wywiódł z odmętu burzliwego świata; a ukazał mu zawodną jego szczęśliwość i kruche nadzieje, które błyszczącą łuną na chwilę zwodzą serce i umysł człowieka. Przed wymienioną celką była sionka, a w niej małe ognisko, na nim Michał przyrządzał pokarm dla pokrzepienia ciała swojego, i przez kilka dni zachowany, odgrzewał.

 

Po uczynionych ślubach zakonnych, ostrzejszy niż podczas rocznej próby, zaczął w nowym swym mieszkaniu żywot; tu młody ten pokutnik wdziewa na swe ciało ostrą tkankę z włosia końskiego; często je chłosta dyscypliną; a tlejącą w nim żądzę ścisłym stłumia postem. Przy tym pobożny Michał od razu położył w swym sercu posłuszeństwa i pokory niewzruszoną podstawę, by na niej osadził świętobliwe życie zakonne, którego by nawet gwałtowna burza pokus zachwiać nie mogła. Pokarmem z legumin, jarzyn i owoców ciało swe, a gorącą i ufną w Bogu modlitwą duszę swą ukrzepiał. Klasztorne posługi, którymi się bracia zajmują, ochoczo wypełniając, słał się u nóg zakonników i niegodnym się ich posług uznawał. Ile mu zostawało czasu od klasztornych zatrudnień, ten cały obracał na modlitwę, na usługiwanie do Mszy świętych i czyszczenie ołtarzy w świątyni Pańskiej. A kiedy bracia zakonni, ukończywszy swe nabożeństwa i klasztorne obowiązki, zażywali wolnej chwili do spoczynku i niewinnej zabawy; on wtedy w kościele przed oblicznością Bożą modlił się ze łzami. Zdarzyło się raz, że Michał wylewając swe gorące modły przed ukrzyżowanym Chrystusem (który wtedy na środku arkady u kościelnego sklepienia był przytwierdzony, a teraz jako łaskami słynący, umieszczony jest w ołtarzu), głęboko zanurzał się w rozważaniu nieocenionej tajemnicy okupu ludzkiego rodzaju, i rzewnie płakał nad okrutną męką i śmiercią Zbawiciela: niesie podanie, że ten wizerunek miał przemówić do Michała wielce pocieszającymi słowy. Pobożny Michał taił tę słodką Zbawiciela rozmowę i dopiero przed swym zgonem wyjawił ją Janowi Libichowskiemu swemu spowiednikowi.

 

Nieprzyjaciel zbawienia ludzkiego rozmaitymi sposoby przeszkadzał modlącemu się nocną porą Michałowi w kościele; niezwykłym łoskotem trwożył go i przerywał jego serdeczne do Boga westchnienia; ale on stateczny w świętym przedsięwzięciu, nie dał się zestraszyć krzykami i trzaskaniami szatana. Rzadko wychodził Michał z klasztoru do miasta, uważał on w rozmowie ze świeckimi osobami wielką przeszkodę do swego nabożeństwa; ale tylko niekiedy odwiedzał mężów w owym piętnastym stuleciu świątobliwością życia Kraków ozdobiających, do których grona świętym ogniwem miłości Bożej ściśle się przypoił, a religijną z nimi rozmową duszę swą w pobożności ukrzepiał. Byli to: Jan Kanty, profesor przy Akademii Jagiellońskiej; Izajasz Boner, augustyjanin; Szymon z Lipnicy, bernardyn; Stanisław Kaźmierczyk, kanonik zakonu św. Augustyna, i Świętosław mansyjonarz przy kościele Panny Maryi. Niełatwo skreślić tych bogomodlców prawdziwą cnotę i gruntowną pobożność, jaką każdy z nich oddzielnie jaśniał w owym wieku; a każdy głęboką wiedziony pokorą, uważał się za człowieka pogardy godnego.

 

Ale oprócz tych pięknych wzorów pobożności i cnoty, miłość ku bliźniemu usty Zbawiciela nam wszystkim zalecona, szczególniej w sercu Michała budziła litość nad nędzą ludzi ubóstwem i przygodami ściśniętych. A lubo panowie bogaci, wspierający ze swego mienia ubogich nędzarzów, wielką kładą zasługę na zarobek zbawienia; to jednak większej spodziewa się nagrody ten człowiek, co z ciężkiej pracy nabytym groszem zasila biednego żebraka; ale większą jeszcze ma u Boga zasługę ten, co dobrowolnym związany ubóstwem, konieczne swe zmniejsza potrzeby dla wsparcia biednego nędzarza. Taki duch litości owionął serce Michała. Albowiem, kiedy sława jego świętobliwości coraz większego w Krakowie nabierała rozgłosu, a Bóg poświadczał ją swej łaski darem, wtedy mieszkańcy zaczęli mu przynosić jałmużny, które on rozdzielając: jedną połowę na potrzeby klasztoru obracał, a drugą między ubogich rozdzielał, sam zaś, jakeśmy wyżej powiedzieli, lichym z przygrzewanych jarzyn i legumin pokarmem się pokrzepiał.

 

Na wstępie tego żywota wykazaliśmy przyczyny, dla których za młodych lat nie kształcono Michała w naukach; których potem słuchał w Krakowskiej Akademii (5). Wszakże w dojrzałym wieku światłem rozumu objaśniony, wyjawiał z wielkim wszystkich podziwem rzadką w owym czasie znajomość rzeczy, nawet przyrodzonych; a gdy go zapytano, skąd to wie? on ze św. Bonawenturą wskazał palcem na wizerunek ukrzyżowanego Chrystusa, który z niemożnych rzeczy możne wywodzi; "a wybiera mdłe świata aby zawstydził mocne" (6), i zarazem odpowiedział: "To moja biblioteka". Na Michale ziściły się słowa Pisma św.: "Wzywałem i przyszedł do mnie duch mądrości" (7). I aby podać potomnej pamięci rzadki dar Boży Michałowi udzielony, nadmienić wypada, że za zezwoleniem przełożonego klasztoru osiągnął wieniec magistra z nauk filozoficznych w Jagiellońskiej Wszechnicy, jak dowodzi matrykuła Akademii (8). Nie ubiegał on się o ten zaszczyt, ale posłuszeństwem przełożonych klasztoru skłoniony, z chlubą go otrzymał; atoli tego zaszczytu nigdy nie używał i nieraz mówił, że go nie jest godzien. A chociaż Michał w rozmowie ze światłymi wyżej wymienionymi mężami nabrał w teologicznej nauce oświecenia, jednak z głębokiej pokory nie dał się namówić do przyjęcia święceń kapłańskich, a nawet na wyższy stopień w Akademii nie chciał postąpić.

 

Że miłe Bogu były pobożne czyny Michała, okazać to raczył przez udzielenie mu łaski w nagłych uzdrowieniach od chorób niebezpiecznych, albo przez uśmierzenie gwałtownych pożarów i przepowiedzenie przyszłych wypadków. Jakoż pewna szlachetnego rodu niewiasta w Krakowie, przez kilka lat krwawą cierpiała niemoc, z której lekarze wyprowadzić jej nie mogli; umyśliła zatem udać się z prośbą do słynącego z pobożności Michała Gedrojca, i z mocną w miłosierdziu Bożym ufnością przyszła do kościoła św. Marka; tu zastawszy usługującego, według ulubionego zwyczaju przy Mszy św. Michała, nie mogła przełożyć mu swej choroby; ale tymczasem nim ukończył św. usługę, padła krzyżem na kościelną posadzkę blisko niego leżąc, w gorącej modlitwie umyśliła z pełną ufnością dotknąć się jego habitu. Skoro to uczyniła, od razu uczuła się zupełnie zdrową. Wracając do swego domu, opowiadała nieogarnione miłosierdzie Boże przez Michała zasługi jej udzielone.

 

W ulicy św. Jana w Krakowie wszczął się wielki pożar, i już palił dachy obok sąsiedniego domu Anny Palibokownej wdowy. Strwożona niewiasta widząc, że płomienie już dotykają drewnianego jej domu, zaniechawszy wszelkiego ratunku, pospieszyła z prośbą do Michała, błagając go ze łzami, aby się wstawił za nią do Boga o jej domu ocalenie. Skoro ten bogomodlca padł na kolana, rychły skutek nastąpił; albowiem rozpłomieniony pożar spalił dom, z którego się wyłonił, nagle się uśmierzył, domu pobożnej wdowy nie naruszywszy. Zdumiewającym sąsiadom, że jej domek drewniany nie spłonął, odpowiadała, iż się to stało za skuteczną Michała modlitwą. Podobne nieszczęście zagroziło kościołowi św. Marka. Po drugiej połaci ulicy Sławkowskiej naprzeciw tego klasztoru, w którym mieszkał Gedrojc, gwałtowny pożar ogarnął kamienicę, śmieszkowską zwaną, i coraz dalej szerzył się. Zalęknieni tą przygodą zakonnicy, by kościół ich i klasztor nie spłonął, udali się do Michała, którego długo szukając, na modlitwie znaleźli. Tu błagali go usilnie, by swą do Boga modlitwą odwrócił grożące klasztorowi nieszczęście. Pocieszył ich ten mąż Boży i powiedział im, że pożar ten nie uszkodzi klasztoru. Wszakże po niedługiej czasu przewłoce od wielkiego ognia spłonie Marka św. klasztor (9). Potem wyszedłszy z bracią swą ze świątyni, w której przesyłał do Boga gorące modły, przeżegnał płomień domy niszczący, a za uczynionym przez niego znakiem krzyża od razu uśmierzył się ogień. Widząc to nagłe i cudowne wstrzymanie się pożaru, lud zgromadzony dzięki składał Bogu za cuda Jego miłosierdzia przez modlitwę sługi swego okazane.

 

Niezwykłe te skutki nagłych uzdrowień i uśmierzonych pożarów, obudziły w umysłach mieszkańców Krakowa wielki dla Michała szacunek. Rychło też o tym rozbiegła się po okolicach głośna sława i o świątobliwym życiu jego; tłumnie zatem przychodzili do klasztoru Marka św. rozmaitego stanu i wieku ludzie, przynoszący liczną jałmużnę. Jednych przywodziła prawdziwa pobożność dla zasiągnienia od niego rady, jak sobie mają w rozmaitych życia wypadkach postąpić; drudzy płocho pragnęli tylko widzieć Michała; inni ciekawością ujęci przychodzili dowiedzieć się o przyszłych życia swego wypadkach; albowiem i dar przepowiadania przyszłych rzeczy był posiadał. Jeden obywatel krakowski przyrodzoną miłością ku dzieciom swym wiedziony, przyszedł z dwoma synami do Michała, aby mu powiedział o przyszłym ich losie; pobożny Gedrojc przytulając chłopczyków do swego łona, rzekł: jeden z nich będzie kapłanem; a drugi czym? zapytał ojciec. Za usilnym naleganiem, ze ściśnionym sercem powiedział: strzeż go ojcze, aby go na szubienicy nie powieszono. Odszedł zasmucony obywatel z rozdwojonym umysłem. Wszakże ta niepomyślna przepowiednia ziściła się, niestety, jeszcze za życia Michała. Po tak smutnym wypadku na kilkanaście lat wcześniej przepowiedzianym, przychodziła do Gedrojca naganną ciekawością wiedziona powszechność krakowska, każdy chciał od niego dowiedzieć się przyszłych życia przygód. Ale on ganiąc ich próżną ciekawość, odpowiadał, że tylko jednemu Bogu przyszłość jest wiadoma; zalecał im życie prawe i pobożne, a tak z miłosierdzia Bożego unikną przygód nieszczęśliwych; to powiedziawszy, odchodził na gorącą modlitwę do świątyni Pańskiej, i tam duchowną poił się rozkoszą. Niezmordowany Michał w zakonnym powołaniu, nabierał coraz większej świątobliwości. Jakoż przy schyłku swego życia szronem okryty, nieustannym czuwaniem, ścisłym zachowywaniem postu i ostrym ciała martwieniem, tak znacznie osłabł na siłach, że zaledwo obowiązki klasztorne pełnić zdołał. Wszakże ani swego nabożeństwa, ani żadnej modlitwy nie opuszczał, ale skrzętniej dopełniał usługi dla swej braci; a poświęciwszy się zupełnie Panu Bogu, nawet w słabości ciału swemu nie folgował. Wiedział on o tym, że się na niewiele przyda człowiekowi dobrze zacząć, a źle skończyć; że kto się imie pługa a wstecz się ogląda, jak mówi Zbawiciel, ten nie jest sposobnym do królestwa Bożego. Miał on zawsze w pamięci ostatni kres życia ludzkiego, przy którym każdy sprawić się będzie musiał przed sprawiedliwym Sędzią z czynów ludzkich i stosowną odbierze nagrodę. Kiedy Michał nieustannym ciała umartwieniem i wiekiem złamany, dobiegał doczesności kresu, widząc, że Zbawiciel już zakołatał do drzwi jego ciała, gwałtowną ujęty febrą, kazał przywołać przełożonego i bracią zakonną, serdecznie prosił ich o przebaczenie mu jego uchybień, i wtedy czule do nich przemówił: "Kochani bracia, rzecze, oto już ostatnia dla życia mego dobija godzina i niedługo stanę przed Zbawicielem, którego łaska przywiodła mnie do tego zakonu; proszę was, abyście statecznie trwali w świętym powołaniu waszym i nie kazili go niecnymi czynami; niechaj skore posłuszeństwo dla przełożonych owładnie serca wasze; «lepsze bowiem jest posłuszeństwo niż ofiara» (10), a gorąca i wzajemna miłość niechaj w nich nie stygnie, według nauki św. Jana Apostoła: «Bóg jest miłością; kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg w nim» (11). Niechaj ujmująca prostota, głęboka pokora, prawda jasna jak słońce, owa matka szczerości i otwartości, jako wierna wskazówka owego wiecznego światła, z którego piętnem duch nasz z ręku Stwórcy na świat przychodzi, będzie ozdobą i zaletą waszego zakonu, abyście świątobliwie żyjąc, z wieńcem zasług na łono błogosławionej wieczności przybyli. Jeżeli zaś te charakterystyczne znamiona zacności i prawości życia zakonnego zmażecie niecnymi postępki, wiedzcie o tym, że was kaźń Boża i wiecznie i docześnie, i trzechkrotny pożar klasztoru waszego nie minie" (12). Te zbawienne Michała uwagi i przestrogi do łez rozczuliły stojącą przy łożu jego skonania bracią zakonną. Potem czując się coraz słabszym, prosił X. Jana, aby go spowiedzi wysłuchał i świętymi opatrzył sakramentami na drogę wieczności; tu, nie tylko własne usterki, ale nawet myśli, jakie w ciągu życia budził w nim nieprzyjaciel zbawienia, kornym sercem wyjawiał swemu spowiednikowi. Namienił mu o tym, że Zbawiciel słodko do niego z krzyża przemówił, o czym już wyżej powiedzieliśmy; że szatan przeszkadzał mu podczas modlitwy w kościele; ale usilnie prosił spowiednika, aby tego nie wyjawiał. Po ukończonej spowiedzi i przyjęciu świętych Sakramentów, serdecznie przepraszał bracią zakonną, szczególnie przełożonego, jeśli ich bądź nieposłuszeństwem, bądź słowy lub uczynkiem obraził. A kiedy bracia zakonni do łez rozrzewnieni, na jego żądanie psałterz odmawiali, on wstał z łoża, padł na kolana, tu uczyniwszy wyznanie wiary świętej, niedługo potem zasnął pobożnie w Panu ten wysoko według świata urodzony książę, a według ducha Ewangelii ukorzony prostaczek, dnia 4 maja 1485 roku w niedzielę.

 

Po śmierci Michała ciężki i bolesny żal ogarnął serca nie tylko braci zakonnej, ale też i mieszkańców Krakowa, że z pomiędzy pierwszych, nagle i na zawsze zniknął rzadki wzór pobożności i cnoty; a drudzy że utracili pociechę w strapieniu i rychły ratunek w twardych przygodach. Nazajutrz zgromadzili się ojcowie zakonni do zakrystii na posiedzenie dla naradzenia się, gdzie czcigodne zwłoki Michała przyzwoicie mają pochować. Kiedy tak radzą, przychodzi do kościoła św. Marka Świętosław, mansyjonarz kościoła Panny Maryi, głośny z świątobliwości kapłan, którego zawsze milczącym zwano, a zażyły przyjaciel Michała; wszedłszy do zakrystii, w której ojcowie radzili, podał karteczkę z napisem: "Ten mąż Boży, a wasz brat zakonny, którego dusza wiecznej chwały w niebie zażywa, będzie pogrzebion w chórze przy drzwiach zakrystii, tam znajdziecie grób dla niego przygotowany. Jest jeszcze inny grób pod wielkim ołtarzem, ale ten zostawcie, albowiem będzie w nim pochowany inny święty, co znamienitszymi czynami zajaśnieje" (13). Odczytawszy kartę bracia zakonni, udali się do szukania wskazanego grobu, który według opisu miejsca i wzrostu Michała wynaleźli. Dla uczczenia cnót i świątobliwego życia jego odprawiono z przyzwoitym nabożeństwa okazem pogrzeb, na który zgromadził się tak wielki tłum ludu z Krakowa i bliskich okolic, że w kościele nie mogąc się pomieścić, zajmował część ulicy Sławkowskiej. Pobożny Świętosław, wierny zmarłego przyjaciel, czyniąc mu ostatnią przysługę, stał przy zwłokach jego na katafalku złożonych podczas odprawiania żałobnego nabożeństwa. Pomiędzy ludem w kościele było kilka chorych osób i kalek, te za dotknięciem się ciała jego uzdrowione do domów odeszły. Mężczyźni i niewiasty naprzemian pocierali chustki o zwłoki Michała i za szczególne relikwie w domach je chowali; albowiem z ciała jego bardzo przyjemna wychodziła woń, która się obecnemu ludowi czuć dała. Jeden z mieszkańców Krakowa pozbawiony władzy chodzenia, kazał się zawieźć przed rozpoczęciem żałobnego nabożeństwa do kościoła Marka świętego ku ciału Michała, a dotknąwszy się jego katafalku, od razu został uzdrowiony i odszedł do domu, czule dziękując Bogu za łaskę cudownego uzdrowienia. Po ukończonym nabożeństwie złożono błogosławione Michała zwłoki ze czcią we wskazanym przez Świętosława grobie. Podczas tych pogrzebin pobożna powszechność złożyła w kościele Marka św. znaczną w pieniądzach jałmużnę. Ten atoli człowiek, co odzyskał władzę chodzenia u zwłok Michała, jadąc po niejakim upływie czasu do Budzyna (Buda) w Węgrzech, przyjechawszy ku rzece Dunajowi, tu napotkał młodzieńca w tej rzece utoniętego, którego dopiero drugiego dnia wynaleziono; widząc krewnych i przyjaciół nieżywego młodzieńca w ciężkim smutku pogrążonych i rzewnie płaczących, jak mógł cieszył ich i powiedział im, żeby z żywą wiarą i mocną ufnością ofiarowali go do grobu Michała Gedrojca, u którego ja, rzecze, odebrałem łaskę cudownego uzdrowienia od mej choroby. Bez namysłu padli od razu na kolana z ufną a gorącą do Boga modlitwą, błagali bł. Michała o pocieszenie ich w obecnym strapieniu. Kiedy się tak modlą, tej samej chwili młodzieniec wstaje, jakby ze snu lekkiego obudzony; wszyscy z wielkiej radości czułe Wszechmocnemu składają dzięki za cudowne przywrócenie młodzieńca do życia, który niezwłocznie puścił się w drogę do grobu Michała, i tu w Krakowie nad pomnikiem jego zawiesił srebrną ślubnię na pamiątkę tego wypadku. W roku 1521 szlachetna Anna, obywatelka krakowska, urodziła nieżywe dziecię, a chorobą bardzo osłabiona, zasnęła. Śpiącej objawił się Michał w zakonnym białym habicie, i pocieszył ją, że jeśli się uda do jego grobu z ofiarą i cud ten opowie, jej dziecię ożyje i ona niedługo przyjdzie do zdrowia. Anna obudziwszy się, opowiedziała swemu mężowi i odwiedzającym ją bliskim sąsiadom objaw Gedrojca we śnie; wszyscy z żywą wiarą uczynili od razu ślub odwiedzenia zwłok błog. Michała. W tej samej też chwili dziecię zaczęło oddychać, a potem ruszać się i kwilić. Widząc to cudowne ożywienie dziecięcia, ludzie przytomni wielbili Boga i niezwłocznie udali się do grobu Michała, dopełniając uczynionego ślubu, a na utrwalenie pamięci, mąż Anny kazał odmalować na tablicy zjawienie Gedrojca śpiącej jego małżonce i dziecię ożywione, i zawiesił ją u grobu Michała. W roku 1522 utonął dwunastoletni chłopczyk, syn jednego włościanina ze wsi Spytkowic, w Wiśle, która tej wioski brzegi obmywa. Tym wypadkiem udręczeni rodzice, skrzętnie szukając go, zaledwo dnia trzeciego znalezione ciało jego z wody wydobyli, i już nie było zgoła żadnego środka ratunku do przywrócenia życia pacholęciu. Wszakże ufni w wielkiego Boga potęgę, która korną prośbą skłoniona udziela skutki swego miłosierdzia; z mocną zatem wiarą i nadzieją za przyczyną Michała Gedrojca, już wtedy głośnego z łask cudownych, uczynili ślub, że zwiedzą z synkiem grobowiec jego. Po krótkiej chwili, z wielkim wszystkich obecnych podziwem, blada twarz dziecięcia rumienić się zaczęła, potem własną siłą ruchu nabierała, a podnosząc głowę, jak ze snu wstało opłakane pacholę. Wielce ucieszeni rodzice przywróceniem do życia ich syna, od razu udali się z nim do grobu Michała błogosławionego, spełnili ślub uczyniony, a ksiądz Mikołaj proboszcz z Kamiennej, przełożony tego klasztoru, z kazalni ogłosił to cudowne przywrócenie owego chłopczyka do życia.

 

Anna Szydłowiecka, kasztelanowa krakowska, w tak wielkim zostawała przy połogu niebezpieczeństwie, że wszyscy zwątpili o jej życiu, z powodu niewłaściwego położenia dziecięcia; a gdy coraz dotkliwsza uciskała ją boleść, ofiarowała się z potomkiem, jeśli go Bóg da szczęśliwie urodzić, że zwiedzi grób Gedrojca w kościele Marka świętego. Od razu powiła śliczne dziecię bez wszelkiej trudności. Po niedługim czasie przyszedłszy do zdrowia, z wdzięcznością odwiedziła grób Michała, a nabożnie dziękując Panu Bogu za udzieloną łaskę, zawiesiła srebrną ślubnię znacznej wielkości u grobu Michała.

 

Przywiedzione tu cudowne skutki miłosierdzia Bożego, za przyczyną Michała wiernemu ludowi okazane, stały się za przełożeństwa księdza Mikołaja z Kamiennej, które on wiernie skreślił i potomnej podał pamięci; inne zaś cudowne wydarzenia od pożaru z klasztorem św. Marka spłonęły. Zostawił wymieniony Mikołaj także drugie pismo, w którym zeznaje, że w roku 1521, to jest w lat trzydzieści sześć po śmierci Michała, ciało jego tak było całe i nienaruszone, jakby co dopiero życie był zakończył.

 

Kiedy Bóg wszechmocny z dobroci swej coraz hojniej udzielał łaskę żebrzącemu ludowi o ratunek w rozmaitych życia przygodach u grobu Michała Gedrojca, na przełożenie xx. kanoników Najświętszej Panny Maryi de Metri, ksiądz Marcin Szyszkowski, krakowski biskup, dnia 4 czerwca 1624 roku dozwolił, aby ksiądz Oborski, biskup laodycejski a krakowski sufragan, z uroczystym obrzędem wobec zgromadzonego ludu błogosławione zwłoki Michała z grobu wydobył i w kościele Marka św. na jawią wystawił, umieściwszy je w kościele przy wielkim ołtarzu, dla przystępniejszego ich uczczenia i religijnej pociechy ludu krakowskiego.

 

–––––~~~~~~–––––

 

 

Żywoty Świętych Patronów polskich, napisał X. Piotr Pękalski Ś. T. Dr. Kan. Stróż Ś. Grobu Chrystusowego. Z ośmią rycinami. Kraków 1862, ss. 159-180.

 

Przypisy:

(1) Pierwszy rękopis żywota świętobliwego Michała spłonął podczas pożaru klasztoru św. Marka w Krakowie w r. 1544, ten zaś któryśmy skreślili jest zebrany z żywota w r. 1565 przez X. Jana z Trzcianej, Akademii Krakowskiej profesora, napisanego według podania zakonników, którzy z Michałem razem żyli, a szczególniej Stanisława przełożonego klasztoru bystrzyckiego.

 

(2) DŁUGOSZ, Dzieje narodu polskiego, księga X, rok 1386.

 

(3) Dzieje Apostolskie, rozdz. 20, wiersz 33-34.

 

(4) Krótko skreślone podanie o zakonie braci Najświętszej Panny Maryi de Metrii de urbe, których w Krakowie Markami, od kościoła Marka św., zwano:

 

Za czasów Aleksandra III papieża, kiedy cesarz Fryderyk I, Barbarossa zwany, srogo uciskał tego papieża, zabrał mu państwo kościelne, a nawet otoczywszy wojskiem kościół św. Piotra w Watykanie, usiłował modlącego się w nim papieża wziąć w niewolę; że tego niełatwo mógł dokonać, kazał podłożyć ogień u drzwi kościelnych, i na dach zarzucić. Słudzy kościelni, chcąc ocalić bazylikę od pożaru, otworzyli podwoje świątyni, a tak wpuścili srogiego cesarza, papież zatem zmuszony został ucieczką się ratować. Wsiadłszy na przygotowany dla siebie przez Wilhelma króla Sycylii, dobrym zwanego, statek, na nim przypłynął najprzód do Gaety, a po krótkim czasie przybył do Benewentu, gdzie Wilhelm mieszkał. Tu ze czcią od króla przyjęty papież, bawiąc przez czas niejaki, na żądanie króla Wilhelma około r. 1169 zatwierdził zawiązany, według reguły św. Augustyna, zakon braci Najświętszej Panny Maryi, krzyż na sukni noszących; jak pisze Gakon w życiu Aleksandra III. Oblókł ich w białe suknie, przydawszy im na płaszcze krzyż pojedynczy z sukna czerwonego. Ci bracia mieli z pobożnością połączone starania w szpitalach około ubogich pątników do Ziemi świętej przez Sycylię przechodzących, i z niej powracających. Opatrywali chorych i daleką pielgrzymką znużonych; a jeśli który dokonał żywota w ich szpitalu, przyzwoitym pogrzebem go pochowali. Ta więc religijna ich usługa, tak u króla jako też w powszechności, wielką dla nich zjednała łaskę. Ten zakon na Czwartym Soborze Lateraneńskim w r. 1215 Innocencjusz III papież zatwierdził, i wielkimi obdarzył przywilejami. Stąd więc sława tego zakonu po całym świecie chrześcijańskim nabrała rozgłosu. Niedługo potem jeden rzymski senator, imieniem Demetri, pobożnością wiedziony, sprowadził tych zakonników z Sycylii do Rzymu, stolicy świata chrześcijańskiego, i umieścił ich przy kościele Najświętszej Panny Maryi, tak zwanym in urbe; aby takie mieli staranie około pielgrzymów z pobożności do Rzymu przybywających, jakie czynili pątnikom do Ziemi świętej. Dlatego zwać się zaczęli: Braćmi Najświętszej Maryi de Metrii de urbe. Zakon ten nawet i w Jerozolimie miał swój klasztor, który pod swoją opiekę patriarcha jerozolimski przygarnął. Dla odróżnienia zatem braci Najświętszej Panny Maryi od szpitalnego zakonu św. Jana, bo i w Jerozolimie Maryjanie przyjmowali pielgrzymów, i w potrzebie ze szpitalnikami św. Jana przeciw nieprzyjaciołom w obronie wiary świętej zbrojnie stawali, i z upoważnienia patriarchy nową: błogosławionych męczenników od pokuty, przybrali nazwę. Albowiem wszystkim, co w wojnach krzyżowych dla rozszerzenia wiary chrześcijańskiej i powiększenia chwały Bożej, walczyli i krew przelewali, pobożność chrześcijańska wieniec i tytuł męczeński udzielać była zwykła. NAKIELSKI w dziele swym: Miechowia karta 55 i 66. W roku 1257 Bolesław Wstydliwy, książę krakowski i sandomierski, sprowadził owych zakonników, braci Panny Maryi de Metrii de urbe beatorum martyrum de poenitentia, najprzód do Krakowa, jak pisze DŁUGOSZ i MIECHOWITA, w księdze 3, rozdz. 54, wystawił dla nich klasztor i kościół pod imieniem św. Marka przy ulicy Sławkowskiej. Z Krakowskiego klasztoru to zgromadzenie rozkrzewiło się w polskim narodzie; a gorliwy o chwałę Bożą Władysław Jagiełło, po nawróceniu Litwinów do wiary chrześcijańskiej, wprowadził tych zakonników przez wileńskiego biskupa, na Litwę, i tam posiadali kilka klasztorów parafialnych; w Bystrzycy niedaleko Wilna, a blisko zamku Gedrojce, mieli jeneralny swój klasztor; tu książę Michał Gedrojc wszedł w powołanie zakonne. NAKIELSKI, karta 61.

 

(5) Świadczy Wojciech Kojałowicz podkanclerzy Akademii Wileńskiej, ks. 3 Miscellanea.

 

(6) List I do Koryntian, rozdz. 1, w. 27.

 

(7) Ks. Mądrości, rozdz. 7, wiersz 7.

 

(8) Anno Domini 1460 in decanatu Joannis de Łowicz, promotus ad gradum artium philosophiae Baccalaureatus in alma universitate studii generalis Academiae Cracoviensis Michaël de Gedroic dux Lituaniae Beatus; – ordinis S. Mariae de Metri. Nam et haec verba adscripta sunt in antiquo libro statutorum et Matricula baccalaureorum et magistrorum artisticae facultatis ejus Academiae Cracoviensis. Unde extractum hoc esse ad quemvis meliorem effectum authentiae sub sigillo Facultatis. Testatur M. Joannes Recki Philosophiae Doctor, professor regius Collegii majoris artisticae et philosophicae facultatis decanus. m. p.

 

(9) O tym przepowiedzeniu pożaru pisze MACIEJ z Miechowa, hist., księga 4, rozdz. 37.

 

(10) Księga I królów, rozdz. 15, w. 22.

 

(11) List I Jana, rozdz. 4, w. 16.

 

(12) O przepowiedzeniu pożaru pisze MACIEJ MIECHOWITA, hist., ks. 4, rozdz. 37.

 

Niestety! ziściło się Michała przepowiedzenie; albowiem w przewłoce lat pięćdziesięciu klasztor Marka św. w Krakowie po trzykroć spłonął. Pierwszy raz zgorzał ten klasztor za panowania Jana Alberta, r. 1494 dnia 29 czerwca, wionął ogień wszczęty przy nowej bramie, i tak gwałtownie palił dachy na domach po wszystkich ulicach, że przy wielkim ratunku w ulicy Szewskiej zaledwo został zgaszony. Drugi raz za Zygmunta I w r. 1528 w wigiliją św. Marka powstał wielki pożar u tejże nowej bramy, i w przeciągu czterech godzin za nawalnym wiatrem spalił wszystkie domy aż po ulicę św. Szczepana; spłonął wtedy klasztor i przednia część kościoła Marka św., a na Kleparzu wszystkie dachy na domach zgorzały. Trzeci raz w r. 1544 w czwartą niedzielę Wielkiego Postu, zwaną "Laetare", o godzinie pierwszej w nocy wszczął się wielki pożar w ulicy św. Jana; okropna ta lawa po tej ulicy grasując, przeniosła się na Sławkowską ulicę; tu klasztor Marka św. i przyległe domy w perzynę zamieniła. Pisze MACIEJ MIECHOWITA i NAKIELSKI, karta 60.

 

Ale te twarde przygody dla klasztoru św. Marka w Krakowie jeszcze nie zakończyły przepowiedzianych przez umierającego Michała kar Bożych; bogato uposażony jeneralny klasztor tego zakonu w miasteczku Bystrzyce na Litwie, dla rozprzężonych obyczajów, mianowicie Jana, przełożonego klasztoru, Michała plebana michnickiego, oraz innych zakonników zbaczających od ścisłości życia zakonnego, utracił swoje istnienie. Obszerne jego niwy wokoło klasztoru trzy tysiące kroków obejmujące, sioła i miasteczka, jeziora, lasy i łąki, za zezwoleniem Władzy duchownej i Zygmunta Starego w r. 1524 przeszły na własność wileńskiej kapituły katedralnej; od owego zatem czasu zakon ten w Polsce chylić się zaczął ku upadkowi. Klasztor św. Marka w Krakowie, dla braku wstępujących do niego kandydatów, przy schyłku osiemnastego stulecia, wygasł zupełnie, a gmach i dochody władza diecezjalna dla wysłużonych świeckich kapłanów przeznaczyła.

 

(13) Ta przepowiednia Świętosława dotąd się nie ziściła.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXXIII, Kraków 2023

Powrót do spisu treści książki pt.
Żywoty Świętych Patronów polskich

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: